Menu
Gildia Pióra na Patronite
marfefta

marfefta

Zmiany są dobre. Tak mówią.

Spojrzałam jeszcze raz na ciebie. Byłeś blady, ale spokojny. Spałeś. Nie miałam serca cię budzić, dobrze wiem, że nigdy nie możesz się porządnie wyspać. Przysiadłam na brzegu łóżka. Nie wiem czemu zebrało mi się na wspominanie.
- Pamiętasz jak pierwszy raz się spotkaliśmy? Nigdy tego nie zapomnę. Spojrzałeś na mnie, świdrowałeś mnie wzrokiem. A potem tańczyliśmy. Do rana. To była środa…
A jak poprosiłeś mnie o rękę? Miałam serce w gardle! Ale byłam pewna, że chcę za ciebie wyjść. Ani na chwilkę się nie zawahałam. I jestem pewna do dzisiaj.
Od razu po zaręczynach powracają do mnie wspomnienia z naszego ślubu. Rozpłakałam się w trakcie przysięgi. To z tych nerwów. Ale podczas pierwszego tańca byłam tak spokojna, jak nigdy dotąd. Trzymałeś mnie w ramionach, czego więc miałam się bać?
Mówili, że będzie okropnie trudno. Ale wbrew wszystkiemu nam się udawało. Wychodziliśmy z kryzysowych sytuacji cało, zawsze pełni nadziei na kolejne dni. Wiesz, jak nam tego zazdrościli? Obgadywali nas za plecami. A my mieliśmy to gdzieś, tego też nie mogli przeżyć.
Kiedy urodził się nasz syn, pękałeś z dumy. Każdy powtarzał, że ma nos i oczy po tacie. W ogóle twierdzili, że to „wykapany tatuś”. Ja miałam jeszcze jeden powód do dumy, cieszyłam się, że to właśnie mnie wybrałeś na matkę twoich dzieci… Tak bardzo się cieszyłam! Potem zaczęły się schody. Praca na dwa etaty, 3 dzieci, problemy ze zdrowiem… Ale znów jakoś dawaliśmy radę. Nie zawsze było kolorowo, oj nie. Jedyne co dodawało mi otuchy to twoje słowa, zapewnienia. Ufam ci bezgranicznie, wiesz? Mówili też, że jesteśmy za młodzi. Za młodzi na prawdziwą miłość, za młodzi na ślub, na dzieci… Nie mieli racji. Takich rzeczy się nie da zaplanować, to przychodzi bez ostrzeżenia.
Ostatnie wspomnienie to dzisiejszy poranek. Miałeś ważne spotkanie z klientem. I wiązałam ci krawat… mimowolnie się uśmiecham. Nigdy nie umiałeś go dobrze zawiązać. Powiedziałeś, że wrócisz za 2 godziny, więc się nie żegnaliśmy, pocałowałam cię tylko w policzek na „do widzenia”. Przecież zawsze tak robię, a ty zawsze wracasz o 15:30 do domu i zawsze potem jemy obiad a później zawsze…
To „zawsze” mnie zgubiło. Skąd mogłam wiedzieć, że ten kierowca tira zaśnie za kierownicą? Gdybym wiedziała, nie wypuściłabym cię z domu. Siedziałbyś teraz koło mnie, a nie leżał nieprzytomny. Chcę wrócić do dzisiejszego poranka i to zmienić, ale nie wiem gdzie są te cholerne wskazówki, którymi cofa się czas… Słyszę kroki, idzie lekarz. Niesie coś w ręku. To chyba zgoda na pobranie narządów…
Po co mam to podpisywać i robić komuś nadzieję? Przecież ty się zaraz obudzisz. Wstaniesz i pójdziemy do domu, bo tam czekają na ciebie dzieci… Czekają, aż tatuś wróci i poczyta im jak co dzień bajkę na dobranoc. Proszę cię, chodźmy już. Przecież wiesz, że one nie potrafią zasnąć, zanim im nie poczytasz… A ja nie umiem zasnąć, zanim się do ciebie nie przytulę… Proszę… Kto mnie jutro obudzi i szepnie: „Kochanie, wstawaj, już siódma!”, kto schowa się w szafie i będzie udawał potwora, który budzi się, gdy dzieciaki są niegrzeczne? Kto powie: „Nie martw się, wszystko będzie dobrze.”? Kto usiądzie na pustym miejscu przy stole… Przecież nikt nie da rady cię zastąpić…
Teraz jest tylko pustka i te kołatanie połówki serca. Mojej połówki serca. Jego druga część leży na tym zimnym szpitalnym łóżku.. Co mam powiedzieć gdy zapytają, kiedy wróci tata?

Zmiany są dobre. Tak mówią.
Chyba zapomnieli dodać, że tyczy się to tylko zmian „na lepsze”.

2259 wyświetleń
31 tekstów
1 obserwujący
  • 28 February 2010, 00:27

    dobre.. z czystym sumieniem umieścił bym przedrostek.. bardzo .. z przyjemnością przeczytam wiecej Twoich opowiadań . I zapraszam do mnie.