Menu
Gildia Pióra na Patronite

Michalina...

Gomili.Giza

Gomili.Giza

Wysoki czarnowłosy mężczyzna siedział w fotelu poprawiając okulary, za którymi kryły się zielone oczy.
- Proszę, Marcinie. Może zaczniemy od początku.- Powiedział brąz włosy doktor, który okazał się psychologiem. Marcin uśmiechnął się słabo jak i zarazem ironicznie i spojrzał na lekarza.
- Pamiętam, kiedy zobaczyłem ją pierwszy raz. Siedziałem w tedy w klasie od chemii. Był drugi semestr pierwszej gimnazjum. Chemie mieliśmy z dyrektorką. Siedziałem w środku między moimi dwoma kolegami. Ławki były trzy osobowe. Dyrektorka weszła do klasy po drodze witając się z każdym z osobna. Po chwili zrobiło się straszni cicho. Zrobiło się tak, kiedy usłyszeliśmy dość ciche, ale jednak słyszalne zamkniecie drzwi i wszyscy zobaczyli JĄ. Niską blondynkę o jasno niebieskich oczach. Miała na sobie ciemne jeansy, czarną bluzkę z kolibrem i jasną bluzę w stylu ‘College’u’. Przez głowę miła przerzuconą torbę w jasnych kolorach a na nogach glany. Buty w ogóle nie pasowały do jej stroju. Dyrektorka uśmiechnęła się i przedstawiła nam dziewczynę. Michalinę Marzylską. Usiadła w ławce przede mną. Odwróciła się i posłała mi najpiękniejszy uśmiech na świecie pytając jednocześnie czy pożyczyłbym jej podręcznik. Nie byłem wstanie wiec oddał jej mój kolega. Po tym dniu nie byłem już taki sam. Michalina szybko odnalazła się w naszej klasie. Miała głowę w chmurach i czasami była nieobecna. Nie rozstawała się ze swoim ręcznie zdobionym zeszytem. Kiedyś po kilku już tygodniach usiadłem obok niej na przerwie. Chciałem ją jakoś zagadać. Oparłem się plecami o ścianę i już miałem zacząć mówić, kiedy zobaczyłem, że nie słuchałaby mnie. Miała słuchawki. Lekko ją szturchnąłem. Wyciągnęła jedną. Spytałem wtedy, czego słucha. Podała mi słuchawkę. Usłyszałem piękną i delikatna melodie. Nigdy nie zapomnę tego uczucia i moich myśli nad tym jak zwykła melodia bez słów może być taka piękna. Po tym dniu cały czas, kiedy tylko mogliśmy rozmawialiśmy. Dowiedziałem się o niej wiele. Nie lubiła popu, metalu i innych. Uwielbiała zwykłe melodie, ale także, Eminema. Nudne wieczory spędzałem nad wyszukiwaniem melodii, które mogłyby jej się spodobać. Pod koniec pierwszej klasy gimnazjum byliśmy już przyjaciółmi. Zaczęła się druga klasa. I zamiast zajęć artystycznych mieliśmy muzykę. Nigdy jej nie lubiłem. Dlatego chciałem na niej usiąść z Michaliną, ale jej najlepsza przyjaciółka -Paulina zabrała mi to miejsce, więc usiadłem z kolegą, moim przyjacielem -Filipem za nimi. Nauczycielka mówiła o kompozytorach filmowych, że przez pierwszy semestr będziemy się nimi zajmować. Michalina jak zwykle bazgrała w swoim zeszycie. Nigdy nie wiedziałem, co tym razem w nim pisze. Nauczycielka puściła melodie. Nie była ona zachwycając, ale jednak ładna. Zapytał czy ktoś zna film i kompozytora. Zgłosiło się pełno dziewczyn, co mnie zdziwiło. Okazało się, że to melodia z filmu „Zmierzch”, więc moje zdziwienie szybko wyparowała. Z kompozytorem było ciężej. W końcu Michalina z głowa pochylona w stronę zeszytu odezwała się. Swoimi cichym, delikatnym i rozmarzonym głosem. Alexandre Desplat- kompozytor melodii. Do dziś pamiętam jak bardzo zdziwiło mnie to, że potrafiła scharakteryzować tan utwór