Menu
Gildia Pióra na Patronite

Pierwszy śnieg (50)

grejsza

grejsza

Yakami powoli odpływał do innego świata. Był to świat bez bólu, trosk, marzeń, pragnień, tęsknoty... Początek końca istnienia duszy, której nie dane było spędzić na ziemi więcej czasu.

Nazywano to miejsce Letarium. Było to coś w rodzaju poczekalni, trafiały tu dusze, które były jedną nogą w nicości, ale miały jeszcze nikłe szanse na przeżycie. Teraz leżała tu dusza Yakamiego.
Na powiekę chłopca spadł pojedynczy płatek śniegu, który rozpuścił się niemal natychmiast, spływając z jego rzęs na blady, zdarty policzek. Wyglądał jakby płakał.
Zgarnął dłonią śnieg, w którym leżał i który powoli zaczął go przykrywać zimną puchową kołdrą. On sam nawet nie wiedział ile tam leżał.
Drugą ręką dotknął rany na brzuchu, której teraz w ogóle nie czuł. Zdziwiony otworzył oczy i spojrzał na miejsce, w które zranił go Alois. Wyglądało jak wcześniej, teraz jeszcze zauważył, że jest zabrudzone. Jednak nie bolało.
Rozejrzał się wokoło. Prócz niego było tu jeszcze wiele osób czy raczej dusz czekających na śmierć lub zmartwychwstanie. Yakami dojrzał w tłumie mężczyznę z zainfekowaną, ogromną raną na nodze, kobietę, która ciągle wymiotowała i wiele innych ludzkich tragedii. A także nadziei na powrót do własnego ciała, do świata żywych.
Z ciemnego nieba zaczął padać czysty, biały śnieg. W Letarium padał tylko i wyłącznie śnieg, był to znak, że na którąś duszę z tych tutaj obecnych, zapadł wyrok. Wszyscy zwrócili przestraszone oczy na niebo. Wyjątkiem był chłopak, który siedział w wielkiej górze śniegu i wyglądał jakby mu było wszystko jedno. Yakami uśmiechnął się mimowolnie, gdy go zobaczył.
Wstał z ziemi usłanej świeżym puchem i podszedł do chłopaka chwiejnym krokiem, jakby zapomniał jak się chodzi. Usiadł pod górą i jeszcze raz na niego spojrzał. On patrzył się obojętnie na przerażone ludzkie dusze. Na "ciele" miał wiele ran każdego rodzaju, a w uchu wielką dziurę po kolczyku. Drugi kolczyk dalej był wbity w ucho. Na szyi miał wytatuowane trzy cyferki, które komponowały się z wypalonym na gardle herbem jakieś arystokratycznej rodziny.
- Czekasz na śmierć czy ratunek? - rzucił chłopak obojętnym tonem, skanując Yakamiego wzrokiem. Zatrzymał się na ranie po sztylecie i aż krzyknął z wrażenia. - Gdzieś ty tak dostał?!
- Na ratunek. - odpowiedział Yakami - A co do drugiego pytania, to załatwiła mnie tak pewna sierota...
- Sierota? - przerwał mu- To takie dzieci, które są szkolone na prawe ręce tych ludzi, co nazywają się świtą?
- Tak - przytaknął - Znasz jakąś osobiście? - to było bardzo głupie pytanie.
Chłopak uśmiechnął się lekko i przejechał palcem po herbie na szyi.
- Znałem kogoś, kto w późniejszym czasie został sierotą. Bardzo okrutną sierotą. Ale wcześniej był dobry, pomógł mnie uratować... I tak nic mi to nie dało.
- Jesteś z Krainy Czarów? - zapytał Yakami nie za bardzo wiedząc co mówi. Chłopak zamrugał oczami, po czym westchnął smutno a jego usta wykrzywiły się w krzywym uśmiechu.
- Tak, jestem z tego okropnego miejsca. On też stamtąd pochodził. Wtedy nazywał się Irid, teraz każe nazywać się Alois. - dotknął dziury po kolczyku - To on cię tak zranił? - Yakami kiwnął głową i jeszcze raz spojrzał na pamiątkę pozostawioną przez sierotę na jego ciele. - Musiałeś go nieźle wnerwić... Spotkałem go rok temu i wcale nie przypominał dawnego siebie. Jakby przeszedł pranie mózgu. Ale jedno się nie zmieniło, kolczyki nosi dalej. - pociągnął za pojedynczego wkręta, wyciągnął go z ucha i zaczął obracać w palcach.
- Co właściwie znaczą te kolczyki?
Chłopak wlepił pusty wzrok w przestrzeń, po czym gwałtownym ruchem rzucił wkręta w śnieg.
- To symbole niewolnictwa w Krainie Czarów. Zresztą nie one jedyne. - zwiesił głowę - Alois ma w uszach kolczyki osób, które były dla niego ważne. Jedną z nich jestem ja, cóż za zaszczyt. - zaśmiał się kpiąco - Ale to oznaka, że dawny on gdzieś tam pod tą skorupą jest. Że nie zapomniał o byciu bohaterem w Krainie Czarów... Że nie zapomniał o nas. - kpiący śmiech zastąpił kojący uśmiech. - Jeśli przeżyjesz dzieciaku, przekaż Aloisowi, że rozmawiałeś z Tisem. Będzie wiedział, że chodzi o mnie.
- Czemu sam mu tego nie powiesz? - zapytał zdziwiony.
Nieznajomy wystawił rękę na śnieg. Niemal natychmiast pokryła się ona jego płatkami. One powoli zaczęły wyżerać jego niematerialną skórę, pozostawiając po sobie obrzydliwy zapach palonego mięsa i wielkie otwarte rany. Yakami również wystawił rękę na śnieg, nic jednak takiego się w jego przypadku nie stało. Śnieg zmieniał się w wodę pod wpływem ciepła jego skóry, która spływała po niej szybko.
- Ten śnieg pada dla mnie - stwierdził cicho Tis - Umieram doszczętnie. - wzniósł głowę do nieba. Na jego policzek spadł następny płatek, który pozostawił po sobie wyżarty mięsień twarzy. Z oka chłopaka popłynęła łza, która wpadła do rany, jeszcze bardziej ją podrażniając. Yakami zamknął oczy, nie miał zamiaru na to patrzeć. - Masz rację, lepiej na to nie patrz. Ale przekaż Aloisowi, że gdzieś tam, w tym świecie są ludzie, który bardzo wiele mu zawdzięczają. I byliby oni bardzo zawiedzeni, gdyby wiedzieli co nasz książę wyprawia. Musisz przeżyć.
Yakami szepnął ciche potwierdzenie. Odwrócił się do Tisa plecami, podwijając nogi i ukrył głowę w kolanach. Czekał aż żrący śnieg przestanie padać. Czekał na życie. Czekał na cud. I kolejną konfrontację z Aloisem w Venomanii.

1083 wyświetlenia
41 tekstów
4 obserwujących
  • Breath...

    28 December 2014, 22:06

    uwielbiam :)