W słoneczny dzień Zbigniew szedł sobie ulicą i nagle na przystanku dojrzał zakochaną parę. Nie była to zwykła para jaką się maluje na kartkach walentynkowych. Nie była też to para z czasów naszych dziadków. Po prostu była to para dwóch homoseksualistów. Wyglądali na bardzo szczęśliwych i coś tam do siebie radośnie szeptali. Ehh jaki miły widok, pomyślał sobie Zbyszek. Mają chłopaki fart, że siebie odnaleźli i że żyją w czasach kiedy mogą się swoim szczęściem dzielić ze światem. Ze łzą w oku jednak poszedł dalej, bo przecież takim widokiem nie wykarmi swoich dzieci, więc dzielnie ruszył obierając kierunek – praca. Idąc tak spostrzegł dwa psy, które w specyficzny sposób się zabawiają. Zabawa polegała na tym, że jeden z nich swym samczym organem rozpłodowym penetrował jelito grube drugiego psa. Aghr zezłościł się Zbigniew. Przecież to okropność aby tak pies z psem. Kurde głupie psy ! i przeszedł na drugą stronę jezdni.
Narratorowi tylko jedna myśl przychodzi do głowy – żyjemy w ciekawych czasach.
Chyba wiem co chciałeś przekazać nam w tym opowiadaniu....brak zgorszenia tym co dzieje się pomiędzy młodymi mężczyznami a tym co w rzeczywistości jest naturalne...powinno być a jednak...podoba mi się...fajny przekaz