Menu
Gildia Pióra na Patronite

WOLNOŚĆ NIE MUSI BYĆ NIEBEM

fyrfle

fyrfle

Umarł. Ciemność. Po chwili niestety okazało się, że jak najbardziej żyje. A więc jednak wieczność. Mocno dociskał górne powieki do dolnych, aż wreszcie przecierał oczy dłońmi. Szok! Dalej trzeba istnieć, a jednak. Rozejrzał się po sobie. Ciało z duchowej niematerii, ale w sumie postać poprzednia. Nic go już nie bolało, ale duch był bardzo zmęczony. Popatrzył na swoje ciało leżące w łóżku i zastanowił się co dalej? Pewnie zaraz przyjdą po mnie diabli albo anieli lub rodzina, jak to pisali w książkach ezoterycznych. Kurcze! Czy chrzest determinuje niebo, piekło i czyściec? Może być, że tak, a więc trzeba ruszać stąd i jakoś naturalnie uniósł się, i jak najbardziej z lekkością i zabawą przeniknął ścianę pokoju i po chwili znalazł się na zewnątrz domu w otuleniu zimowej szaty bawił się slalomem między spadającymi ciężkimi mokrymi płatkami śniegu. Nagle wiedział, na których gałęziach świerków i tujowych żywopłotów przeczekują zimę kosy, cukrówki, wróble czy sikorki i co ciekawe rozumiał ich myśli. Przemawiały do niego wdzięcznością za karmiki, za słoninę, za chleb rzucany na kompost, za zasiewy słonecznika,za nie wycięcie starego buka i głogu, wreszcie za posadzenie drzew owocowych i krzewów i jarzębiny.

Zaraz przypomniał sobie, że świat jest piękny i poleciał w góry nad górskie potoki i wodospady, na szczyty Beskidów, Tatr i Sudetów, żeby wreszcie przysiąść nad Soliną i przyglądać się życiu jednego z tutejszych odludków, a potem Biebrza, Białowieża, Hajnówka, Siemiatycze, Szczecin, Połczyn, Lębork i wzdłuż Wisły i Odry, a potem jeszcze Skawa i dawaj przeskok na Noteć i słoneczne południe w Lanckoronie.

A potem w świat, a więc kolej transsyberyjska pośród bawiących się na umór turystów ze świata. Wreszcie Bajkał i zimowe wejście na K-2, żeby zaraz przeskoczyć do Montichello - posiadłości Tomasa Jeffersona i grzać się w słońcu na grobie Jana i Cecylii nad sentymentalnym nurtem Niemna. Jest dobrze - pomyślał - mogę tak do końca wieczności i jeden dzień dłużej, choć przypomniał sobie z jednej ksiąg ezoterycznych, że duch zbiegiem takiego trwania, trwania bez Boga traci moc, ale w sumie nie przeszkadzało mu to, aby kiedyś zniknąć - zatracić się, wygubić na mlecznych drogach wszechświata i stać się wszystkim albo niczym. Niebycie i niemyślenie też kusiło, co zresztą było jego pragnieniem z przed śmierci.

Wędrując po świecie poczuł nagle, że jest przyzywany, poczuł prośbę wielu silnych dusz czy duchów, aby zawrócił do nich, bo chcą mu coś ważnego - piekielnie ważnego lub niebiańsko istotnego przekazać. Poczuł szacunek do nich i powoli skierował się do miejsca, z którego wołali, a był to oczywiście ogród jego domu i jak się domyślał czekał tam na niego orszak przodków, którzy kiedyś przed nim odeszli z tego świata. Stanął przed nimi i z niepokojem zaczął się im przyglądać, rozpoznał jedną ciotkę i wujka, a potem powoli kojarzył wszystkich, ale jakoś nie pociągali go, nie miał chęci na konwersację z nimi, za to patrząc na dom wracały mu ostatnie godziny z przed momentu przejścia czy tam wyjścia z ciała,czy jak to tam nazwać?

Umieranie nie jest łatwe, ciało dusi się, nie najlepiej to pomyślano przy stworzeniu niestety. Przypomniał sobie, że część z nich stała przy łóżku wkurzając go niesamowicie. Odchodzący człowiek zaczyna nadawać na falach drugiej strony, też gdzieś to czytał. Oni urządzali mu projekcję Edenu i niesamowitych możliwości Nieba choćby w dziedzinie kolorów czy zmysłów. Było tam wszystkiego niepoliczenie więcej i piękniej, ano raj. Wtedy mu na myśl zawsze przychodziły te mahometańskie hurysy i zaczął się śmiać, że musiało ich to zbijać z tropu, bo znikali zaraz.