tak…inaczej. Opowiedzieć, co miał na myśli kompozytor pisząc to. Nauczycielka poprosiłaby przygotowała melodie kilkunastu znanych kompozytorów na następną lekcje. Zacząłem lubić muzykę jako przedmiot szkolny. Oczywiście przygotowała się na następną lekcje. Puszczała, co bardziej znane melodie, lecz nikt nie znał kompozytorów. Niektórzy się powtarzali. John Williams z „Harrego Pottera” i innych, Alexandre Desplat ze „Zmierzchu” itd. Po kilku takich lekcjach potrafiłem odróżnić melodie i wiedzieć, jaki kompozytor je napisał. Najbardziej polubiłem Alexandre Desplat’a. Jego melodie, które nagrał do „Harrego Pottera i Insygnia śmierci cz1” bardzo mi się podobały, ale i nie tylko. Pamiętam to było już pod koniec roku szkolnego. Michalina puściła melodie. Nie mogłem przestać odtwarzać jej w głowie. Po tym jak skończyła płynąć z głośników zapytałem jak nazywa się melodia, bo wiem, że napisał ja Alexandre Desplat. Uśmiechnęła się w tedy zadowolona. Wie pan, co powiedziała?- Zapytał Marcin. Lekarz pokręcił głową.- Powiedziała „ Alexande Desplat, kompozytor, który ujął moje serce melodią ‘The Angel’”. Nie wiedzieć, czemu dokładnie pamiętam ten cytat z jej wypowiedzi. Ściągnąłem melodie z Internetu i słuchałem jej w kółko. Podczas wakacji często się spotkaliśmy a to poszliśmy do parku, na lody albo po prostu na spacer z jej psem. W trzeciej gimnazjum stało się coś strasznego. Zachorowała. Zachorowała na cukrzyce. Zrobiła się inna. Zamknięta w sobie. Kiedy było ciepło nie przychodziła już na boso do szkoły jak to robiła wcześniej. Chodziła ubrana na czarno i wiecznie miłą kaptur na głowie. W końcu zmusiłem ją żeby ze mną porozmawiała. Zaczęła krzyczeć. Krzyczeć, że zawsze wszystko przydarza się jej. Zawsze wszystkie nieszczęścia rodziny spadają na nią. Rozpłakała się. W tedy pierwszy raz zobaczyłem jej łzy i wiedziałem, że już nigdy nie chcę ich widzieć. Przytuliłem ją. Zaczęła okładać mnie swoimi małymi dłońmi, ale w kocu się poddała. Nie chciała mnie puścić. Pamiętam jak się śmiałem, że „uczepiła się jak rzep psiego ogona”. Wtedy zaśmiała się pierwszy raz od jej zachorowania. Chciałem by robiła to częściej. Po kilku miesiącach zaczęła robić się na swój sposób ‘normalna’. Jej strój był w stonowanych kolorach, choć zawsze miała coś czarnego. Próbowaliśmy pomagać sobie nawzajem. Siadałem z nią na polskim gdyż ona była słaba z gramatyki, a ja, gdy mieliśmy omawiać jakiś krótki tekst dostawałem szału. Na geografii, bo tylko ona potrafiła mi wytłumaczyć, czym odgrodzona jest od siebie Europa i Azja i w jaki sposób powstają zorze polarne. Niby dość proste a dla mnie całkiem niezrozumiałe. Siedziałem z nią na fizyce gdyż dla niej była to czarne magia. Pomagaliśmy sobie. Któregoś dnia, pamiętam, że to była zima, jak co tydzień tym razem u niej spotkaliśmy się by pouczyć się i w ogóle spotkać. Leciała piosenka, która ona ubóstwiała „Sia – My Love”, w tedy po raz pierwszy ją pocałowałem. Kiedy się całowaliśmy piosenka zmieniła się na „Maroon5 – She Will Be Loved”. Od tego momentu słuchaliśmy tych piosenek bez przerwy! Pamiętam jak znajomi byli zdziwieni, kiedy trzymając się za ręce weszliśmy do szkoły. Zawszę sądzili, że możemy być tylko przyjaciółmi. Całkiem różniliśmy się od naszych ideałów jako druga połowa. Ja- chciałem