Menu
Gildia Pióra na Patronite

odwiedziny

Leike

Leike

Zaparkował samochód tuż obok bramy nr 3. Wysiadł z auta, otworzył bagażnik, wyjął duży, biały znicz z wizerunkiem anioła, zamknął bagażnik, a następnie samochód. Ruszył w stronę cmentarza. Po chwili wszedł w 12 sektor. Stanął przed niewielkim, szarym grobem. Wyciągnął z kieszeni zapalniczkę, podpalił knot wkładu i postawił znicz obok trzech innych. Napis na grobie brzmiał: śp Lidia Kowalska. Ur. 23.05.1978 r., zm. 23.12.2004 r. Bóg tak chciał.

Bóg tak chciał. To zadziwiające, że Najwyższy dał nam wolną wolę, dzięki której to my decydujemy o naszym życiu, ale w niektórych przypadkach to właśnie On decyduje, jak długo żyjemy. Czy ma takie prawo? Dzień po śmierci Lidii, a to była Wigilia Bożego Narodzenia, Krzysztof był przekonany, że Bóg nie ma prawa decydować o naszych narodzinach, życiu, a tym bardziej o śmierci. Szczerze go znienawidził. Gdyby mógł, podałby go do sądu i żądał kary najgorszej. Nie śmierci. Bo to byłaby już hipokryzja. Tamten dzień spędził sam. Mieli z Lidią jechać do jej rodziców na uroczystą kolację. Nie pojechali. Został sam w domu. Jego rodzice jeszcze o niczym nie wiedzieli. I to było dobre. Bo jeśli on nie wróciłby do ojca i matki, to z pewnością oni przyjechaliby do niego. Nie chciał tego. Włączył w komputerze dyskografię Sigur Rós, którą tak bardzo uwielbiała słuchać, pił i płakał. Po trzech godzinach stracił głos i nie mógł krzyczeć. Z tego powodu pragnął krzyczeć jeszcze głośniej. Gdy kończyła się wódka, biegł do łazienki, obijając się o ściany i meble i wymiotował do wanny. Następnie wracał, wyciągał z barku kolejną butelkę i pił dalej. Przestał wieczorem, gdy na niebie pojawiła się pierwsza gwiazda, mówiąca innym „możecie świętować”. Przestał, bo stracił przytomność.
Zapalił jeszcze jeden znicz, który zgasł pod nieobecność rodziców Lidii. Usiadł na ławeczce przed grobem. Wyciągnął z kieszeni papierosy, zapalił jednego.

- Cześć, kochanie. Przyszedłem cię odwiedzić. Wiem, że przychodzę od tygodnia. Pewnie chciałabyś mieć spokój. Ale ja tak bardzo tęsknię za tobą. Jak inaczej mógłbym z tobą rozmawiać? Gdy mówię do zdjęć, płaczę i po chwili nie mogę wydobyć z siebie słowa. Zresztą, nie chcę zbytnio przeżywać twojej śmierci. Twojego braku. Przecież ruszyłem naprzód. Mam Beatę, nową pracę, piszę pracę magisterską. Codziennie rano biegam, co miesiąc jeżdżę w góry i spaceruję. Tego byś przecież chciała, prawda? Mam dobry dzień. Smutny, ale dobry. Wstałem dziś wcześnie. Dobrze wiesz, że zawsze miałem trudności ze wstawaniem. Ale gdy zobaczyłem Twój uśmiech, gdy stałaś przed łóżkiem i budziłaś mnie w swojej białej koszulce nocnej, miałem motywację. Dziś moją motywacją było spotkanie z tobą. Bo ja lubię cię odwiedzać. Zrobiłem sobie nasze naleśniki na śniadanie i kawę. Ogoliłem się. Potem usiadłem do komputera i napisałem kolejny rozdział mojej książki. Anna zrezygnowała z odebrania sobie życia. Gdy stanęła na barierce mostu, dzięki zimnemu podmuchowi wiatru straciła równowagę i upadła do tyłu. Poczuła jaśmin. A następnie ból. W szpitalu zdała sobie sprawę, że to Kasia uratowała jej życie. Bo to przecież ona zawsze pachniała jaśminem. Potem wyłączyłem komputer, włączyłem Requiem Mozarta, usiadłem w fotelu i skończyłem czytać Białe Jabłka Jonathana Carrolla. Wiesz, jaki jest mój ulubiony fragment? Ja właśnie płakałem. Nie po wierzchu. Czułem coś takiego, jakby z drugiej strony moich oczu łzy do wewnątrz mnie spływały. Doświadczył pan może takiego płaczu?
Ja tego doświadczyłem. Wiele razy płakałem w środku. Czasami tylko po to, by inni nie widzieli moich łez. Potem zabrałem się za gotowanie obiadu. Zaprosiłem Martę, moją koleżankę z roku. Basia pojechała na kilka dni na wieś. Gdy przyszła, danie było już gotowe. Marta miała na sobie stylową czarną sukienkę i czerwony sweterek. Rozmawialiśmy o studiach, o naszych bliskich zmarłych i o Poświatowskiej. Jej ulubiony wiersz:

Jestem Julią
mam lat 23
dotknęłam kiedyś miłości
miała smak gorzki
jak filiżanka ciemnej kawy
wzmogła
rytm serca
rozdrażniła
mój żywy organizm
rozkołysała zmysły
odeszła

Jestem Julią
na wysokim balkonie
zawisła
krzyczę wróć
wołam wróć
plamię
przygryzione wargi
barwą krwi
nie wróciła

Jestem Julią
mam lat tysiąc
żyję

Gdy wyszła, zacząłem szykować się na spotkanie z tobą. Ubrałem swój najlepszy garnitur, założyłem płaszcz (chłodno dzisiaj, prawda) i… przyjechałem.
Lidko, bardzo mi ciebie brakuje. Codziennie myślę o tobie i cię wspominam. Czasem Beata ma mi za złe, że jej nie słucham, lecz błądzę myślami po przeszłości. Ale rozumie mnie. Może nie rozumie mojego stanu, ale bardzo, bardzo cenię sobie jej wyrozumiałość. Wie, że nie przestanę o tobie myśleć. Chce, bym był szczęśliwy. Czy jestem szczęśliwy? Czy ja ją kocham? Czy w ogóle mogę ją kochać, tęskniąc i kochając ciebie?

Wypalił papierosa. Wyciągnął z kieszeni papierową torebkę, w której znajdowały się zdjęcia. Zaczął je przeglądać. Nie mógł powstrzymać łez. Oglądnął się tylko za siebie, sprawdzając, czy nikt nie patrzy.

17 575 wyświetleń
166 tekstów
54 obserwujących
  • Sheldonia

    16 January 2012, 15:54

    Poruszasz swoimi opowiadaniami moje zardzewiałe serce.