Zamykał drzwi za sobą, zerkając na mnie. Na jego twarzy pojawił się grymas pewności. -Coś mówiłaś? - zwrócił się do mnie, uśmiechając się na pokaz -Miałem wrażenie, że mnie wołasz. -Zdawało Ci się, nie jesteś mi w tej chwili potrzebny. Mówiłam to, nie wierząc w najdrobniejsze znaczenie tych słów. Pożądałam go, pragnęłam, był mi potrzebny jak woda do życia. Jednak uwielbiałam stawiać go w niepewności. -Na pewno? Jeśli chcesz zostanę. Późno już, a ty sama w tak dużym domu. Nie boisz się? -Na pewno. I czego się tu mam bać we własnym domu? Jedynie, twojej obecności. - zachichotałam. Wrócił się, objął mnie w pasie i przybliżył się tak bardzo, że czułam jego oddech na moich ustach. Serce biło mi jak oszalałe. To koniec. Poddałam się. Poddałam się pod opiekę jego ramion. To był koniec - koniec mojej samotności.