Menu
Gildia Pióra na Patronite

Kiedyś zaświeci słońce...

Sheldonia

Sheldonia

"Uspokój się, uspokój." - Powtarzam sobie w myślach. To przecież nie jest warte takiego wspominania. Wychodzę spod prysznica, suszę przez dwadzieścia minut długie pasma włosów, po czym związuje je byle jak na czubku głowy. Zakładam spodnie, koszulkę, trampki, słuchawki w uszy, torebka w dłoń i wychodzę. O piątej rano... Świat jeszcze delikatnie zasnuty mgłą, jakby śpiący, wydaje się taki niepozorny, miły. Człowiek myśli, że taki świat nie może go przecież skrzywdzić. Podobnie jak śpiące niemowlę wydaje się być na chwilę szczytem marzeń. A potem zaczyna płakać, wrzeszczeć, robi się czerwone, mokre i... Ma się dość.

A więc idę tymi uliczkami, z ulgą dostrzegam, że jest pusto. Tylko od czasu do czasu bokiem przemyka czarny kot. Zawsze wtedy rzucam się przed siebie, by przebiec mu drogę jako pierwsza, żeby tylko nie było pecha. Bo jeżeli to jest szczęście, to naprawdę boję się, co mogło by mi się przytrafić dzięki mocy czarnego dachowca.
Dotarłam na przystanek w takt muzyki. Dzisiaj prowadzą mnie psychodeliczne kawałki, wcale nie wyjątkowo. Czekam na autobus i staram się nie myśleć. Ciągle powtarzam sobie w głowie "Nie myśl. Nie myśl." I faktycznie to pomaga. Nie mogę myśleć, jeżeli chcę zapomnieć. Każdy tylko powtarza, że powinnam zapomnieć, powinnam zapomnieć, powinnam... powinnam... powinnam do cholery! A więc jeżdżę autobusami całymi dniami i nie myślę i zapominam.
Pan kierowca bardzo mnie polubił. Uśmiecha się do mnie za każdym razem, gdy wsiadam do autobusu i kupuję u niego bilet. Nie korzystam z e-karty. Nie czuję się pewnie wiedząc, że od malutkiej karty zależy czy dostanę mandat na sto pięćdziesiąt złotych i wstydu na cały autobus czy nie. Złośliwość rzeczy martwych. Czuje się bezpiecznie mając w dłoni mały paragonik, potwierdzający, że nie okradam państwa... Ja i moje fobie... Witaj w moim świecie.
A więc, kiedy widzę jego uśmiech, już jestem przygotowana. Na początku wytrącił mnie z równowagi, bo jak to tak uśmiechać się do mojego smutku!? Nie wiedziałam, co zrobić... Dla innych odruchem byłoby uniesienie warg, dla mnie ucieczka z autobusu z biletem w dłoni. Ale teraz wiem, że się uśmiechnie. Jestem przygotowana. Wchodzę po schodkach, podaję mu odliczone pieniądze i podnoszę wzrok na jego twarz. I już tam jest, taki od ucha do ucha, taki odsłaniający wszystkie zęby, taki tworzący drobne zmarszczki w kącikach oczu, mimo iż kierowca nie może mieć więcej lat niż trzydzieści. Lubię jego twarz. On codziennie w tym porannym autobusie, jest czymś co daje mi poczucie bezpieczeństwa. Trzyma wyciągniętą dłoń z paragonem, a ja patrzę na niego jak zaczarowana i zapominam... jak się uśmiecha. "Zaraz, jak to było? Których mięśni należało użyć? Co zacisnąć? co rozluźnić? przecież to nie może być trudne!" I coś robię z tą twarzą, nie do końca wiedząc co. A kiedy zauważam, że mój kierowca nagle posmutniał i patrzy na mnie jakoś inaczej, ze współczuciem, a chwilę później z troską, wiem, ze wszystko mi się pomyliło.Wszystko nie tak. Zamiast uśmiechem moja twarz spłynęła łzami, które kapały na papierek w dłoni mężczyzny za kierownicą. Papier wsiąknął zachłannie moją łzę i rozmazał wszystkie istotne szczegóły, chociaż chyba nie powinien, bo to przecież nie pióro czy długopis... Nic już nie rozumiem, a najmniej, kiedy dłoń kierowcy wypuszcza mokry świstek i przesuwa się w kierunku mojej twarzy i ściera z prawego policzka łzę. Pewnie wygląda to komicznie, bo wyciąga tę dłoń przez małą szczelinę, która służy tylko do sprzedaży biletów. Z jeszcze ciepłym dotykiem na policzku mówi mi, że mam nie wychodzić z autobusu tam gdzie zwykle, tylko jechać z nim na pętle, że on wtedy kończy, że chętnie ze mną porozmawia, że pomoże, że będzie dla mnie... przez chwilę lub tyle, ile potrzebuję. Kiwam tylko niemo głową i siadam na swoim miejscu, bez biletu.
Patrzę przez szybę i nagle dostrzegam kolory. Zieleń drzew, soczysty brąz ziemi, różnokolorowe budynki, czerwone koszulki, zielone spodnie, fioletowe trampki, żółte plecaki.Widzę wesołe dzieci, biegnące z kolorowymi tornistrami na plecach i z workami na buty w dłoniach. Widzę młode mamy pchające przed sobą z dumą wózki z ich największymi skarbami. Widzę wzruszoną staruszkę, uczepioną ramienia młodego chłopaka czekającego, by przeprowadzić ją bezpiecznie po pasach. Wyjmuję komórkę i zmieniam psychodelię na rockowe piosenki, które porzuciłam dosyć dawno, kiedy jeszcze potrafiłam czuć. Grzebię w folderze z muzyką i w końcu wybieram coś, co automatycznie poprawia mi humor. Poprawia! Humor! A więc ja mam coś takiego jak humor! Nie potrafię się otrząsnąć ze zdziwienia... Jadę, patrzę przez szybę, słucham dawno zapomnianej piosenki i nie mogę się nadziwić, że jeździłam tą trasą przez ostatnie pięć miesięcy, a jej kompletnie nie poznaję. Jest inna, wesoła, tryskająca energią. Wreszcie zauważam cokolwiek więcej niż tylko odbijające się w szklanej tafli moje smutne oczy. Jak to się stało? Przecież nie przez jeden dotyk. Jego dotyk... I serce się jakoś zaczyna łomotać i ciepło jakieś mnie zalewa. "Tylko nie to..." - myślę - "przecież ja miałam zapominać... " I dopiero wtedy sobie przypominam, że zapomniałam. Że nie myślałam, nie pamiętałam, nie rozpamiętywałam... Zapomniałam tak, jak powinnam.
Jadę do końca. Autobus pusty, tylko ja siedzę na samym końcu wbita w kąt. Boję się. Pojazd zatrzymuje się obok kilku innych, drzwiczki obok kierowcy otwierają się, a po chwili on wychodzi z nich. Nie wiedziałam, że jest taki wysoki, i ładnie zbudowany, i smukły, i że tak ładnie mu w tej niebieskiej koszulce, podkreślającej kolor oczu, i że on w ogóle ma ciało od pasa w dół... Nie wiedziałam, nie sądziłam... Idzie przez całą długość busa i patrzy na mnie z niepokojem, szukając na mej twarzy zaschniętych łez. "Raz. Dwa. Trzy." - Uśmiecham się do niego całą sobą i... siada obok mnie, patrzy mi w oczy i pyta, czy może mnie przytulić.
A ja uśmiecham się jeszcze bardziej i wyciągam ręce w jego stronę i lgnę do niego, do jego ciepła, do jego chropowatych policzków, do jego wielkich dłoni, do jego kołnierza przesiąkniętego dobrem, do jego bijącego serca... I czuję jego ciepło na całym ciele, kiedy trzyma mnie w swoich ramionach, kiedy trzyma swoje usta przy moim uchu i wypuszcza w nie delikatnie wydychane powietrze. A ja już nie myślę o tym, że nie mogę myśleć, że muszę zapominać, że nie mogę... nie mogę... Kiedy mnie trzyma, czuję, że mogę wszystko. Teraz tylko muszę sprawić, by nigdy mnie nie wypuścił.

