Menu
Gildia Pióra na Patronite

Coraz dziwniej... cz. III

Ancyk

Z trudem dowlokłam się schodami do pokoju, drżąca, oszołomiona i spragniona snu.
Gdzieś w oddali zawyły syreny i ogarnęło mnie irracjonalne przekonanie, że policja jedzie po mnie. Resztki psychicznej równowagi przepadły bez śladu, gdy wpadłam do środka omal nie przewracając się na Kitsunebiego. Wykonałam iście akrobatyczny skok - ratując zarówno siebie jak i biednego liska - i dopadłam telefonu.
- Arisa, kochanie!
- Mama! - wydyszałam.
- Wszystko w porządku, skarbie? - przez słuchawkę płynęły do mnie fale troski.
- Tak, wszystko gra. Biegłam od drzwi, żeby odebrać telefon, i musiałam przekroczyć nad lisem.
- Nad lisem? Wciąż masz tego zwierzaka - spytała.
- Mam tu straszny rozgardiasz, zapomniałam ci o nim powiedzieć - przyciskając telefon do ucha oparłam się o ścianę i osunęłam na podłogę. Spodobało się to Kitsunebiemu, który od razu wlazł mi na kolana.
- Myślę, że powinnaś nam coś powiedzieć o tym lisie - odezwał się głos ojca.
- No cóż, to znajda - to musiało trafić do czułego matczynego serca. - Jest cudownym zwierzakiem. Po prostu cudownym. O, chce was pozdrowić - zbliżyłam komórkę do pyska liska i bez większej nadziei powiedziałam: - Mów!
Kitsunebi szczeknął.
Przyłożyłam na powrót telefon do ucha.
- Proszę! I co o tym myślicie?
Z miejsca, w którym siedziałam widziałam fragment sypialni, niestety okolice łóżka Trischy były poza zasięgiem mojego wzroku. Raptem lis zerwał się na równe nogi. Zastrzygł uszami i zaczął się bacznie wpatrywać w głąb sypialni.
Gdy zaczęłam go obserwować, jedną częścią swojego umysłu zmagając się z incydentem w barze, drugą słuchając głosu matki, a jeszcze inną pragnąc zapaść w sen, zza rogu wypłynął, kierując się w moją stronę, strumyczek wody. Kitsunebi szczeknął krótko i umilkł.
- Mamo, muszę lecieć. Chyba zostawiłam odkręconą wodę. - Wyłączyłam komórkę i wstałam chwiejnym ruchem. Od wody biła żółta poświata. Strużka posuwała się do przodu, co chwilę zmieniając kierunek, jakby omijała niewidoczne przeszkody na swojej drodze.
Kitsunebi odwrócił się do mnie ze lśniącymi oczyma, w których widoczna była dezaprobata.
„O.P.A.N.U.J E.M.O.C.J.E“
Zwalczyłam w sobie chęć ucieczki. Lis spojrzał mi w oczy, a potem z opuszczonym ogonem ruszył ostrożnie przed siebie.
„O.B.R.A.Z“
Poruszałam się cicho, ale w skupieniu, które wyostrzyło moje zmysły. Słyszałam wszystko: od leciutkiego szmeru wody, poprzez powolne bicie serca Kitsunebiego, a skończywszy na miarowym łopocie żagli.
Obraz wiszący nad łóżkiem Trischy żył, a wręcz był pochłonięty sobą. Onyksowe morze przelewało się przez ramę, ściekało po ścianie i spływało na podłogę. Fale wznosiły się i opadały niczym dyszący, żywy stwór. Ciemnowłosego mężczyzny wzywającego pomocy już nie było. Krzyki ostatnich żyjących były słabe, niemal niesłyszalne.
Kitsunebi warknął i przywarł do podłogi.
„Meduza się rusza.“
Chwyciłam pierwszy ciężki przedmiot, jaki mi się nawinął - powieść historyczną Trischy. Zamachnęłam się nim nad głową i posłałam go wprost w stronę obrazu.
Książka trafiła w cel z głośnym trrrach! i rozpryskiem żółtego światła.
Nagle znalazłam się znów w znajomym otoczeniu. Jedynym śladem po tym, co działo się przed chwilą była leżąca na środku powieść oraz obraz wiszący pod nienaturalnym kątem.
Za plecami usłyszałam głos Namidy.
- Mało, że zostawiłaś mnie w samym środku jakiegoś kataklizmu - musisz jeszcze zdemolować sypialnie, tak?
Wmaszerowała do środka, rzuciła się na łóżko i wlepiła wzrok w sufit.
- Arisa, muszę powiedzieć, że kompletnie ci odbiło.
Stałam jak wryta. Całe ciało miałam niczym z lodu. Kitsunebi trącił mnie nosem w kostkę, a potem podskoczył i pchnął mnie nosem w rękę. Pogłaskałam go po uszach. Usiadłam na środku pokoju.
- Arisa? Słyszysz mnie? Dałaś słowo, ze już skończyłaś z grzmoceniem ludzi po głowach. Oczywiście ten padalec na to zasłużył... ale ty zdemolowałaś cały lokal! - zachichotała do siebie. - Chociaż, kurna, trzeba przyznać, że to robiło wrażenie.
- Tak - szepnęłam.
Brzmienie mojego głosu zaalarmowało przyjaciółkę. Namida poderwała się i spojrzała na mnie z troską.
- Hej! Żartowałam, że ci odbiło. Wyglądasz okropnie.
Zeskoczyła na podłogę.
- Podać ci coś? Szklankę wody? Może wezwę pogotowie? - Głos jej drżał. - Arisa, boję się ciebie.
- Nie - powiedziałam przez zaciśnięte gardło. Odchrząknęłam i powiedziałam głośno. - Idę spać. Nie chce o tym mówić.
Nam przygryzła wargę.
- Świetnie - powiedziała nerwowo. - Po prostu świetnie.
Podniosłam się. Czułam się, jakbym miała sto lat.
- Może ci pomoc?
Potrząsnęłam głową.
- Ja tylko...
- Tylko co?
Popatrzyłam na nią z rozpaczą.
- Ja tylko chce, żeby wszystko miało sens.
Namida pobladła. Zdałam sobie nagle sprawę, że moja przyjaciółka wcale nie była taka harda, na jaką chciała wyglądać. Choć kosztowało mnie to resztkę sił, odetchnęłam głęboko, rozluźniłam ramiona i usiadłam z powrotem. Skrzyżowałam nogi i powiedziałam, siląc się na luźny ton:
- Wygląda na to, że dałam Thomasowi niezły wycisk, nie sądzisz?
Namida uśmiechnęła się na próbę.
- Żebyś wiedziała!
- Co się stało z Miss Mostów Wiszących 2015?
Zachichotała.
- Kto to wie? Założę się, że uciekła w podskokach. Założę się, że jest już w połowie drogi do Capital City.
Uśmiechnęłam się i skinęłam głową. Wszystko będzie dobrze.

724 wyświetlenia
24 teksty
0 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!