Menu
Gildia Pióra na Patronite

ROMANS XX WIEKU

fyrfle

fyrfle

W lipcu roku tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego Bonifacy Gulgewanc żył swoim życiem w leśnej osadzie na przedwojennej granicy polsko-niemieckiej, a dzisiaj,to prawie trójstyk województw opolskiego, dolnośląskiego i wielkopolskiego. Żył spokojnie, jak wyciąg chmielu w piwie ówczesnym rycerskim namysłowskim. W lipcu, jak to w lipcu,wakacje były, a on miał wtedy prawie ukończone 12 polskich ówczesnych lat. W takim lipcu, to on i jego dwaj bracia rankiem i popołudniami paśli krowy lub chodzili z ojcem do lasu drwalować albo pozyskiwać żywicę ze starych sosen. Pomiędzy tymi zajęciami albo w czasie nich zbierali grzyby, maliny i jagody,czasem też i ryby łowili w miejscowych rowach melioracyjnych. Wiódł zatem spokojny los człowieka uczciwego.

Pewnego dnia popołudniem przyjechał jego najstarszy brat, z innej bajki, bo kształcony,uczony i w ogóle duma i powód do chwalenia się rodziców. Brat dwojga fakultetów i magisterium z pochwałą. Przyjechał i pewnie musiał Bonifacy mu podpaść jakimś zachowaniem, bo brat stwierdził, że przydałoby się, żeby Bonifacy się ogarnął i ludzi zobaczył. To powiedział do rodziców Bonifacego, a Bonifacemu powiedział cudną perspektywę mieszkania z nim w namiocie komendanckim i przyglądania się życiu obozu harcerskiego. Bonifacy lubił podróże, nie grało mu tylko, że wielki brat nalegał, aby mama wyprała mundur harcerski po innym bracie i skróciła rękawy bluzy, bo były kuriozalnie klaunowsko za duże. Mama po prostu wycięła kupę tych rękawów i sfastrygowała odciętą część do reszty bluzy. Mundur, nie wiem czy nie był profanacją idei Baden-Powela, ale był. W nocy poszli na pociąg o świcie i popołudniem bylina miejscu.

Zielonogórskie. Namioty wojskowe poustawiane pod ogromnymi sosnami i z dwieście metrów malownicze jezioro. Las,woda,zatem perspektywa cudna, tylko brat mu mówi, że trzeba go nauczyć życia i daje go do namiotu normalnej drużyny harcerskiej. Zamiast raju, strącił go do piekieł. Pewno, że go wszyscy nie lubili, bo był bratem komendanta i dyrektora szkoły. Podejrzliwość, słownie okazywana niechęć i kuksańce. Tak wyglądało owo życie. Obóz był zorganizowany na wzór stalinowski.Skrajna dyscyplina i o wszystko trzeba było prosić drużynowego, który kwestie trudniejsze rozwiązywał z kolejnymi szczeblami obozowej hierarchii, a Bonifacy do stalinizmu się nie nadawał, więc stale był karany. Z tym, że jak miał już wykonać tą karę, to i tak się zgubił i po godzinie wracał z torbą kurek albo borowików, co do szału doprowadzało współwięźniów i klawiszy - tak postrzegał obóz harcerski jako łagr.

Na szczęście uczestniczką obozu była Reni. Jak skumał Bonifacy Reni prymowała na tych trzytygodniowych turnusach nie od dzisiaj, jak u Młynarskiego.I wtedy miała już ze szesnaście lat, a i tak tutaj przyjechała. Była córką najprominentniejszego prominenta tamtej autobusowej gminy. Piękna była i ucieleśnienie seksapilu. Marzenie męskiej części harcerzy i pewnie kadry też. Czy żeńskiej części? Nie wie i dzisiaj Bonifacy.Wtedy to nie był nawet temat snów. Renia lubiła brylować,ale jednocześnie zdawała sobie sprawę, że jest tylko eksponatem. Podeszła sama do Bonifacego przy wykonywaniu którejś z kar i spytała,czy może pomóc? Bonifacy powiedział, że z chęcią i zaczęli rozmawiać. Okazało się, że mogą rozmawiać ze sobą o wszystkim i rozmawiali,tylko karę komendant bratu nie zaliczył, bo nie wykonał jej sam, no i jeszcze Reni dostała karę za samowolne udzielenie pomocy skazańcowi.

To ich połączyło, plus przypadek, który skierował ich na wierzę na środku obozowiska, gdzie była zawieszona polska flaga państwowa, którą trzeba było strzec jak źrenicy oka i nie wolno było dać sobie jej zdjąć, bo to skutkowało wstydem i kolejnymi karami. Z męskiej ich drużyny skierowano jego, a z damskiej ją, więc rozmowom nie było końca, a o świcie zasnęli i zaś przechlapane - banderę im ukradli! Pretensję drużyny, drużynowego, brata komendanta, no to poszedł w las topić smutki i znalazł wierzę przeciwpożarową obserwacyjną, na którą wszedł i słuchał opowieści starego drwala. Wtedy dostał już do końca łagru dyżur w obozowej kuchni, gdzie trafiła też Reni i klawo było, bo i kucharki ludzkie kobiety były i rozmawiać z nimi można było, no i po zaopatrzenie jeździł z kwatermistrzem.

Przedostatniej nocy był marsz na zasadzie podchodów. Że z latarkami trzeba było przejść dookoła jeziora, po wskazówkach odnaleźć dalszą drogę i dotrzeć do starej poniemieckiej fabryki i po drodze jeszcze zaliczając stację, jak w drodze krzyżowej, gdzie u kadra egzaminowała na sprawności harcerskie. Oczywiście, że źle odczytał wskazania zostawionych podpowiedzi i dotarł w pola, gdzie na wśród żyt i owsów spotkał kogo? też tak odczytała wskazówkę i błądząc doszli do jakiejś wioski, gdzie psy zaczęły szczekać budząc wszystkich. Wyszła do nich starowinka i rozpytała się ich, po czym zawyrokowała, że mają wejść do domu, nakarmi ich i rano syn ich furmanką zawiezie do obozu.

To był ostateczny krach systemu kolektywizacji jakiejkolwiek w Bonifacym, choć jeszcze wieczorem było ostatniego dnia ognisko i festiwal piosenki. Napisał słowa do piosenki "Róża Czerwona" z filmu "Jak rozpętałem drugą wojnę światową". I zaśpiewał je na tą melodię. Na dzisiejsze czasy powiedzielibyśmy, że były seksistowskie, poniewierające kobiety i obrażające ideę światowego harcerstwa. Może brat Bonifacego wtedy doznał olśnienia, bo po tym obozie zapisał się do Solidarności i aktywnie działał, a wkrótce w ogóle dał sobie spokój z uczeniem.

Nigdy jej potem Bonifacy nie spotkał. Życie toczyło się pięknie i dobrze, a on już nigdy nie założył harcerskiego munduru i jakiegokolwiek wypoczynku ze strony szkoły podstawowej i kolejnych unikał.

Komendant odszedł od nas w sierpniu 2021 roku do Pana. Spoczywaj w pokoju.

297 746 wyświetleń
4773 teksty
34 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!