- Tylko abstrakcje -
Prosta historia o przebiegu matrymonialnym jak przebieg starego Passata, chociaż matrymonialny ciąg nie oznaczał zbyt dobrej, ani wygórowanej passy dla Zenona Zenonowicza, ciąg właściwie nie oznaczał samej też ciągłości, poza ciągłą i ogromną porażką jego własnego, tułaczego życia, w którym jedyne, co mógł penetrować, to stare kable komunikacji miejskiej, której i tak nie pomagały mu w bliskim nawiązywaniu relacji.
Komunikacja miejska, szczególnie werbalna, ta najbardziej lubiana przez Zeona, w której spora część podróży toczyła się pomiędzy półsłówkami lub gierkami słownymi, które umilały podróż, była dla Zenona w gruncie rzeczy niezrozumiała. Zenon lubił jednak te podróże, kiedy mijał zatłoczone od narzekań i zniechęcenia ulice w akompaniamencie śmiechów, podśmiechujków, a czasem szczerego, radosnego śmiania. Czasem Zenon miał wrażenie, że czyjś śmiech, chociaż szczery, nie był tak zupełnie beztroski, a było w nim coś, co mogło sprawić pewien rodzaj emocjonalnego bólu. Zenon zatykał wtedy uszy i wysiadał na najbliższym przystanku. Szedł następnie przez kilka alejek, by odnaleźć znak przystankowy, najczęściej kropkę, ponieważ kropki właśnie w doskonały sposób łączą pomiędzy sobą poszczególne punkty miasta, które zresztą przyznawano za estetykę, organizację przestrzenną, w tym również za spryt przestrzenny, jak też innego rodzaju, coraz to mniej zrozumiałe kryteria. Zenon, w trakcie pieszych podróży najbardziej czuł dotkliwe strony własnego istnienia. Każda, poszczególna strona jego życia była odręcznym zapisem chyba poezji, a może być na wzór notatek. Często, zanim Zenon stał się Zenonem, a był tylko i wyłącznie notesem, jego właściciel bardzo mocno napierał długopisem na kolejne strony. Dlatego każde słowo odbiło się również na kolejnej i następnej stronie i w pewnym momencie słowa te, zarówno widoczne, które wyłaniały się spomiędzy kropel tuszu, jak również mniej widoczne, odciśnięte tylko na stronie, zaczęły się Zenonowi mieszać. Dlatego też Zenon uważa, iż jego problemy z komunikacją miejską są właśnie spowodowane złym traktowaniem ze strony właściciela. Zresztą, swojego właściciel Zenon nie wspominał zbyt dobrze. Chociażby dlatego, że na poszczególnych stronach życia dalej widać plamy po kawie, plamy po alkoholu. Kilka kartek z życia Zenona nawet właściciel przypalił - nie ważne - chcący, czy niechcący. Podpalenie jest podpaleniem i jest nieuleczalne. Dlatego poszczególne strony życia Zenona są dotknięte niejako chorobą. Zenon to czuje. Czuje to zwłaszcza, gdy mija go jakiś pamiętnik lub dzienniczek, który stanowi naiwne, ale szczerze arcydzieło w oczach Zenka, które stworzyła jakaś młoda właścicielka. Takie pamiętniczki zawsze pachną, zawsze są ładnie ubrane, mają nawet zakładkę, czasem wstążkę, czasem jakiś liść lub kwiatek pomiędzy stronnicami, są bardzo wypachnione, a strony ich życia zapisane kolorowym tuszem, starannym pismem. Żadnego, zagiętego rogu, żadnego z zabrudzeń, czasem, co jeszcze bardziej podniecało Zenka, czasem te strony miały odciśnięte usta, czasem serduszka, słodkie, małe, urocze stronnice życia pamiętniczków, którym lubił się przyglądać. Był jednak pewien, iż on - Zenon, zwykły notes, jest zupełnie nieatrakcyjny dla tego typu kobiet. Dlatego omijał je łukiem na tyle szerokim, by nie dało się odczuć zapachu papierosów i kawy, które zmieszały się z alkoholem, aby jego przypalone strony pozostawały niewidoczne, jednak nigdy łukiem na tyle szerokim, by nie mógł sobie przez chwilę popatrzeć na dzienniczki i pamiętniczki. Smutnym aspektem życia Zenona było to, iż był on praktycznie bezdomnym notatnikiem. W pewnym momencie życia po prostu obudził się w dużym worku na śmieci. On - notatnik, znalazł się pomiędzy resztkami ręczników papierowych, zużytych rolek po papierze toaletowym, pustych, tekturowych opakowań po pizzy i innym jeszcze jedzeniu. W pewnym momencie stracił dach na głową. Od tamtej pory Zenon się tułał i tuła się do teraz, ale odkrywając zalety komunikacji miejskiej, nauczył się podróżować od słowa do słowa, dzięki czemu czuł się nieco mniej samotny.
