Menu
Gildia Pióra na Patronite

Zaplątana - cz.5.

***Gosiek

***Gosiek

W ustach miała Saharę, a cały świat wirował, gdy tylko uchyliła powieki. Zacisnęła je ponownie i zakryła twarz dłońmi. Naciągnęła kołdrę na głowę i złapała głęboko powietrze. Usiadła powoli nie otwierając oczu i przechyliła się przez łóżko szukając butelki z wodą mineralną, która powinna była stać obok.

-Cholera. –zaklęła cicho i wstała. Powoli stawiała kolejne kroki zmierzając w kierunku kuchni. Nawet nie otwierała oczu, bo słońce mocno ją raziło. Zachwiała się i poczuła jak czyjeś ramiona obejmują ją w pasie.
-Głowa nie boli?
-Land? –uchyliła jedną powiekę i popatrzyła na podtrzymującego ją chłopaka. –Jesteś zły?
-Po prostu przesadziłaś z martini.
-Wiem. Wody. –szepnęła składając błagalnie ręce. Blondyn wziął ją na ręce i zaniósł z powrotem do łóżka zasłaniając też okna. W pokoju zapanowała błoga ciemność. Natalia siedziała z przyciągniętymi do piersi kolanami, o które opierała łokcie i z ukrytą w dłoniach twarzą powoli łapała powietrze.
-Trzymaj. –podał jej szklankę. –Kręci ci się w głowie? Jest ci słabo? Boli cię coś?
-A mógłbyś ciszej mówić? Rozsadzi mi za chwilę czaszkę.
-Dałbym ci tabletkę, ale masz jeszcze alkohol w organizmie. Wolałbym nie ryzykować.
-Nie potrzebuję tabletek. Wytrzymam.
-Pamiętasz coś z wczoraj? –spytał, gdy położyła się i przytuliła do poduszki. Okrył ją szczelnie kołdrą jakby bojąc się, że będzie jej zimno.
-Film urwał mi się w jakimś pokoju. –przyznała patrząc na zatroskaną twarz Bastka. –Nie pamiętam nic więcej. A stało się coś?
-Natalka. Spróbuj sobie coś przypomnieć. Proszę cię. –zacisnął palce na nadgarstkach dziewczyny nie spuszczając wzroku z jej twarzy. –Przypomnij sobie.
-Spróbuję. –zamknęła oczy. –Gryfin odprowadził mnie do pokoju, bo kręciło mi się w głowie. Potem... –przerwała próbując odtworzyć w myślach noc. –Wyszedł, bo ktoś go wołał. Pamiętam, że pomógł mi zdjąć buty i przykrył mnie kołdrą. Potraktował mnie jak dziecko. –uśmiechnęła się pod nosem. –Później ktoś przyszedł. Szatyn. Przyszedł i... –wyprostowała się szybko, a po chwili jęknęła z bólu. –Bastian!
-Co było później? Skrzywdził cię?
-Bastek. –rozszlochała się patrząc na sąsiada.
-Natija, skup się. Boli cię coś poza głową?
-Nie. –oddychała szybko łapiąc powietrze jak ryba wyciągnięta z wody. Nerwowo zaciskała pięści na kołdrze próbując sobie przypomnieć coś więcej. –Powiedz, że...
-Posłuchaj mnie. –złapał szatynkę za ramiona i spojrzał jej prosto w ciemnobrązowe oczy. –Musisz iść do łazienki i sprawdzić czy nie masz jakichś otarć lub ran. Dobrze?
-Byliście u lekarza? –bez pukania do małego mieszkanka na piątym piętrze wpadł brunet, który wczoraj miał swoje urodziny. Włosy w nieładzie, pomięta koszula. Widać było, że nie spędził zbyt dobrze tej nocy. –Natalija, jak się czujesz? –uklęknął przed łóżkiem. –Byliście czy nie?
-Nie przyjęliby jej, bo ma jeszcze alkohol we krwi.
-Ginekolog mojej siostry nas przyjmie. –podszedł szybko do szafy i wyciągnął z niej pierwsze ubrania, które trafiły mu pod ręce. –Powiedział, że możemy już teraz przyjechać, bo im szybciej tym lepiej. Byłaś... –zająknął się zerkając na szlochającą dziewczynę. –Jesteś dziewicą? –w odpowiedzi jedynie pokręciła głową. –To trudniej będzie cokolwiek stwierdzić, ale gościu jest naprawdę dobry. Ubieraj się, a my zrobimy ci śniadanie.
-Nie jestem głodna. –wychrypiała sięgając po dżinsy i flanelową koszulę. –Wyciągnij mi białą bluzkę na ramiączkach.
-Musisz zjeść, bo ledwo na nogach stoisz. –zarządził przechodząc do kuchni. Zachowywał się tak jakby w tym mieszkanku był z milion razy. –Nie bierz prysznica.
-I nie zamykaj drzwi na klucz, bo możesz zasłabnąć.
-Dobrze. –zgodziła się i powoli poszła do łazienki. W rozciągniętej koszulce i poczochranych włosach wyglądała jak zagubiona dziewczynka. I jeszcze te ciemne cienie pod oczami. Chłopcy zerknęli na siebie. Obaj mieli wyrzuty sumienia.
-Po cholerę ją samą zostawiłem. –pierwszy odezwał się Grzesiek. –Mogłem myśleć przyszłościowo, że coś może się stać. Idiota. –uderzył rękoma o blat.
-Powinienem być cały czas przy niej, a nie bajerować tę blondynkę. Nawet nie pamiętam jak ma na imię. –Bastian stał oparty o ścianę i patrzył przez okno na osiedle budzące się powoli ze snu.-Przyszedłem z Natiją i nie powinienem był spuszczać z niej oka.
-To ja jej zaproponowałem ten pokój mimo, że chciała jechać do domu. Ty miałeś prawo się dobrze bawić.
-Przestańcie. –ich wzajemnie obwinianie się przerwał ledwo słyszalny szept. W progu stała ubrana szatynka z koszulką w ręce. Włosy zaczesała w niedbałego koka przez, co kilka kosmyków wysmyknęło się spod gumki. Gdyby nie sytuacja w jakiej się znaleźli z całą pewnością stwierdziliby, że wygląda jak aniołek. –To ja się upiłam. Powinnam była przestać po drugim martini. –usiadła na podłodze ubierając skarpety. –Głupia.
-Natka, czy...
-Nie mam żadnych zadrapań ani ran. –przerwała udzielając odpowiedzi. –Możemy już jechać?
-Zabierz jeszcze dokumenty.
-Jasne. –do czarnej sportowej torby wrzuciła portfel i chusteczki. Była gotowa.
-Okrycie. –Bastek zarzucił jej na ramiona sportową kurtkę.
-Zaparkowałem pod blokiem. –poinformował ich jeszcze Gryfin nim zbiegł pierwszy po schodach. Miała wrażenie, że to wszystko dzieje się poza nią, gdzieś obok. Czuła silne ramiona blondyna, które ją podtrzymywały chroniąc przed jakimkolwiek upadkiem. Nawet nie zauważyła, że odruchowo na myśl o tym, co mogło się stać w nocy przytuliła się do jego ramienia. Milczała.

