Menu
Gildia Pióra na Patronite

"Romska miłość"...

Irracja

Irracja

... urodził się i wychował w okolicy gdzie Romów można było często spotkać. Po prostu, kilka ich rodzin mieszkało i żyło w pobliżu. Stosunki między nimi a miejscowymi układały się różnie. Ogólnie jednak trzymali się na dystans od siebie, nie wchodzili sobie w drogę, nie poznali nawzajem. Oprócz niego, cichy spokojny chłopak, stroniący od rozrób i wypadów. Ciekawy jednak świata, tego bliskiego i dalekiego, wiecznie rozmarzony lub zaczytany. I właśnie te jego książki były przyczyną poznania romskiej dziewczyny i ich wspólnych rozmów. Często uciekał nad rzekę, do zagajnika gdzie nikt mu nie przeszkadzał a on sam widział nadchodzących. Tam marzył lub czytał, nawet nie zauważył, że ktoś go jednak obserwuje. Młoda, w jego wieku, 13-14 letnia dziewczyna, która też tam czasem uciekała. Nieważne jak się poznali, nieważne dlaczego rozpoczęli rozmowę, nieważne jak często się spotykali. Znajomość, bardzo sporadyczna, trwała jakieś 2-3 miesiące, później ich drogi się rozeszły. Jedynie ważne jest to o czym rozmawiali, a w zasadzie pewien pewien segment ich rozmów. On jej opowiadał baśnie - o Kopciuszku, o Śpiącej Królewnie - te najbardziej lubiła, dla niego to były baśnie, dla niej zaś opowieści o miłości, jakże innej niż sama słyszała. (Wtedy jeszcze nie wiedział, że za rok, jego towarzyszka zostanie poślubiona mężczyźnie. Tradycja romska wcześnie, bardzo wcześnie wydaje kobiety za mąż). Ona zaś odwdzięczała się opowieściami jakie sama znała, jakie sama słyszała w kręgu rodziny. Nawet nie podejrzewał, że kiedyś jedną z nich przeżyje sam, że jego też spotka kiedyś "amir pjar"...
... samochód trząsł na nierównej powierzchni Koszykowej. Stan wojenny był w pełni, lecz atmosfera już dawno zelżała. Raczej z nudów, niż z obowiązku, wybrali się na patrol, w końcu byli nadterminową "rezerwą" Już dawno powinni być w cywilu, a oni nadal w "woju" nie wiedzieć jak jeszcze długo. Ciepło było, skwar lata dawał się we znaki, ekwipunek rzucony na deski paki, i pić się chciało jak cholera. Samochód zwolnił przed czymś, w tym momencie zobaczył uliczny saturator. "Staszek, zatrzymajcie się w pobliżu" - i jeszcze w biegu zeskoczył z wozu. "I żebym nie musiał was "koty" szukać" - rzucił przez ramie, z AK w ręku ruszył do saturatora. Kolejki nie było, a przy ladzie stała ładna blondynka. Hmmm... żeby tak wiedzieć, że z pół roku będzie jeszcze w Warszawie, smaczny kasek, może by było warto się zakręcić. Lecz on miał dość już Warszawy, a zwłaszcza przykrych wspomnień. Od czasu śmierci Kasi, od prawie półtora roku, żył na wysokich obrotach, i gdyby nie "Puma" żyłby tak dalej. Blondynka uśmiechnęła się filuternie, jakby chciała go poderwać, i czekała na zamówienie. "Z sokiem malinowym, dla pana rezerwisty" usłyszał z tyłu głos Staszka. "Kur... co za kot, trzeba go chyba prześcigać", pomyślał wściekły. Fajny chłopak w sumie, z jego miejscowości. Taki "roczniak" z humorem i dobrą duszą, tylko przyczepił się jak "rzep psiego ogona". Blondynka, z ciekawością zerknęła na niego - "To pan kapral zaczeka chwilę, aż podłączymy nowa butlę", usta jednak wygięła w ironiczna podkówkę. Chciała usłyszeć jego głos, a nie Staszka. "Zrobione" - odezwał się dźwięczny głosik i spod lady wychyliły się bujne, kręte i ciemne włosy, zaraz za nimi przepiękne zielone oczy... Zaniemówił jak sztubak z pierwszej podstawowej...

amir pjar - (bogata miłość)...
reszta znajduje się na moim blogu... oba adresy znajdziecie w moim profilu...

174 173 wyświetlenia
2682 teksty
247 obserwujących
  • Seneka 18

    10 September 2011, 19:54

    Super.

  • PetroBlues

    7 August 2011, 16:42

    Warto było czekać na kolejne Twoje opowiadanie:)

    Jest ok Grzesiu:) Pozdrawiam ciepło:)

  • Irracja

    7 August 2011, 16:25

    ... eee... nic wielkiego...