Zaczął podziwiać miasto. Zaczął miasto oglądać. Z fotograficzną niemalże pamięcią i zaciekłością w zapamiętywaniu detali mógłby spokojnie aspirować do miana mapy lub przewodnika. Nikt jednak, nigdy nie pytał Zenona o drogę. Nikt, poza jednym, wrednym, głodnym kocurem, który nieomal zżarł Zenona. Było to jakiś czas temu, gdy Zenon dopiero otwierał się przed miastem, podobnie, jak miasto stawało na oścież przed Zenonem. Sypiał wtedy w wielu miejscach, a tym, czego unikał zaciekle, była wilgoć, deszcz, kałuże, silne wiatry. Już zdarzyło się, iż zmókł chyba ze trzy razy, a miejscami słowa rozlały się na stronnicach Zenona, przez co to ciężko chorował i mocno majaczył. Cudem znalazł wtedy klatkę schodową a tam schodami w dół, prosto do piwnicy, zszedł wyłącznie po to, by trafić na grzejnik pod którym spędził kilka dni i nocy. Szczęściem było również to, iż żarówka w tym miejscu była popsuta, przez to chyba kilka dni był niezauważony. A pierwszym razem zdarzyło się Zenonowi zmoknąć właśnie przez parszywego kocura. Kocur ten od jakiego czasu spacerował za Zenonem, nie podchodził zbyt blisko, a wieczorami zdawał się wsłuchiwać w recytację nazw ulic przez Zenona, który odtwarzał mapę miasta i poszczególne jego lokalizacje. Pewnego wieczoru, zupełnie niby to przypadkiem, kocur zaczął skamleć i płakać:
- Olaboga, a ja zgubiony, a mój losie parszywy, za co mnie karzesz, nękasz i dręczysz. Czemuż dotyka mnie tak przenikliwa głęboka samotność, gdy tam, gdzieś tam na osiedlu Akacjowym czekają na mnie właściciel i rodzina. Od tylu dni nie posiadam już węchu i nie umiem znaleźć drogi powrotnej. O, losie, gdyby ktoś zechciał mi pomóc.
Zenon wsłuchiwał się wtedy w to olabogowanie i nie szczególnie zdradzał zainteresowanie. Zenon był dość nieufny i bojaźliwy, wiedział, nie wiedzieć skąd, iż nikomu nie warto ufać, skoro nawet właściciel zechciał się Zenona pozbyć, jakby to Zenon był winien złych treści, które właściciel umieścił na stronnicach. W głębi okładki Zenon czuł jednak ogromny smutek. Nie mógł jakoś się opanować. Sam był samotny, a do tego bez rodziny i naiwnie chciał wierzyć, iż kocur faktycznie ma gdzieś rodzinę. Kocur natomiast spacerował sobie, olabogował i biadolił. Wył w niebogłosy i raz nawet dostał butem, który wypadł z okna, na co dało się słyszeć tym głośniejsze "olaboga, losie, za cóż mnie karzesz" które wydusił z siebie kocur, gdy but wylądował na jego grzbiecie, jak również dało się słyszeć: "ja pierdolę, znowu to samo", w którym całkowite znudzenie zmieszało się ze zniesmaczeniem i westchnięciem, które musiały paść z ust buta. Być może but ten był butem na kocura, dlatego wcale, ale to wcale nie był jakoś szczególnie zaskoczony, iż jego właściciel postanowił wykorzystać go właśnie do celów takich, jak uciszenie olabogalamentująca kocura.
Tak samo kocur, jak też Zenon przenieśli się kilkadziesiąt metrów dalej. W zasadzie to Zenon sam przeszedł tą drogę, kocur natomiast zdawał się czołgać, pełznąć, próbował wbić pazury w chropowaty asfalt, byle podciągnąć się resztkami sił w stronę ciemniejszego zaułka i resztkami tchu, sił, życia, resztkami własnej, złudnej nadziei, wciąż powtarzał:
- Przyjdzie mi tutaj umrzeć, mój zły losie, czemu mnie tak karzesz? Samotnej śmierci bardziej się najbardziej, a teraz to samotność przyjdzie po mnie zaraz po śmierci, a moje ciało tutaj pozostanie, zgnije i nikt już się nie dowie, że nie żyję.
Zenon w końcu nie wytrzymał, nie był w stanie, dlatego podszedł i zapytał:
- Z której części miasta jesteś?
Ciekawe ... ale nie dałam rady do końca.
Dzięki za informację zwrotną
Nie żeby było za długie, poprostu ja nie ale. Potrzeba pisania jest ważna!!
pewnie tak
Wie to Pan najlepiej.
W kontekście wcześniejszego komentarza zacząłem się sam zastanawiać, czy faktycznie znam coś takiego, jak potrzebę pisania, przymus, chęć, czy w pewnym momencie to już tylko ambicja i techniczne podejście, a czasem dobry sposób na relaks
To u Pana automatyzm. Nie zastanawia się Pan tylko pisze, słowa napisane do ludzi są podobne do wypowiedzianych, z tą różnicą że są martwe.
Osobiście lubię czytać ale z innych powodów.
W pewnym stopniu tak, ale to bez znaczenia.
miłego
Pana teksty mają Wielkie znaczenie. Dlatego je czytam.
heh
Całkiem fajnie napisane.
Ten worek na śmieci przypadkiem czy rozmyślnie wskazuje na segregację śmieci? :)
Siłą rzeczy niebieski już mi się kojarzy z papierowymi odpadami ;p
dzienx