Szpitalny korytarz. Kilka osób siedzących na Izbie Przyjęć, które przesadziły z imprezowaniem uprzedniej nocy. Połamane kończyny. Rany kłute. Odwróciła wzrok i zerknęła pytająco na Gryfina.
-Dzisiaj ma dyżur w szpitalu. Jakieś zastępstwo na Izbie czy coś.
-Jak to? –nie zrozumiała.
-Ma też specjalizację z chirurgii. Chodź. –otworzył szerzej drzwi i wpuścił dziewczynę do pomalowanego na zielono gabinetu. Na prawo od drzwi pod oknem z zielonymi żaluzjami stała kozetka. Po lewej stronie było biurko, przy którym siedział szpakowaty mężczyzna. Gdy ich usłyszał podniósł głowę znad papierów, którymi się zajmował.
-Witajcie. Ty jesteś pewnie Natalia. –bardziej stwierdził niż spytał i uśmiechnął się przyjaźnię. –Jestem Antek. Panowie, zostawcie nas.
-Ale może...
-Bastek, poradzimy sobie. Zawołam was jak już będzie po badaniu. –wyrzucił za drzwi opierających się chłopaków. –Masz jakieś otarcia? Zadrapania? Brałaś prysznic?
-Trzy razy nie. –usiadła na rogu kozetki zaciskając palce na jej rogach. –Myśli pan, że...
-Nic nie pamiętasz?
-Pierwszy raz przesadziłam z alkoholem.
-Spokojnie. –położył Natalii dłoń na ramieniu. –Teraz cię zbadam, dobrze? Myślę, że im wcześniej będziemy coś wiedzieć tym lepiej dla ciebie. Rozbierz się od pasa w dół. –polecił ubierając białe, lateksowe rękawiczki. Położyła się na plecach i zacisnęła mocno powieki. Chciała żeby było już po wszystkim. Chciała wrócić do swojego małego mieszkanka. Gdy tak leżała na kozetce przed oczami przeleciały jej wszystkie najpiękniejsze momenty z życia. Wakacje. Ferie. Święta. Na myśl o tych ostatnich w oczach zebrały jej się łzy. Każdego dnia odczuwała Jego brak mimo, że tego nie pokazywała. Gdyby mogła to zrobiłaby wszystko byleby tylko cofnąć czas o dwa lata wstecz. Znowu miałaby dwadzieścia lat i żyła beztrosko szalejąc z koleżankami na imprezach. Znowu zaczynałaby planować swoje życie i na pewno nie byłaby na drugim końcu Polski. Zagryzła zęby żeby się nie rozpłakać. To wszystko było cięższe niż mogło się zdawać.