długonogiej rudowłosej i zielonookiej piękności. Ona- jasnowłosego, niebieskookiego wysportowanego przystojniaka. Całkiem się różniliśmy. Ona była spokojna wręcz melancholijna, ja rozrabiaka wszędzie było mnie pełno. Ale jednak porozumiewaliśmy się doskonale. Pierwsza klasa technikum, spokojna wszystko szło zgodnie z planem. Druga klasa technikum i tu zaczęły się schody. Inni faceci zaczęli się interesować Michaliną. Niewiadomo, kiedy, dlaczego i w ogóle, po co! Spotkaliśmy się by w tej samej chwili, momencie, sekundzie powiedzieć ‘Nie możemy być razem’. Uśmiechnęliśmy się do siebie i odeszliśmy. Po dwóch tygodniach nie mogłem wytrzymać. Często przechodziłem z przyzwyczajenia koło jej domu, a ona spacerował z psem koło mojego. Półtora miesiąca. Półtora miesiąca równe i ani dnia więcej. Wpadliśmy na siebie w sklepie, i…pogodziliśmy. To było nasze pierwsze i ostatnie rozstanie. Byliśmy na tym samym kierunku w technikum. Technik mechanik. Nigdy nie chciałem nim być. To wszystko przez NIĄ! Cały czas gadała o różnych samochodach. Do dziś pamiętam jak zachwycała się Porsche Carrera 911 koloru krwisto czerwonego. 285 Km/h przy tak małej wielkości pojazdu. Uwielbiała szybka jazdę. Tak samo zachwycała się motorem, który dostała na osiemnastkę i o którym gadała bez przerwy. Suzyki GSXR 750 K9 kolor niebieski. Kochała ten motor! Czyściła go kilka razy w tygodniu. Kiedyś, pamiętam, że zapytałam się o jej najskrytsze i trudne do zrealizowania marzenie. Powiedział, że chciałaby mieć Jaguara XJ 220. Nie wiedziałem, co to za samochód, ale wiedziałem, że bardzo go chciała. Gadało o nim bez przerwy przez trzy godziny! W końcu nadeszła ostatnia klasa technikum i studniówka. Pamiętam jak się denerwowałem. Akurat wtedy ona i jej brat bliźniak- Kamil mieli urodziny, więc była mała rodzinna impreza, bo to już 19 lat, ale to było raczej zwykłe rodzinne spotkanie. Przyszedłem wcześniej. Porozmawiałem z męską częścią rodziny gdyż żeńska siedziała w jej pokoju. Jedyne, co wiedziałem o sukience to, to, że będzie koloru różowego gdyż taki kazali kupić mi krawat. Zdziwiłem się, bo ona tego koloru nie lubiła. Po chwili skrzypnęły drzwi. Pamiętam jak się wtedy spiąłem a jej ojciec poklepał mnie po plecach. Najpierw wyszła jej ciotka, dwie kuzynki i matka a później ona. Boże! Wyglądała tak ślicznie! Jej sukienka wcale nie była różowa. Była kolorowa, bez ramiączek tylko pasek pod biustem był tego koloru tak samo jak falbanka na samym dole. Do tek sukienki miała niewysokie szpilki. Byłem wręcz pewny, że kuzynki ją namówiły. Włosy, które były proste jak drut teraz opadały na jej plecy pięknymi lokami. Uśmiechnąłem się. Nigdy nie widziałem jej w sukience a chciałem widzieć częściej. Dziwne, że tak dobrze pamiętam jak wtedy była ubrana. Bawiliśmy się przednio. Skończyliśmy technikum z niezłymi wynikami z matury, którą oczywiście zdaliśmy. Oboje mieliśmy dość nauki i po prostu poszliśmy do pracy. Nawet pracowaliśmy w tym samym miejscu! Kiedy mieliśmy już 21 lat zacząłem myśleć o oświadczynach. W końcu znalazłem pierścionek z pomocą Pauliny. Pierścionek był z białego złota w stylu staroświeckim z onyksem i szafirem. Byłem w niebo wzięty gdyż ona uwielbiał taki styl. Poszliśmy na spacer w piękną bezchmurna noc, na która czekałem tydzień. Była