- Cześć, czemu nie spojrzałeś na nas kiedy umarłeś, przecież byliśmy i chcemy żebyś poszedł z nami.
- Nie chcę Nieba, tym bardziej nie chcę piekła, a coś czuje, że czyściec to pranie mózgu, więc wybaczcie.
- Zapomniałeś o Miłosierdziu.
- Rozumiem...wiem..., ale nie chcę wracać, poddać się ocenie tego co było, tak nie bardzo nadaje się na podporządkowanie, pewnie byłbym tam kolejnym do strącenia.
- Zawsze byłeś z boku, co się z tobą stało?
- Kto myśli ten musi być czarną owcą,wybaczcie, ale innej drogi nie ma.
- Dlatego czasem dałeś się złu...bardzo zdecydowanie się mu poddawałeś.
- Dobro wymaga zbyt dużej ofiary, a ja chciałem tylko spokoju,kochania Krysi i dzieci. Poza tym znacie mój pogląd, ta zabawa w wolność totalną?! Ja się z tym nie zgadzam, za dużo w tym okrucieństwa,dlatego chcę i będę wolnym strzelcem. Zbawioną wieczność odstępuję świadomie posłusznym, ich podporządkowanie i pokora też wielu doprowadziło do skrajnego cierpienia...
- Ale jest im wybaczone, Miłosierdzie zrozum, przyswój sobie, że to wszystko ma swój jedynie właściwy sens.
- Może, nie wiem, może gdy Krysia do mnie dołączy, jeśli ona będzie chciała, to tak...z nią tak. Wtedy przyjdźcie.
- Ale nie ma gwarancji...
- Wiem, dlatego też wiem, że ona zostanie ze mną.
- Nie wiesz jaka radość ciebie...was tam czeka i możliwości!
- Nie wiem. Boję się też, że zasłużyłem na piekło, a znając siebie, kiedy mnie ktoś porzuca...wiecie, Diabeł wie o moich możliwościach zaangażowania się w zło, że myślę, że i tak mnie tam nie wpuści, bo bym go zdetronizował.
- Ale przecież zrozumiałeś, nawet żyjący na ziemi ci już wybaczyli i zresztą reszta życia przemawia za tobą. Choć z nami, naprawdę będzie dobrze i będziesz wielkim...może nawet aniołem.
- Widzicie, znacie mnie, kilka razy odrzucałem tak zwane szanse, gotowe piękne scenariusze na proste schematyczne życie, poszedłem sami i dobrze mi z tym.
- No właśnie, tato do końca dni liczył, że wrócisz, zjednoczysz rodzinę, poprowadzisz interesy..., a ty nawet nie przyjąłeś swojej części spadku po dziadku.
- To on stworzył ten spadek, myślicie dalej w ten sposób, niczego was tam nie nauczyli. powinien był go rozdać.
- Ale my...wnuki.
- Nie! Wszyscy powinni żyć za swoje, zresztą nie obchodzi mnie to, dla mnie najważniejsza była możliwość wybierania, którą familia nie dawała.
- Przecież mogłeś tyle zrobić...
- Tylko każdy mógł "tyle" zrobić, ja potrzebowałem siebie i nie żałuję, przyszedł czas, wyswobodziłem się na niezależność, na dobro, wykonałem życie po mojemu, ale dawałem, wiecie to, dawałem sygnały powrotu na łono "słusznej większości".
- Nie sądzę żeby to było do przyjęcia w kontekście zbawienia wiecznego...
- Pora zmienić...
- Nie ty decydujesz, pyszny jesteś tak naprawdę.
- Może, ale tu wracamy do początku, kiedyś tam, kiedy lat miałem 10 zdecydowałem, że wrócę z tego twojego Zosiu nudnego wesela do domu i poszedłem nad staw łowić ryby.
- Szukaliśmy Cię wtedy, bardzo mnie i Romka wtedy skrzywdziłeś, wszystkich...
- Mówiłem ci mamo, ze nie chce siedzieć z tymi bałwanami przy dziecięcym stoliku, tylko z tobą i Tatą. Ludzie mnie nie słuchali, Bóg nie zmienia reguł, więc wybrałem tragikomedię totalnej wolności i ni krztynę nie jest mi przykro. Co mogłem naprawiłem.Wiem co wiem.Widzę, że było dobre i teraz jest dobre.
- Nie wiesz co mówisz, nie masz skali, tam jest cudnie cudnością, której tutaj ociupiny nie doznasz.
- To przekażcie, że pora nad tutejszością popracować. Hm! Może i mają rację ci, co twierdzą, że trzeba wyrównywać szansę i na wsi czynić infrastrukturę? Ja zawsze chciałem być trybem w dobrej maszynie,dobrym trybem, nie chciałem kawioru i krewetek, starczyła mi kaszanka z kapustą lub cebulą, salceson, schabowy. Teraz też czuję, ze nie pasuję. Dla mnie to jak uczestnictwo w jakimś matrixie, pokój zagadek, labirynty, schody, szczeble, a ja bym zaraz przyszedł i strząsł wszystkie te jabłka. Przepraszam was, ale nie mogę, jak powiedziałem może...gdy Krysia...
- Nie wiemy czy będziemy mogli...
- Może już nie możecie wrócić i to chyba jest odpowiedź. Żegnam.

Zajrzał do gawry niedźwiedzia, poleciał na koncert Pospieszalskich, bo akurat fajne kolędy śpiewali gdzieś w kościele na Żuławach. Miło jest żyć pełną piersią i przechodzić przed lustrem i nie widzieć swojego niedołężnego odbicia. Przystanąć, wreszcie przycupnąć na ławeczce pod wieżowcem i podyskutować z jemu podobnymi duszami o problemach ludzkości i przede wszystkim poplotkować. Czasem chciałby zmienić ludzkie tragedie, zapobiec im, ale nie ma jeszcze tak mocnego ducha, żeby wpływać na ludzkie myśli.

Jeszcze kwestia pogrzebu, ale to omówili z Krysią, że ma nie poddawać się myślom, które popłyną o nim na pogrzebie i nie wracać, nie patrzeć, a broń Boże nie zostawać przy grobie i nie rozpamiętywać. Na szczęście nie miał najmniejszego takiego zamiaru, ale odwiedzi się - miejsce pogrzebania ziemskiej struktury przy święcie zmarłych, czyli swój grób i czasem obiecał Krysi, że będzie, gdy przyjdzie zapalić znicza z wnukami.

297 746 wyświetleń
4773 teksty
34 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!