Menu
Gildia Pióra na Patronite

Pożegnalny list.

Pinky

Pinky

Uświadom sobie, że nie jesteś tą bezduszną harpią, za jaką zwykle się uważałaś. Jesteś miła. Do szpiku kości pomocna, obrzydliwie przesympatyczna i urocza.

Nie patrz się tak, obydwoje zdajemy sobie sprawę jak bardzo źle to o tobie świadczy. I ilu problemów narobiło Ci to, że nie potrafisz odmówić, przejść obojętnie obok nieszczęścia.
Tyle razy próbowałaś się zmienić. Codziennie byłem świadkiem twoich usilnych prób stania się kimś, kim, jak sądziłaś, nigdy nie dane Ci było zostać. Starałaś się, próbowałaś, ale szczerze powiedziawszy nigdy nie musiałaś tego robić. Ty już byłaś doskonała.
Pamiętasz?
Tak, doskonale pamiętasz jak szybko pobiegłaś w stronę tamtego pijanego mężczyzny, by podeprzeć go nim upadł, oszołomiony nadmiarem alkoholu. Objęłaś go w pasie i przełożyłaś jego rękę nad swoim ramieniem, by pomóc mu utrzymać równowagę. Stałem w odległości paru metrów od waszej dwójki, ale mimo to krzywiłem się niemiłosiernie ze względu na smród, jaki roztaczał się wokół faceta. Ty wydawałaś się nie skupiać na tym, choć przecież byłaś w bezpośrednim kontakcie z tym menelem.
A, wybacz. Nie lubisz gdy nazywam kogoś w ten sposób. To faktycznie niezbyt przyjemne określenie dla biedaka, który ukoił w procentach swoje smutki. W końcu usiedliście na ławce i z troską spytałaś go jak się czuje. Nic nie odpowiedział - pamiętam, że spojrzał w moją stronę, a ty kazałaś mi pójść po wodę. Kiedy odchodziłem zaczęliście rozmawiać, a potem powiedziałaś mi jak nieszczęśliwym był człowiekiem.
Do tej pory wisisz mi 1,80 zł. za wodę. Trochę dziwne, że tak Ci to wypominam, bo to ty zwykle wydajesz na nas więcej ze swojej pensji, kupując te owoce i warzywa. Wiem, chcesz żebym zdrowo się odżywiał, bo non stop jem chipsy, piję hektolitrami kawę i palę fajki. Nienawidzisz papierosów, twoja twarz wygina się w komiczny sposób gdy wsuwam jakiegoś do ust. Ile paczek mi wyrzuciłaś? Siedem, może dziewięć?
Za każdym razem mam ochotę wyrzucić Cię za okno, ale ty uciekasz zanim zdążę zacisnąć palce na twoich ramionach. Szybko biegasz. Zawsze miałaś dobrą kondycję, w przeciwieństwie do mnie. Nigdy nie zapomnę jak wyciągnęłaś mnie w mroźną zimę o 6.30 rano w tą nieprzeniknioną ciemność, tylko dlatego, że chciałaś pokazać mi jak cudownie jest biec lasem o porze, gdy wszystko jeszcze śpi. Nie mogłem oprzytomnieć i wlokłem się za tobą wolno, sapiąc i przecierając na zmianę oczy. Do cholery, nie mogłaś zabrać mnie ze sobą na przebieżkę latem?! Wiesz, że nienawidzę zimna i wystarczy parę minut, bym stracił czucie w kończynach.
W tamtej chwili znowu miałem ochotę Cię zabić. A ty, parszywa smarkulo, biegłaś przede mną tyłem, wyciągając ręce i w kółko powtarzając "Chodź, pociągnę cię trochę, słonko!". Może nie chciałaś mnie w ten sposób wyszydzić, ale tak to odebrałem, bo kompletnie olałem twoje dobre chęci. I zarzekłem, że nigdy więcej nie pójdę z tobą biegać. Śmiałaś się, choć było ci trochę przykro, nie umiesz ukrywać swoich uczuć. Zawsze czytam z Ciebie jak z otwartej księgi, wiem, mniej więcej, co Ci chodzi po głowie. I