Menu
Gildia Pióra na Patronite

Terror?

marplesnobble

marplesnobble

Umarłem... Umarłem po trzech dniach męki, na jakimś brudnym łóżku polowym, leżąc w zakrwawionej pościeli, daleko od domu. Przez te trzy dni nie myślałem wiele. Ludzie krzątali się wokół mnie co jakiś czas zmieniając kroplówki, zegar na ścianie rytmicznie tykał, każda minuta przybliżała mnie do śmierci...

Był taki jeden, siwy konował. Jego najbardziej pamiętam. Zmarszczki w kącikach oczu nadawały jego twarzy posępny wygląd, to on przekazał mi tę „straszną” informację. Był trochę zdziwiony, że przyjąłem to tak bez emocji. Jestem w końcu żołnierzem. Człowiekiem, który musi być gotowy na śmierć w każdej możliwej chwili.
Jest wojna. Samoloty co rusz bombardują bezbronne miasta. Nikt z nas tak naprawdę nie wiedział o co i z kim walczymy. Straciłem już wielu towarzyszy w tej krwawej jatce. Wiedziałem, że nie mogłem się z nimi zaprzyjaźniać... Jakby wojna nie starczyła. Widziałem nieraz jak w ukryciu żołnierze wstydliwie ocierali oczy, jak ich ciała przeszywał spazmatyczny dreszcz, tłumili w sobie łkanie. Wiedziałem, że jestem ponad tym. Zawsze miałem wysokie poczucie własnej wartości, w głębi ducha wyśmiewałem ich, że okazują słabość, którą z łatwością mógłby wykorzystać wróg.
Pamiętam jak przez mgłę, chwilę w której Ja - człowiek, który nigdy nie odczuwał empatii, zadrżał z trwogą, siedzieliśmy jak zwykle w okopach, modląc się by móc spokojnie przespać noc bez deszczu bomb i pocisków, godzina policyjna trwała już od paru godzin, ludzie siedzieli w domach- za wyjątkiem młodej dziewczyny, jechała ona na rowerze, letni wiatr owiewał jej włosy i rozpaloną twarz, spoglądaliśmy na nią z rozmarzeniem z naszego stanowiska. Nagle, chwila nieuwagi i rozległ się donośny huk, jakiś niewypał wybuchł, po rowerze praktycznie nic nie zostało, dziewczyna leżała w kałuży krwi, podbiegłem do jej ciepłego ciała, trzewia w wyniku wybuchu wypłynęły na wierzch, cudem by było gdyby przeżyła. To właśnie wtedy po raz pierwszy zwątpiłem w „Cel” mojej misji. To wtedy pierwszy raz odczułem smutek. Trochę to dziwne, przecież jestem żołnierzem, zabiłem już wielu, równie niewinnych i bezbronnych jak ta dziewczyna.
Czas dość szybko mijał, pochłaniała nas coraz większa rutyna- nie w sposób było ją zabić. Dopiero pod koniec listopada się uspokoiło, ludzie przygotowywali się do świąt. Można było zacząć pisać listy, nawet ubiegać się o przepustkę do domu. Nie pisałem listów, nie wróciłem do domu, może to zabrzmi dość „heroicznie”, ale ktoś musiał zostać na stanowisku by inni mogli cieszyć się chwilą odpoczynku od broni. Śnieg przykrywał plamy krwi na ziemi, robiło się coraz ciszej, niektórzy już myśleli, że to koniec tej Wojny o Nie wiadomo Co, wojna trwała od kiedy pamiętam, w zasadzie jak jeszcze nie było mnie na świecie, to ona już trwała, w czasach, kiedy dorastałem nie było możliwości uczenia się, 7 letni chłopcy zabierani byli z domów na 3 letnie szkolenia, by zaraz jak przekroczą 10 rok życia być wysłanym na rzeź. Jak można się domyślić niewielu z nich przeżywa, jednak jestem (byłem?) wśród tych szczęśliwców co przekroczyli już 18 rok życia. Nie pamiętam swojego domu rodzinnego, wiem, że miałem starszego brata i siostrę-bliźniaczkę. Brat, nazwijmy go Alex, umarł zaraz po tym jak wysłali go na pole bitwy, siostra, Ilsa chyba została w domu, nie pamiętam już teraz. (Swoją drogą to ciekawe ile człowiek traci wspomnień po śmierci.)
Jak już wspominałem, 7 letni chłopcy byli zabierani z domu do akademii wojskowych, gdzie byli szkoleni na młodych zabójców. Dzień, w którym po mnie przyjechali był zimny i mglisty, wyszło po mnie dwóch mundurowych- Pułkownik i ktoś niższy stopniem, którego już potem nie widziałem. Wsadzili mnie do małego busa, w którym już było paru chłopaków, z którymi bawiłem się na podwórku. Nikt za mną nie wołał, nikt nie przytulił i nikt nie tęsknił. Nie pisałem i nie otrzymywałem listów, umiejętność pisania u większości ludzi zanikła, nikt nie przykładał uwagi do edukacji, liczyła się tylko jak najszybsza wygrana z wrogiem... Z wrogiem, którego nikt z naszych nawet nigdy nie widział. W okopach dało się