Wypijam kieliszek. Gorzka ciecz spływa po moim przełyku i zostawia niesmak w gardle. Patrzę za okno. Liście delikatnie drgają, inne ogarnia paraliż. Być może się czegoś boją. Nie mam już sił przełykać śliny z gulą w gardle, boję się sama chodzić ulicami i mijać ludzi. Z tych nerwów cały czas mi słabo i palę zbyt dużo papierosów. Znów nasila się kaszel palacza.. biedne moje zdrowie. Czasem mówię do Ciebie w smutne noce, zamykam oczy i wyobrażam sobie Twój dotyk. Wiem, że gdybyś był obok płakałabym mniej. Płaczę raczej w nocy, w dzień zdradza mnie rozmazany tusz. Nocą jest cicho i poduszka wiernie wchłania moje słone łzy. Nocą wszystko jakoś bardziej dotyka, słyszę swoje myśli i gadam z samą sobą. Kolejny kieliszek. Już trochę lepiej.. więc wypijam duszkiem zaraz trzeci. Zaczyna przyjemnie szumieć mi w głowie.. udaję się na papierosa. Zawsze kiedy palę uwielbiam kontemplować otaczający mnie świat. Ale potem to mija, znów przestaje zachwycać, a zaczyna przerażać. Odkąd odszedłeś nie umiem oddychać.
Kto Cię uprawnił byś stwierdzał co jest opowiadaniem, a co nie? Tak potem oceniamy kto jest człowiekiem kto nie? Ale nie dramatyzujmy, ja też w liście umieściłem wiersz, bo miałem ochotę coś zmienić, namieszać, popsuć komuś układankę z dogmatów, Baj.
Kolejna odsłona oblicza samotności. A kiedy juz mija, znowu sobie czynimy gorycz i ból zamiast ciepła, czułości, no chyba, ze odszedł na druga stronę, to wtedy...sztuką jest zakwitnąć ponownie dla innego ogrodnika, wiele kwiatów więdnie...