zawsze, ale to zawsze mam złe przeczucia, gdy chcesz uknuć jakąś intrygę. Jesteś w tym po prostu tak beznadziejna, że beze mnie nigdy być sobie nie poradziła w życiu. Kojarzysz może jak próbowałaś wyswatać mojego starego znajomego ze swoją przyjaciółką? Byłaś przekonana, że to doskonały pomysł, kierowały tobą dobre chęci i szczere uczucia, jakimi darzyłaś tych dwoje. Szkoda tylko, że nie przemyślałaś czy do siebie pasują. Bo wiesz, nie pasowali. Tuż po tej podwójnej randce, przez którą musiałam słuchać jak próbujesz desperacko pociągnąć rozmowę, co mnie niezmiernie bawiło i było jedynym rozrywkowym aspektem tego wieczoru, było Ci smutno. To twoja przyjaciółko zarzuciła Ci, że próbujesz ją związać z jakimś skończonym idiotą. Przepraszam, że wtedy przyznałem jej rację, ale znałem tego kolesia dłużej niż ty. W każdym razie, byłaś smutna. Nie podoba mi się twoja smutna twarz, wykrzywiasz usta w podkówkę i robisz minę skrzywdzonego kota, z tymi zaszklonymi oczami. Ten widok wcale mnie nie bawi, dlatego wtedy, jak i zawsze później, zabrałem Cię do kawiarni na czekoladę i lody. Wiem, że uważasz, że przytyjesz, ale zbytnio dbasz o zdrowie, by to było realne, dlatego zawsze udaje mi się Ciebie przekonasz i zajadasz się tą mrożoną papką, jakbym cię głodził w domu. Lubię jak jesz lody, zawsze musisz się ubrudzić na policzkach i nosi, jak małe dziecko.
Tego wieczoru mówiłem Ci, że nie powinnaś wtrącać się w cudze sprawy. Ale ty tak nie umiesz, prawda? Upierasz się, że twój instynkt podpowiedział, jak zawsze mylnie według mnie, że oni do siebie pasują. Nie wiem dlaczego zacząłem argumentować jak bardzo ta dwójka się różni, ale ty i tak mnie całkowicie zaskoczyłam, wypominając jedną rzecz. "Jakie masz argumenty za tym, że my do siebie pasujemy, hę?". Burknąłem coś wtedy, że to inna sytuacja, ale to nieprawda. My też jesteśmy całkiem inni. To zastanawiające, co nie? Że potrafimy mieszkać razem i nie skakać sobie do gardeł, choć nasz sposób bycia często drażni nas nawzajem. Więc może jednak twój instynkt, ta kobieca intuicja, którą jak zarzekasz się - posiadasz, nie jest znowu taka wadliwa. Albo może wręcz przeciwnie, jest zniszczona i niezdatna do użytku, skoro jesteś w stanie trwać przy kimś takim jak ja.
Nie jestem zbyt uczuciowy. I nie jestem romantykiem, choć zdarzało Ci się z tego względu marudzić, że miło by było czasem dostać kwiatka lub przejść się po plaży przy zachodzie słońca. Na moje naoglądałaś się za dużo romansideł, dlatego nigdy nie starałem się dostosować do twoich zachcianek. Ja Cię przecież nie proszę żebyś zachowywała się jak babki z filmów akcji. Tak, te w obcisłych koszulkach i sukienkach, nie zasłaniających majtek.
