Menu
Gildia Pióra na Patronite

Zaginiona

szisza

- Ty mnie w ogóle słuchasz? - moja koleżanka przerwała kolejny wywód o tym, jak (po raz chyba setny) ma problem sercowy i spojrzała na mnie z niedowierzaniem.

- Jasne ...- zaczęłam, ale mi przerwała.
- No więc on mówi, że boi się miłości. Że patrząc na swoją rodzinę nie wierzy w nią. A do tego ta historia z jego byłą. Pamiętasz?
- Nie! - rzekłam wstając i ruszając w stronę drzwi. Zabrakło mi już sił, aby znów wysłuchiwać żali i rozterek innych. Bo ile można?! Nie raz psychika człowieka ma dość. Czy ja mam jakąś tabliczkę na czole, która głosi: MASZ PROBLEM ONA WYSŁUCHA. Psycholog czy psychiatra za wysłuchiwanie problemów i za doradzenie dostaje choć wynagrodzenie, a ja? A ja dostaję bagaż emocjonalny o który nie proszę i nawet "dzięki" nie usłyszę.
- Co Ty robisz? Taka z Ciebie przyjaciółka? Człowiek zwierza Ci się z obaw, a Ty w nosie to masz? - klekotała za mną. Ale się nie odwróciłam, nie zatrzymałam, nie wytłumaczyłam. To nie miało sensu. Bo niektórzy ludzie nie potrafią słuchać innych. Nie potrafią się wczuć w ich dole. Nie potrafią, bo tak doprawdy nie chcą. Wróciłam zrezygnowana do domu. Z salonu dobiegły mnie pijackie głosy i śmiechy. Imprezka? - zdziwiłam się w duchu. Minęłam drzwi oddzielające mnie od bawiących się rodziców i ich znajomych. Mój nastrój jeszcze bardziej się pogorszył. Jutro czekało mnie kolejne wysłuchiwanie utyskiwania mamy na zachowanie ojca i babci. Nie, żeby nie miała racji. Żyła w chorym układzie, gdzie jej mąż i jej matka prowadzili między sobą cichą psychologiczną wojnę, w której ona była pionkiem. Współczułam jej z całego serca. Przez pewien czas ja i moje rodzeństwo też uczestniczyliśmy w tej grze jako figury, ale to już minęło. Rodzeństwo przy pierwszej lepszej okazji opuściło rodzinne gniazdo. Zostałam ja, stosująca dającą wyniki taktykę obojętności i stojąca z boku. Ostatni filar mojej biednej psychicznie już niewytrzymującej mamy. Wysłuchiwałam, pocieszałam i radziłam. Nie którzy jednak nie potrafią słuchać i korzystać z rad. Nie którzy tylko potrafią mówić o swych problemach. Stoją w miejscu w tej swojej tragedii i trzymają się jej kurczowo, jakby to ona stanowiła o ich wartości i tożsamości. Siedząc w pokoju, słuchając muzyki wreszcie zrozumiałam. Nie tylko oni muszą coś zmienić. Ja też. Szybko i bez zbędnych wątpliwości spakowałam w plecak najbardziej podstawowe rzeczy. Zarzuciłam na ramię i wyszłam. Szłam przed siebie.
Tydzień później w gazetach widniało moje zdjęcie. Przytoczono komentarze moich bliskich. Koleżanka wypowiadała się, że ostatnio byłam jakaś dziwna. Że wyszłam bez słowa w trakcie rozmowy. Moi bliscy wyrażali zdziwienie całym faktem. Przecież miałam kochający i ciepły, rodzinny dom. Co prawda byłam skryta, mało mówiłam, ale to nie możliwe abym odeszła z własnej woli bez słów.
Odkładam artykuł i uśmiecham się. Wiatr z klimatyzacji rozwiewa mi włosy. Właśnie skończyła mi się przerwa. Przecieram szmatą stoliki i poprawiam włosy. Staję za barem. Za chwilę kolejny klient zacznie snuć swoją opowieść. Podobno mam coś w sobie, że ludzie lubią mi się zwierzać.

10 390 wyświetleń
157 tekstów
22 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!