Menu
Gildia Pióra na Patronite

WOŁYŃ

fyrfle

fyrfle

W lipcu 2013 roku wybrałem się na wycieczkę do Wrocławia, bo postanowiłem ciut to miasto poznać, jego historię i zabytki chociaż ciut. Mieszkałem 50 kilometrów od Wrocławia, ale znałem tylko dworzec PKP, ulicę Piłsudskiego, Świdnicką, Rynek, Plac Solny i stadion Śląska Wrocław przy Oporowskiej. Nigdy nie czułem potrzeby, aby pójść zobaczyć panoramę racławicką, wnętrza kościołów czy inne miejsca. Wtedy jakoś postanowiłem to ciut zmienić i pojechałem ze zorganizowaną grupą, której dany był przewodnik.

Zwiedzanie rozpoczęliśmy od panoramy racławickiej. Genialne dzieło Kossaka i Styki oraz wrocławskich i nie tylko inżynierów ogląda się z wielkim zainteresowaniem, gdy przewodnik tłumaczy o co na obrazie się artystom rozchodziło. Myślę, że takie przewodniki powinny być dostępne do każdego obrazu i...wiersza. Zresztą może dobrze byłoby, gdyby każdy wierszokleta zaraz opisał swój wiersz po napisaniu lub opisywał go w trakcie jego pisania, wtedy sam pamiętał by co miał na myśli i może czuł by się bardziej zrozumiany, mniej wyalienowany i nie tracił by jednocześnie kontaktu z rzeczywistością, a jakby tracił, to musiał by ten odlot opisać, więc gdyby ten odlot potem przeczytał, to zeszedłby na ziemię i tym samym byłby do życia człowiekiem. Tak więc oglądało się panoramę rewelacyjnie, mając jednocześnie świadomość, że była to próba zawrócenia Wisły kijem, czas ogromnej zdrady Polaków przez Polaków i ponadczasowe to dzieło, bo zdradzamy siebie wciąż i tak bardzo łatwo - wtedy to Targowica, a dzisiaj parlament europejski, media, bo kim jest kto pisze w niemieckich mediach na Polskę lub kim był, który sprzedał browar w Żywcu?

Po panoramie racławickiej przejmuje nas wiekowa już przewodniczka z Wrocławia, córka uciekinierów z Wołynia i prowadzi prosto pod pomnik ofiar ukraińskiego ludobójstwa. Ze łzami w oczach opowiada jak trudno było ten kawałek kamienia postawić, bo znowu Polacy Polaków zdradzali i zabraniali im pamięci o czymś co powinno być w Polsce oczywistą oczywistością. Takich pomników właśnie powinno być tysiąc w Polsce, a nie Lecha Kaczyńskiego, bo to jest historia prawdziwa, a Kaczyńskiego się kreuje - to jest właśnie polityka historyczna, typowy PR. Przewodniczka mówi, że widziała jak bestialsko mordują Polaków Ukraińcy, więc Kościół mówi aby przebaczać, więc przebacza, choć tak naprawdę ból i pamięć są zbyt silne, żeby cokolwiek zapomnieć i tego przewodniczka nie dopowiada, więc wiem, że tak naprawdę wybaczyć tego nie można i musi to być zawsze przestroga w kontaktach z polskimi sąsiadami i zawsze te relacje musimy budować w oparciu o polski interes narodowy, dlatego tak ważne są teraz działania służb inwigilujących te miliony Ukraińców, to są teraz cisi Polscy Bohaterowie - współcześni cichociemni, bo to, że oni są to nie mam wątpliwości, gdyż wolność codzienna twoja Polaku, to zawdzięczasz ją tysiącom bohaterów, którzy codziennie niszczą knowania wroga przeciw tobie i twojemu krajowi.