Spódniczkach. Spódniczki to te, do których ubiera się bluzki. Rozróżnianie tego jest męczące, ale tyle razy mnie poprawiałaś, że, chcąc nie chcąc, to pozostało w mojej głowie. Teraz przypominam sobie, że może jednak kiedyś napomknąłem coś o twoim stylu ubierania. Następnego dnia przysłać do mnie do pracy ubrana tak, że omal nie padłem na zawał. Przez ciebie musiałem rzucić wszystko, wepchnąć Cię do auta i odwieźć do domu. Byłem strasznie wściekły, a ty tylko chichotałaś sobie, co doprowadzało mnie do furii. Resztę dnia spędziłem na przekonywaniu Cię, że negliż, który zaprezentowałaś, to szczyt idiotyzmu i bezmyślności. Nie wiedziałaś o co mi chodzi, a przynajmniej tak mówiłaś. A ja, idiota, wydarłem się na Ciebie i poszedłem spać na kanapie, wciąż mając w myślach te wszystkie obrzydliwe epitety, jakimi opisali Cię moi koledzy. Nienawidziłem ich i Ciebie. I siebie, bo to była wyłącznie moja wina. I wtedy w nocy przyszłaś do mnie zapłakana, przepraszając mnie i obiecując, że już tego nie zrobi. Było Ci przykro, że przez głupi żart tak się zdenerwowałem.
Przepraszam. Nie byłem w stanie być osobą, którą powinienem być dla Ciebie. Nie zasłużyłem sobie na twój uśmiech, na twoje powitania, na widok twojej twarzy z rana, gdy twój przeklęty kurzy budzik zaczyna gdakać, piać, czy co tam on robi. Mówiłem, że jak go nie wyrzucisz to się wyprowadzę, ale ty wiesz, że to pusta groźba. Nie umiałem, nie umiem sobie bez Ciebie radzić. Nie chce nic robić bez Ciebie. Chce w każdej chwili móc Cię przytulić, chce wysilać się, by nadążyć za tobą i twoim tokiem myślenia.
Nie chciałem pisać tego listu. Gdyby nie fakt, że to zalecenie psychiatry, którego tak nienawidzę, a ty przeciwnie - szanujesz i podziwiasz, nigdy bym tego nie zrobił. Ale piszę, ze słownikiem na kolanach, spoglądając co jakiś czas na twoją śpiącą twarz, na aparaturę, do której jesteś podłączona. Rozglądam się po pokoju, po zielonych ścianach - nie cierpisz tego koloru, jak oni mogli umieścić Cię w tym pomieszczeniu? - i powstrzymuje łzy. Jak to się stało, że się tutaj znaleźliśmy? Dlaczego jesteś chora? Kto Ci pozwolił chorować, bo na pewno nie ja! Dlaczego wciąż się uśmiechasz, nawet teraz przez sen? Czy tylko ja rozumiem powagę sytuacji, czy tylko ja wiem co się dzieje? Czy może to ty znowu nie przywiązujesz wagi do słów doktora, nie przejmujesz się wyrokiem, jaki nad tobą zapadł?
Obiecałaś mi, że będziesz walczyć. Więc nie leń się, tylko bierz do roboty i zdrowiej. Musimy pobiegać z rana. Rzucę palenie i będziemy robić zdrowie obiady. Razem. Przeszczepie Ci własne serce, zrobię wszystko, tylko przestań oszukiwać i mnie i siebie, że wszystko jest w porządku i wyzdrowiej, bo musimy wrócić do domu. Nie ruszę się stąd bez Ciebie. Obiecuję.
Tak strasznie Cię kocham.

750 wyświetleń
20 tekstów
4 obserwujących
  • 19 April 2021, 19:06

    Chcialabym żeby mnie ktos tak pokochal i przejrzal na oczy piekny list

  • paprotka

    17 January 2012, 18:56

    Poruszające...nie zaprzeczę, że upuściłam łezkę.

  • Pinky

    17 January 2012, 18:40

    Dziękuje za miłe słowa.
    I błędy faktycznie mogły się znaleźć, bo starałam się szybko przepisać z zeszytu, nie mam zbyt wiele czasu żeby sobie posiedzieć przy komputerze. ;-)

  • Sheldonia

    16 January 2012, 16:03

    Zauważyłam kilka małych błędów pop drodze, ale nie wpłynęły one jakoś znacząco na treść, która moim zdaniem jest świetna. Podoba mi się niezmiernie.

  • No_One_

    15 January 2012, 00:03


    Pewnie się starzeję, ale bardzo
    mi się ten tekst spodobał.