pełnia. Zatrzymałem się na pomoście i oświadczyłem. Była tak zaskoczona, że nie spojrzała nawet na pierścionek tylko od razu rzuciła mi się w ramiona. Potem były gratulacje i przygotowania. Wiedziałem, że ona wymyśli coś niezwykłego. I tak było. Ślub odbył się w kościele. Kościele z drewna. Był naprawdę uroczy. Ona była piękna. Miała na sobie białą delikatną suknie całą biała z przody pod biustem, z czarnym paskiem, później okazało się, że z tyłu także jest z czarnymi falbanami. Nasz pierwszy taniec przetańczyliśmy przy Sia – My Love i Maroon5- She Will Be Loved. Później było wspaniale. Czułem się jak w niebie. Ona cały czas blisko mnie. Paulina i Filip razem. Dwa miesiące po nocy poślubnej dowiedziałem się, że będę ojcem. Byłem w szoku, bo to był nasz wspólny „pierwszy raz”. Po dziewięciu miesiącach urodziła się Aniela i Aleks. Nasze dwa bliźniaki. Później wszystko toczyło się wspaniale. Ale zawsze ‘wspaniale’ musi mieć swój koniec. Kiedy bliźniaki miały już 11 lat, pojechaliśmy na wakacje do Francji. Wypadek. Straszny wypadek. Wjechał w nas tir i…- Chłopak zatrzymał się by wziąć uspokajający oddech. Przejechał dłonią po czarnych włosach i poprawił okulary jednak schował głowę w dłoniach. Lekarz wychylił się zza biurka.
- Wszystko w porządku?- Zapytał troskliwie mężczyzna.
- Nie! Powinienem zginąć razem z nimi! Dzieci… one były takie małe, delikatne, drobne. A ona… w nią centralnie wjechał tir. Nie miała szans, ale swoją osobą uratowała mnie. Wolałbym umrzeć razem z nimi. Gdyby ona przeżyła chciałaby na pewno tego samego. Mężczyzna z tira był pijany, nie włączył świateł. Była noc. Nie zauważyłem go. To stało się tak szybko! Teraz, kiedy zamykam oczy, widzę nagle włączone reflektory i jej twarz. Przerażoną a jednak uśmiechniętą, jakby mówiła „wszystko będzie dobrze…”. Ale tak nie jest! Zostałem sam. Oni nie żyją a ja męczę się na ty niesprawiedliwym świecie gdzie wszystko ma drugie dno. Wszystko i wszyscy. Nawet ja…- Zakończył z wyczerpaniem opierając się o fotel. Ta historia wstrząsnęła lekarzem. Na początku wszystko było pięknie. Nie wiedział, dlaczego ten 30- latek miałby się załamać i popaść w depresje. Nawet nie zauważył, że nie mówi ‘ ona była w tedy a teraz jest’, mówił tylko i wyłącznie w czasie przeszłym, co umknęło lekarzowi. Chłopak wyciągnął portfel i pokazał mu zdjęcie. Kobiety, jego samego i dwójki dzieci wraz z psem. Opisał swoja żonę tak dokładnie, ale pominął jej urodę, pomyślał. Nie powiedział, że kiedy ją zobaczył uznał, że jest piękna. Nie, pokochał jej wnętrze nie jej wygląd. Już wiedział, że Marcin miał powód do depresji, ale za to wiedział jak ją leczyć a mimo to ta sesja wyczerpała go samego i ze smutkiem na twarzy i szklącymi oczami oparł się o krzesło. Młodzi ludzie umierają tak szybko nie zaznając pełni szczęścia, nie poznając świata, który jest zły jak i dobry. Umierają bez doświadczenia, bez wiedzy o życiu. To było za wcześnie, jeszcze do tego dwójka dzieci, pomyślał patrząc na zadumanego chłopaka. Za wcześnie., Powtórzył w myślach Marcin zamykając oczy. Wszystkie złe rzeczy zawsze dzieją się za wcześnie…

4102 wyświetlenia
52 teksty
0 obserwujących
  • 20 June 2011, 21:45

    Cudne .

  • Cendii

    19 June 2011, 21:48

    jej, śliczne .
    morał jest piękny !