Menu
Gildia Pióra na Patronite

Gwiazdka

eyesOFsoul

Ten dzień miał się zacząć zgoła inaczej. Aż tu nagle bęc. Coś z łoskotem spadło. (Żeby nie powiedzieć, że pier**olnęło.) Helena momentalnie otworzyła oczy i spojrzała na zegarek.

- Trzecia rano - mruknęła, wkładając kapcie i człapiąc w stronę salonu.
Po drodze omal nie wywinęła orła. Na podłodze leżały, rozrzucone w najlepsze, klocki lego.
- Chwila, lego? Skąd do diaska wzięło się tu lego? - Kiedy tak pochylona nad klockami usiłowała zmusić się do myślenia, ktoś lub coś nieokreślonego czmychnęło z jej lewej strony. Ten nagły i nieoczekiwany ruch sprawił, że wszystkie elementy układanki w końcu trafiły na swoje miejsce. W końcu uświadomiła sobie, że nie jest sama w domu. Ktoś tu oprócz niej jest! Lodowaty moment otrzeźwienia trwał krócej niż można by się o tej porze spodziewać. Helenie nasunęły się od razu dwa pytania: - Kto u licha? - Oraz: - Jak się tu dostał?
Nie myśląc długo, Helena wróciła do sypialni po miotłę i wyruszyła na poszukiwania złodziejaszka. No bo kto inny o tej porze mógłby zakraść na jej posesję?
Po cichutku, na paluszkach sprawdzała pokój za pokojem.
- Gdzieś się przecież musiał tu ukryć – mruczała pod nosem.
Wtem huk jak z armaty. Helena z wrażenia aż upuściła miotłę, która spadając, strąciła z komody wazon. Rozpaczliwym susem zdążyła go jednak złapać.
- Uff – odetchnęła gdy wtem, coś małego, z zieloną czapką zakończoną malutkim dzwoneczkiem, przebiegło metr od niej. Dźwięk dzwonka tak wystraszył Helenę, że wazon, który jeszcze sekundę wcześniej trzymała w dłoniach, spadł z dostojnym brzdękiem na posadzkę, rozbijając się na kilkanaście drobnych kawałków.
- Tego już było za wiele – pomyślała Helena i kilkoma susami dogoniła jegomościa. Wykonała błyskawiczny ruch ręką. Szamotanie wewnątrz zaciśniętej dłoni powiedziało jej, że ma go!
- Ej ty skrzacie – powiedziała z wyrzutem do małego stworka, którego teraz trzymała metr nad podłogą, przyglądając mu się ze zdziwieniem – coś ty za jeden?
Skrzat machał nogami jak opętany, próbując wyrwać się z żelaznego uścisku swego oprawcy – zresztą bezskutecznie. Nie mógł przecież wiedzieć, że Helena od lat ćwiczyła zachodnie sztuki walki, a jedną ręką potrafiła podnieść 100kg!
- Po pierwsze nie jestem skrzatem tylko elfem – oburzył się waleczny jegomość, z determinacją machając nogami. - Po drugie postaw mnie natychmiast na ziemię, bo zaraz przybędą moi bracia na pomoc i wtedy nie będzie już tak wesoło! - wygrażał mały stworek.
- Elfem? A Święty Mikołaj pewnie został na biegunie? - zaśmiała się Helena. - Koniec żartów panie Elfie. W tej chwili masz mi powiedzieć po coś tu wtargnął i dlaczego mój salon wygląda gorzej niż po bitwie!
- No... bo... widzisz… ja… - jąkał się Elf.
- Widzę, widzę. Choinka leży na podłodze wśród roztrzaskanych bombek. Po korytarzu walają się klocki. Mój ulubiony wazon roztrzaskany w drobny mak! A ty, ty – potrząsnęła Elfem Helena – nie potrafisz się nawet wytłumaczyć!
- Oh, puść go, Heleno – rozbrzmiał w salonie spokojny, lecz stanowczy i męski głos. - Helena z wrażenia wypuściła Elfa i ze zdziwieniem wpatrywała w postać, która praktycznie wyszła z komina. Kolejny gość tej nocy na oko miał z 50 lat, długą siwą brodę, i na Merlina, wyglądał zupełnie jak Święty Mikołaj. Nie dziwota, że Helena aż zaniemówiła. W końcu sytuacja była nad wyraz niecodzienna.
- To jest Franek – powiedział gość w czerwonym kubraku. - Zastępuje dzisiaj, wyjątkowo, małego Antka, który przez tą całą przykrą, pandemiczną sytuację nabawił się kataru i wylądował na kwarantannie. Sama rozumiesz, muszę dbać o standardy, bo mnie sanepid zamknie.
- A ty to właściwe kto? - spytała poruszona Helena, która dopiero, co odzyskała głos.
- No jak to kto… Nie widać? Jestem Świętym Mikołajem!
Helena już otwierała usta by odpowiedzieć, lecz ku jej zdziwieniu wydobył się z nich dźwięk... budzika. Helena, trzeźwa jak niemowlę, otworzyła szeroko oczy, spojrzała na zegarek - a była już szósta rano - wsunęła kapcie, wychodząc z sypialni wzięła na wszelki wypadek miotłę… Ale na korytarzu nie było nikogo. Podłoga była czysta, wazon stał na komodzie, a na choince radośnie migotały lampki. Helena weszła do salonu, usiadła na swoim ulubionym fotelu i aż podskoczyła, bo coś zakuło ją w tyłek.
- To lego – zawołała radośnie, jakby to była najmilsza rzecz pod słońcem. - Może to wszystko jednak mi się nie śniło – pomyślała, wpatrując się w mały kwadratowy klocek...

---
06.12.2020, HuH, tekst pisany w ramach prezentu mikołajkowego

146 971 wyświetleń
1738 tekstów
256 obserwujących