Menu
Gildia Pióra na Patronite

W świetle nocy

Victim

Victim

„W świetle nocy, gdy samotność jako przyjaciel człowieka nawiedza, myśli najcenniejsze rodzę lecz pamięć o nich przemija szybko - wraz z teraźniejszością.”

Wtem dzień nowy nadchodzi pełen blasku i radości pozornej. Z uporem walczę wtedy o wszystko to co nie moje, a ludzkie… I przyjmuję na siebie wówczas wiele i przejmuję się zbyt wiele, a to w kwestii ludzkiej się martwię i o kwestie ludzkie zabiegam - można by rzec dzielnie... Słonce niknie widnokrąg je pożera, ciemna narzuta przykrywa niebo, szarość spowija przedmioty… I jakby mniej zmysłom pewnym ufam, inne zyskują lecz absolutnie nie w oczach… Rodzi się więc uwertura spokojna i powabna jeszcze, przepełniona wyobraźnią i obrazami nie będącymi udziałem wzroku… Mam czystszy plan i jaśniejsze pole… Warsztat mój stoi pusty, nic nie zakłóca jego porządku, dzienne walające się graty, rupiecie i bezimienne rekwizyty znikają pod tą ciemną narzutą… Wtem jak na scenie za kurtyną aktorzy nie muszą jeszcze niczego udawać… ja również niczego sobie grać nie karzę… To czas dla mnie i dla mej samotności, wspólnie wówczas się upijamy i zapominamy o kwestiach ludzkiego przybytku… Często nas ponosi, wyrządzamy sobie nawet drobne krzywdy, przez co płaczemy… Końcem końców bawimy się jednak świetnie pozwalając sobie już teraz odwiedzić zaświaty i odgadnąć parę własnych niezmierzonych tajemnic… wtedy panuje radość i wtedy panuje szczęście… A nawet jeśli istnieje jeszcze coś innego, to czy wciąż tak jest jeśli żadne z nas tego nie zauważa… I sens swój nieco chwiejnie odkrywamy i wiemy że jest on własnym poszukiwaniem… Zasypiamy później szybko i to co się wówczas dzieje jest dopiero głównym daniem… Nawiedzają nas wówczas obrazy nieprzeniknione, treści niby znane ale w sposób niepodobnie oczywisty przedstawione… Wizje abstrakcyjne pomieszane i skomplikowane nie mniej od impresji… Siła ich, przekaz oraz przyjemność fascynujące nie mniej od impresji… Są one w naszym udziale i w naszej chwili obecne, rodzą się, żyją, umierają, później je pamiętamy, w końcu zapominamy… A one jak wielu i wiele zasługują na coś więcej… Wtem ziemia znów rodzi Słońce, a to wkrótce zmusza kurtynę powiek do odsłonięcia aktorskich masek, ról, póz… Ja się więc budzę, zmieszany, zaspany i całkowicie niekomfortowy… rozglądam się po miejscu, w którym jestem… Widzę już wyraźnie, że jestem sam, że samotność zebrała się wcześniej i odeszła bez pożegnania… Jedyne co mnie wówczas czeka to praca, bo spuścizna nocy sama się nie posprząta… Po niej przychodzi czas na zapełnienie codzienności tym co wypada oraz tym co nie daj boże nie wypada… Więc myśli kręcą się w kółko tam i z powrotem wokół pewnych pogmatwanych a nieokreślonych osi… A myśli powinny wówczas wylegiwać się swobodnie i w sile swego spokoju oraz wypoczynku poszukiwać właściwych równie pogmatwanych lecz dokładnie sprecyzowanych i określonych osi… Dzień ten przynosi walkę oraz wysiłek typowy, nie jest niczym szczególnym i to w nim bywa najgorsze…

2061 wyświetleń
60 tekstów
0 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!