-Panowie, zapraszam do środka. –siedziała już w fotelu, gdy lekarz zawołał dwóch niecierpliwiących się w poczekalni chłopaków. Weszli i od razu przystanęli po jej obu bokach jakby chcąc dać jej znać, że są tutaj i nie znikną. Uśmiechnęła się blado do zdenerwowanego Bastiana, który patrzył to na nią to na lekarza czekając na wiadomość.
-Powiesz w końcu jak badanie? –nie wytrzymał.
-Natalia nie została zgwałcona. Do niczego nie doszło tej nocy. –powiedział to, co już wcześniej usłyszała szatynka. –Jednak na następny raz nie zostawiajcie jej samej w żadnym pokoju.
-Już nigdy nie popełnimy tego błędu. –zapewnili po kolei przytulając Natkę. –Teraz już na każdej imprezie będziemy mieć cię na oku. Słowo.
-Możemy zabrać Natalkę do domu?
-Oczywiście. Do zobaczenia w innych okolicznościach. –uścisnął dłoń swojej pacjentki i wrócił do przerwanej papierkowej roboty żeby po chwili wezwać kolejnego pacjenta.

-Jedziemy na pizzę lub kebaba?
-Przepraszam, ale chciałabym być już w domu. –zapięła pasy spuszczając wzrok. –Nie czuję się najlepiej.
-Coś cię boli? Słabo ci? Zawołać lekarza? –zasypali ją pytaniami nie spuszczając wzroku z jej bladej twarzy.
-Panowie, ja wciąż mam kaca. –uśmiechnęła się chociaż bardziej przypominało to grymas. Nie przyznała głośno, że wciąż jest roztrzęsiona i w sumie wściekła na samą siebie. Tak niewiele brakowało żeby ktoś ją mógł skrzywdzić, a ona nawet nie mogłaby się bronić.
-To zamówimy coś do domu.
-Wystarczy, że mnie odwieziecie.
-Nie wygłupiaj się. Nie zostawimy cię przecież samej. –zapewnili uparcie przytakując przy tym głowami jakby chcieli umocnić swoje słowa. Westchnęła jedynie i oparła głowę o zagłówek wpatrując się w mijanych ludzi. Sopot zapełniał się turystami, którzy poza sezonem postanowili odwiedzić to piękne miasto. Dzieci biegały dokoła rodziców, którzy śmiejąc się coś im tłumaczyli. Nagle poczuła dziwną chęć zatelefonowania do domu żeby usłyszeć głos ważnych dla niej osób. Wyciągnęła z torebki komórkę i z książki telefonicznej wybrała interesujący ją kontakt. Patrzyła na ten spis cyfr i podpis, ale nie nacisnęła zielonej słuchawki. Zatrzasnęła klapkę i wróciła do obserwowania ulicy.

8962 wyświetlenia
72 teksty
4 obserwujących
  • Albert Jarus

    22 October 2013, 17:50

    czytam to z czysta przyjemnością, biorąc pod uwagę że na tym portalu opowiadania mają mało wspólnego z opoiwadaniami... Twoje czyta się b. dobrze, wciąga i jest jak dla mnie super.