Menu
Gildia Pióra na Patronite

Rehabilitacja...

wiko.

Wyjechałam daleko od domu, by nic nie zaprzątało mi myśli, by zając się walką o siebie, by nikt nie widział mojego potu, moich łez , moich upadków. Musiałam tym razem skupić się sama na sobie od tego miało zależeć całe moje życie.

Pomijając cały wysiłek, pot, łzy, ból, krew. Długie miesiące rehabilitacji zaowocowały bardzo dziwnym romansem.

Miałam wrażenie, że cały czas balansowaliśmy na cienkiej linie. A wszystko przez to, że miał tak samo na imię jak mój zmarły mąż. Samo wypowiadanie tego imienia było dla mnie szczególnym rytuałem. Był moim rehabilitantem, był dużo młodszy, zupełnie nie w mim typie, ale to imię … przyciągało mnie jak magnes. I te wspólne magiczne chwile, niby na dużej sali gimnastycznej, wśród innych kuracjuszy, innych rehabilitantów, a pełne intymności. Dotyk jego, silny i zdecydowany w czasie ćwiczeń, subtelny po za nimi. Moje lekkie muśnięcia jego bujnej czupryny. Powłóczyste spojrzenia. Nieśmiałe uśmiechy. Miłe słowa szeptane prosto do ucha. Oddech zmęczenia na szyi. Zapach. Troska. I to cholerne imię. Potem potajemne spotkania popołudniami. Długie wieczorne spacery. Przez moment czułam się jak nastolatka spotykająca się ukradkiem ze swoim ukochanym tak by rodzice nie wiedzieli. Tak naprawdę nie wiem co on czuł, nigdy o tym nie rozmawialiśmy. Potrafiliśmy gadać godzinami, a właściwie zawsze to on mówił, ja tylko się słuchałam. Mówił dużo o sobie, opowiadał o rodzinie, o dziewczynach, o kumplach, o imprezach, nigdy o uczuciach. A ja wsłuchiwałam się w jego dźwięczny głos, uśmiechałam się, potakiwałam. Nic nie mówiłam osobie, nic o zmarłym mężu, nic o dzieciach, nic absolutnie nic. On też o nic nie pytał. Myślę, że podświadomie wiedział, że ja nie mam ochoty mówić. Więź jak się między nami wytworzyła, była niesamowita, intymna, tajemnicza. Zaczynaliśmy rozumieć się bez słów.

Któregoś dnia zaprosił mnie do siebie, na kolację … było wino, romantyczna atmosfera … no i stało się. I to było z jednej strony piękne. Zapomniałam się w jego silnych ramionach. Z rozkoszą wykrzykiwałam imię, imię mojego męża, on myślał, że jego. Ale tamtej nocy znowu byłam z mężem nie z nim.Rano kiedy się obudziłam, byłam przerażona. Spędziłam noc z młodym mężczyzną,który tylko z racji swojego imienia przypomniał mi zmarłego męża. Nie potrafiłam spojrzeć mu w oczy. Czułam się podle, czułam, ze zdradziłam męża.Czułam, że wykorzystałam niczego nie świadomego chłopaka. Wyszłam (wyjechałam)po cichutku za nim on wstał. Wróciłam do ośrodka, spakowałam rzeczy i bez słowa pożegnania wróciłam do domu.

„Biel śniegu.

Dzwonki sań.

Dzieci krzyk.

Jestem sam.

Stoję sam.

Pośród drzew.

Wolno płynie we mnie krew.

Patrzę w niebo.

Słońca blask.

Znowu razem nie ma nas.

Stoję w oknie.

Wiatru szmer.

Ptaków śpiew.

Nie ma cię.

Patrzę w niebo.

Księżyc lśni.

Gwiazdka mruga.

Tęskno mi.”

290 wyświetleń
7 tekstów
0 obserwujących
  • Przemio

    4 December 2010, 18:54

    mnie się podoba : ) poczułem się trochę tak jak bym podsłuchiwał spowiedź

    Azariash Ty tylko krytykujesz tak jak byś był niewiadomo jak wielkim pisarzem. Twoje wielkie ego chyba zasłania Ci definicję opowiadania, więc pozwolę sobie przypomnieć, że opowiadanie, to "krótki utwór epicki o prostej akcji, niewielkich rozmiarach, jednowątkowej fabule, pisany prozą. Opowiadanie nie ma tak zwartej budowy jak nowela, o czym decydują postacie drugoplanowe, opisy i refleksje" więc wyluzuj chłopie