4844 wyświetlenia
120 tekstów
43 obserwujących
  • PetroBlues

    10 May 2012, 11:38

    Wybacz Lauro, już nie śmiecę:)

  • Sheldonia

    10 May 2012, 11:13

    Rozwalacie mnie, Panowie...:)

  • Albert Jarus

    10 May 2012, 11:12

    bo to nie są książki psychologiczne, powieści itd... to harlequin- dla rozluźnienia i podniesienia romantyzmu u kobiet i dobiciu mężczyzn

  • PetroBlues

    10 May 2012, 10:26

    Albercie, raz mi się zdarzyło, ale po przeczytaniu paru stron zrezygnowałem. Nie widzę sensu czytać czegoś w czym fabuła jest tak oczywista, że zna się zakończenie po przeczytaniu kilku stron:)

  • 10 May 2012, 10:23

    Wciąż tu zaglądam, wciąż czytam, wciąż podziwiam.

  • 9 May 2012, 13:22

    Nareszcie coś weselszego :)
    Bardzo przyjemnie się czytało, tylko jakoś szybko doszło do końca...

  • Albert Jarus

    9 May 2012, 13:13

    A ktoś w ogóle czytał te harleq.? Mi się zdarzyło i nie uważam to za wstyd, maja wartką akcje, fajne opisy i ogólnie spoko się czyta jak dla kobiet- ja raczej eksperymentowałem...

  • Sheldonia

    9 May 2012, 13:10

    Petro przestań mi już z tymi harlequinami, nie strasz mnie...:P

  • PetroBlues

    9 May 2012, 11:15

    Albercie, mam dwie starsze siostry, reszty sam się domyśl.

    ...to tak odnośnie harlequinów...:P

  • Oczywistość

    8 May 2012, 16:11

    I ja podpisuje sie pod poniższymi komentarzami ;)