Potem idziemy do siedziby biskupów, mijając bibliotekę uniwersytecką i inne budynki uniwersytetu wrocławskiego. Przewodniczka mówi o dumnych i kulturalnych Niemcach, pławiących się w Wagnerze i Heidegerze, a który przed końcem wojny spalili cały księgozbiór. Opowiada nam o kolejnych kościołach mijanych przez nas, o ciekawostkach, które kryją ich wnętrza i tak dochodzimy do katedry wrocławskiej, która nie jest jakąś imponującą budowlą, a jej remont w zasadzie trwa cały czas i nie wiadomo czy się skończy nim kolejne pokolenia porzucą wiarę. Udaje nam się wejść do dwóch niedostępnych na co dzień kaplic, których sklepienia zachwycają przecudnymi malowidłami i są wyposażone w świetliki, które nadają efekt niesamowitości właśnie malowidłom i wnętrzu. Potem wycieczka chyba idzie gdzieś na wierzę obserwacyjną, a ja sam chodzę po katedrze i rozglądam się. Wtedy wiernych było jeszcze wielu, klęczeli przed ołtarzami w bocznych kaplicach i przed krzyżami. Mijam młodą dziewczynę, która wręcz gestykulując modli się nachalnie i całą sobą. Wychodzę przed katedrę i się rozglądam teraz tutaj.Podchodzi do mnie ta dziewczyna nachalnie modląca się i proponuje mi swoje usługi za naprawdę niewiele...ma tutaj niedaleko pokój... .Odmawiam. Grupa wychodzi i idziemy na na most zakochanych, pełen przytroczonych doń kłódek, a kluczyk do wody, że do śmierci. Wrocław - miasto spotkań - głosił slogan reklamowy wtedy.

Stamtąd poszliśmy do ogrodu botanicznego, który o każdej porze roku ma coś cudnego do zaoferowania miłośnikowi zieleni, kolorów, kształtów i zapachu. Także było i tym razem, mi najbardziej utkwiły kaktusy w pamięci i słynne wrocławskie krasnale, które i tam osadzono jak repatriantów z Wołynia. W trakcie zachwycania się ogrodem botanicznym, przewodniczka zarządza też przerwę na obiad i prowadzi nas do ogrodowej restauracji i kawiarni. Wykorzystuje ten moment, aby podejść do niej i jeszcze raz wypytać o pomnik ofiar Wołynia, o utrudnianie budowy, o historię, której w zasadzie wtedy jeszcze nie wielu znało, a telewizja i radio publiczne omijały. Rozmowa z tą starszą panią zachęciła mnie do sięgnięcia do książkę "Akcja Wisła", którą widziałem w namysłowskiej bibliotece i wtedy dowiedziałem się dużo z niej o rzezi Ukraińców na Polakach i wiem, że przecięcie wrzoda było potrzebne, a więc rozwiązanie kwestii ukraińskiej na wschodzie, a że załapali się Łemkowie, to sorry Winnetou, ale liczy się dobro większości w krytycznych momentach historii.

Po obiedzie zwiedzamy dalej ogród botaniczny i wracamy, aby obejrzeć i posłuchać jeszcze o kilku wrocławskich kościołach, w tym garnizonowym i Marii Magdaleny. Też pewnie kult w nich przeminie, o ile purpuraci nie odstąpią od chorych dogmatów i nie będzie to kościół spółdzielczy, komunardowski, jak za czasów Piotrowych.

Wracając do domu zastanawiałem się - dlaczego do takiego bestialstwa tam na Wołyniu doszło, zresztą do dzisiaj się wszyscy nad tym zastanawiają. Już wtedy myślałem sobie, że odpowiedź dostajemy na kartach "Ogniem i Mieczem" , "Bożej Podszewki", a tym bardziej będzie ona w dziełach pamiętnikarskich, w kronikach. Myślę, że ludzie tamtejsi byli prymitywni, więc zazdrosni, zawistni, co pokazuje film "Wołyń", a okrucieństwo jak najbardziej mieści się w prymitywie ludzkim i wręcz sprawia jemu ekstatyczne uniesienie.

Wołyń, to w zasadzie nie moja historia.Nie pochodzę stamtąd, pewnie nigdy nie pojadę do Lwowa, bo po prostu wolę Białoruś na przykład, ale jestem zwolennikiem wolnego, suwerennego, narodowego państwa polskiego, stąd też uważam, że tamta masakra musi być pamiętana i nie wolno nam powiedzieć - liczy się tylko kasa, lekkie życie i otwarte granice i, że za to warto wyciszyć pamięć, zmienić podręczniki historii, zapomnieć, że oni muszą mieć groby, bo grób to świętość - coś co określa polskość Polaka. Nie możemy być jak Czesi, którzy nie chowają swoich przodków i nie stawiają im pomników, bo oni są, no właśnie - kim czy czym oni właściwie są?

297 705 wyświetleń
4773 teksty
34 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!