Menu
Gildia Pióra na Patronite

Dusza na obcasach...

Ulotny świat dał jej do zrozumienia, że coś się zatraca a wraz z nim ona… Rozłożyła się, ale nie na kawałki. Ułożyła swoje ciało równo w swej trumnie istnienia, chociaż wcale nie była martwa. Przynajmniej na taką nie wyglądała. Trumna nie była wygodna. Odciskała swoje piętno na każdym dniu jej życiowych powinności. Bała się, że będzie kolejną kobietą widmem, do której nikt nie pragnie dotrzeć... Nie chciała tak żyć, chwyciła się za wieko swego ciała, które nie raz utrzymywało ją w wewnętrznej równowadze. Tylko, że tym razem było inaczej… Przejrzysty wiatr strącił z niej wszelki zamęt, jakim się owinęła. Z odrazą chwyciła go za ramię, wykonała parę obrotów i z cudowną wnikliwością narysowała swoje nieznane uczucie… Nie myślała o tym, co kreśliła… Wszystkim mogło się zdawać, że to jakieś bohomazy tkwiące na Ziemi, ale to był jej rys – nader osobisty. Nie pytając dlaczego? – spojrzała mu w oczy… Kogo zobaczyła? Tego nigdy się nie dowiesz… Była po drugiej stronie świata, który stworzyła i zabrała do siebie… Żyła… Szklane szyby niczym usztywnione źródło jestestwa wydobyły z powierzchni aksamitny oddźwięk. Słyszała w nim tłumiący syk tego, co miało nastąpić… Zobaczyła swoje odbicie… Bez zbędnego przerażenia uśmiechnęła się wnikliwie… Oczy pełne głębokiej toni zdawały się mówić. Usta lekko ściągnięte, wybałuszały do góry uśmiech opadając w zamyśleniu na dno wspomnień. Chwytała je lekko i unosiła niczym drobne obłoczki poddane ruchowi delikatnych palców… Jeden z nich uniósł się wysoko – tak bardzo, że nie mogła po niego sięgnąć. Figlarnie umykał przed jej spojrzeniem, im bardziej się do niego zbliżała tym on na przekór jej zamiarom stanowczo się oddalał. Nie chciała go zniewalać, niech pomyka w taki sposób, jaki potrafi. „Może kiedyś nadejdzie dzień, gdy zobaczę go wprost przed sobą” – wyszeptała. Pstryknęła palcami rozmywając w ten sposób to, co widziała. Myśl z prędkością światła zawinęła się wokół dłoni wnikając pod jej przejrzystą skórę. Wewnętrznym bodźcem obudziła w sobie żar, o którym zapomniała. Miłość nie była dla niej wymownym słowem. Czasami nie wiedziała, czy mieści się ona w jej wątłych rozmiarach. Umiała dawać, oczekiwać, pragnąć, pożądać… Ale czy na długo? Z mizernym rezultatem spojrzała za siebie. Lekko potrząsnęła głową. Krzyknęła w dal – „Zapomnij”! Odchodząc z miejsca, które nie chciało się od niej oderwać. Zerknęła na swe stopy – były przybite szpilkami. Kobiecość podążała z nią krok za krokiem. Sączyła się przez jej ciało, wylewając się z każdego zakamarka. Nie potrafiła tego powstrzymać… Nie próbowała zbudować nawet tamy, która by odgradzała ją od potoku duchowej zmysłowości. Zanurzyła się w ciszy wyzwolonej samotności wstając równo na nogi. Były zgrabne, nader pociągające. Unosiły ją, gdy świat próbował uczynić ją poległą oraz zdruzgotaną. Z wrodzoną precyzją osunęła się na ziemię – była zmęczona, ale swobodna. „Być może tym razem jestem o krok od domu” – pomyślała odgarniając włosy do tyłu, jakby tym gestem próbowała zasygnalizować, że jest gotowa do dalszej drogi. Drzewo, o które była oparta ochraniało ją swoją gęstą zielenią...

10 995 wyświetleń
174 teksty
7 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!