słyszeć wiele plotek, niektóre były tak irracjonalne... Jakby były z jakiegoś filmu, czytadła albo innych pozostałości Przeszłości. Ludzie mówili, że walczymy z przybyszami nie z naszej planety, że w końcu nadeszła Apokalipsa (ponoć odnosi się to do jakiegoś kalendarza wymyślonego wieki temu), inni znowuż twierdzili, że nie ma żadnej wojny, że to tylko wymysł naszego rządu by móc wprowadzić terror, ale do czego miałby on doprowadzić? Od lat nie ma żadnego ośrodka władzy, ostatni Władca zmarł krótko przed moimi narodzinami. Trudno jest mi określić ustrój jaki panował w naszym państwie, pewnie dlatego, że w tych czasach mało kto przykładał wagę do edukacji, choć niektórzy mówili, że to była właśnie zagrywka rządzących- cywile nie mogli decydować o losach państwa. Szczerze mówią nawet nie wiem jak wielkie ono było oraz jak się nazywało... To nie tak, że nie byłem patriotą, jak już wspominałem, w wieku 7 lat byłem już szkolony na żołnierza, jedyne czego nas nauczyli to podstawy gramatyki i innych niezbędnych dziedzin. Jednak w mojej rodzinie była pewna pasja dziedziczona z pokolenia na pokolenie- literatura. W okopach, podczas spokojniejszych nocy pochłaniałem książki, propagandowe ulotki, komiksy, dosłownie wszystko co trafiło w moje ręce. Dzięki temu poszerzałem swój zasób słownictwa, to było w dzisiejszych czasach czymś rzadkim.
Czasem wydawało mi się, że rozumiem więcej niż wszyscy, czułem, że tylko ja nie widzę sensu w tej całej... Wojnie. Były pewne fakty, które zdawały się nie być do końca spójne. Dlaczego walczyliśmy tylko nocą? Dlaczego pod osłoną mgły? Dlaczego nie wiedzieliśmy z kim oraz o co walczymy? Nie widziałem w tym wszystkim sensu, ale przecież byłem tylko zwykłym żołnierzem, szeregowym. Nie miałem pytać, miałem być skuteczny. Im więcej zestrzelonych, tym lepiej nas traktowano, dostawaliśmy więcej pożywienia i jakiegoś płynu- starzy ludzie mówili na to woda... Ponoć kiedyś pokrywała ona ponad 70% jakieś kuli... A, tak... Kuli ziemskiej. Ponoć to jakaś ogromna kula wisząca w jakimś Wszechświecie... Te wszystkie bajki były naprawdę bardzo interesujące. Praktycznie codziennie słuchałem tych bajeczek, do czasu aż Ojciec umarł. Matka mówiła, że to na wskutek działań jakiś Złych Ludzi, nic więcej się nie dowiedziałem, zniknęła parę miesięcy później. I w zasadzie to tutaj kończy się większość moich wspomnień z Domu. Zostałem rozdzielony ze swoim rodzeństwem, brata znalazłem parę lat później-martwego. Było to wtedy, gdy wraz z oddziałem przemieszczałem się na front Wschodni, nad rzeką... (Straciłem tyle wspomnień, tyle nazw uleciało z głowy...)
Mgła unosiła się nad jakimś pastwiskiem, w oddali był jakiś las, ziemia usłana była trupami, większość z nas nie zwracała nawet na nie uwagi, a przynajmniej sprawiali takie wrażenie. Odór był okropny, jednak w pewnym momencie przystanąłem. Przede mną leżała głowa, twarz przypominała mojego brata. Poczułem przenikające zimno. Od tamtej pory w każdą noc śnił mi się ten sam sen, ciemny budynek, leżę przymocowany pasami do łóżka, krzyczę przychodzi jakaś zamazana postać, patrzy na mnie po chwili czuję ciepło, ogarnia mnie ciemność.
Sen sam w sobie nie jest straszny, jednak najbardziej przeraża mnie fakt, że leżę unieruchomiony, podczas gdy jakaś postać się na mnie patrzy. Nie mówiłem o tym śnie nikomu, wiedziałem, że odeślą mnie do „rezerwy”, z której już nikt nigdy nie wracał. Nikt tak naprawdę nie wie co się działo z tymi żołnierzami co tam trafili. Raz, podsłuchałem w rozmowie dwóch wyższych ode mnie rangą, że nie istnieje żadna „rezerwa”, ludzie są wywożeni i mordowani, gdyż każdy chory, ranny tylko osłabia i obciąża Armię. Co najdziwniejsze, nigdy już ich nie spotkałem. Pytałem znajomych z mojego oddziału, ale przyglądali mi się tylko dziwnie, więc postanowiłem przestać węszyć, nie chciałem zostać jednym z „rezerwistów”

40 wyświetleń
2 teksty
0 obserwujących
  • marplesnobble

    8 January 2014, 00:29

    Jestem zdania, że spełniając marzenia tracisz cel w życiu. Marzenia są po to by były niespełnione.

  • BerBeć

    7 January 2014, 21:14

    na nic marzenia, gdy tylko marzysz zamiast je spełniać :)