- to TY żyjesz ?! - noo i mam się dobrze. - a przecież mówiłaś, że jak Cie zostawię to się zabijesz, bo nie potrafisz beze mnie żyć. - kłamałam ;p po prostu chciałam Cie wziąć na litość, ot co. - aha, to dobrze, bo już się zastanawiałem czy nie powinienem zacząć się modlić za Twą duszę. - spokojnie, jeszcze nie pora na mnie. - noo właśnie widzę. jakoś Ci tak brzuch urósł. - zauważyłeś ? to Twoje ! - niemożliwe ! przecież to zbyt duża odległość w czasie od naszego ostatniego razu a przecież nie jesteś wiatropylna. - kurde... - mów lepiej czyje to. - nie wiem. - co ? przecież mówiłaś, że jesteś taka cnotliwa ! - kłamałam... - mówiłaś też, że mnie kochasz dlatego nikomu innemu się nie oddasz. to też kłamstwo ? - zgadłeś. - uff ulżyło mi : ] bo to znaczy, że słusznie iż z Tobą zerwałem...
W tym momencie Narrator musiał przebić balon, bo chłopak nie powinien się cieszyć. Przecież on ją kiedyś kochał i każdego dnia spalał się dla niej jak meteoryt a ona to wykorzystywała i karmiła go kłamstwami, bo bała się samotności a dobrze wiedziała, że nie prędko znajdzie się drugi, który będzie z nią na poważnie. W dodatku głupia hipokrytka mawiała: "pokochaj mnie taką jaka jestem a nie taką jaką chcesz bym była" a przecież trudno pokochać kogoś takim jakim jest jeżeli wciąż kłamie na temat swej osoby.