Menu
Gildia Pióra na Patronite

Droga Donikąd- Wydawnictwo Zacisze - Marek (Fragment)(30)

Grażyna P.

Grażyna P.

Zdawała sobie sprawę z własnego opłakanego wyglądu.
Potargana, podrapana i jeszcze te podarte rajstopy. Pasażerowie patrzyli na nią z dezaprobatą.
To bardzo przykre dla niej doświadczenie, doprowadziło ją do stanu depresyjnego, używki tylko wzmogły uczucie paniki, niepokoju i lęku. Patrzyła, już na swoje odbicie w lustrze z odrazą.
Tam po drugiej stronie, płaskiego, szklanego obrazu w ramkach, mieszkała obca dziewczyna, której nie mogła zaakceptować.
Miała wrażenie, że to jest czyjeś ciało, któremu tylko się przygląda a ona stoi obok. Będąc po prostu czymś nieokreślonym, ale też bez skazy i konkretnego kształtu, niczym poruszająca się plazma we mgle.
Tego też dnia po powrocie, przedawkowała narkotyki popijając alkoholem, chciała zapomnieć o Marku i swoim beznadziejnym życiu.
Przez kolejne dni, nie wychodziła z pokoju hotelowego. Wreszcie zapadła w głęboki niespokojny sen. Stała się lekka jak piórko i uniosła się wysoko nad ziemię. Spoglądała już bez lęku w dół, kołysana wiatrem czując przyjemne ciepło, otulona puszystą bielą.
Przez którą jak ostre, jak kolce, przebijały się jasne promienie słońca. Dotarł do niej ból i głos
- jest już z nami, wróciła. Nie wiedziała, czy śni czy ktoś do niej mówi, powieki były bardzo ciężkie, niczym ołów. Czuła się tak, jakby ktoś ogromny ładunek, położył na zmęczonej piersi.
Udało jej się wreszcie otworzyć oczy. Obraz nadal był rozmazany nie mogła nikogo poznać, widziała wykrzywione obce twarze, słyszała głosy, jakby zza grobu to oddalały się to przybliżały, zapadła w nicość. I znowu miała sen, że biegnie boso po ostrych kamieniach, ma poranione stopy a przed sobą widzi drzwi, że starą klamką w stylu rustykalnym, musi do nich dotrzeć, ale wciąż się oddalają, pomimo jej ogromnego wysiłku. Zaczęła krzyczeć, bo poczuła strach, który ją sparaliżował, tak że nie mogła ruszyć się z miejsca.
Nagle zobaczyła pochyloną nad nią jakąś zniekształconą twarz
- pomóż mi wyszeptała. Matylda leżała na łóżku szpitalnym przymocowana pasami. Kiedy rano się obudziła w zamkniętej Sali, oprócz niej nie było nikogo.
- Gdzie ja jestem? zapytała głośno, ale nikt jej nie odpowiedział, zobaczyła tylko białe zimne ściany.
Chciała wstać, lecz nie mogła się ruszyć, było to niemożliwe, również przez unieruchomioną rękę z igłą wbitą w żyłę i podłączoną kroplówkę.
Nagle drzwi do pokoju otworzyły się i weszła rudowłosa pielęgniarka
- dzień dobry, powiedziała
- wiesz, gdzie jesteś? zapytała dziewczynę.
Matylda skinęła głową, z zachrypniętego gardła nie mogła wydobyć głosu, czuła ze brakuje jej śliny.
- Pić wody, wyszeptała zachrypniętym głosem. Po chwili do sali, weszła salowa ze śniadaniem, podała dziewczynie kubek z kawą zbożową. Nawilżyła jej usta, Matylda podziękowała gestem. ( Ciąg dalszy nastąpi)

3819 wyświetleń
48 tekstów
1 obserwujący
  • Grażyna P.

    28 June 2020, 16:03

    Dziękuję za opinię.