Menu
Gildia Pióra na Patronite

Środek Nocy

Tamtej nocy ciężko spałem. Długo nie mogłem zasnąć, budziłem się parę razy. Kiedy w końcu po raz wtóry się obudziłem, spojrzałem na zegarek, była 2;22, środek nocy. Eh. Wstałem do kuchni napić się wody, ogólnie czułem się jakiś całkiem wyspany. Chwyciłem butelkę i zacząłem z niej pić. Nie chciało mi się szukać szklanki i robić niepotrzebnego hałasu. Kiedy się już napoiłem i odstawiłem butelkę usłyszałem jakby pstryknięcie. No nic, pomyślałem i poszedłem do pokoju. Wchodząc coś mnie przytrzymało i pociągnęło do tyłu. Kompletnie mnie zamurowało, kiedy upadłem na zadek a nade mną stanęły 3 istoty z zakrytymi głowami przez hełmy. Ich hełmy miały dwie, czerwone, lekko świecące kółka w pionie - to wyżej było większe od tego drugiego. Choć w pierwszym momencie byłem kompletnie przerażony, później jakbym poczuł ulgę i zszedł ze mnie strach. Czułem się, jakby nic się nie stało i wszystko było w porządku. Myśl o tym, że jakieś dziwne postaci weszły w nocy do mojego domu i pewnie mają wobec mnie jakieś plany była dla mnie tak zwyczajna, jak fakt pójścia na zakupy.
Nic nie mówiąc podnieśli mnie, jeden z nich objął mnie za ramię i pokazał na drzwi. Pozostała dwójka patrzyła wciąż na mnie. Kiwnąłem głową i ruszyliśmy. Wyszliśmy na ulicę, gdzie stał jakiś dziwny pojazd. Był opływowy i zdawał się nie mieć kół, ni gąsienic, kształtem nie przypominał mi niczego. Wpakowaliśmy się do środka. Pojazd z wielką gracją uniósł się w górę i delikatnie ruszył. Pojazd nie miał szyb, może w kabinie kierowcy - albo pilota - która była nieco nad nami. Po chwili dali mi jakiś ubiór. Założyłem go bez wahania. Wciąż było ciemno jednak nie przeszkadzało mi to wtedy. Nie wiem jak długo jechaliśmy, czy lecieliśmy, w każdym razie w pewnym momencie dotarliśmy. Pojazd ponownie osiadł na ziemi, a my mogliśmy bezpiecznie wyjść. Światło księżyca rozświetlało mi trochę okolicę. Byliśmy gdzieś pod lasem. Po wyjście z pojazdu przede mną rozciągała się łąka delikatnie pagórkowata. Szybko jednak zwrócili mnie w stronę lasu, gdzie na jego skraju stała drewniana chata. W środku paliła się w jednym oknie na parterze i na piętrze świeczka, lub może słaba lampka. Tym razem postaci było 5. Podprowadzili mnie pod chatę, wskazując wciąż na nią. Zatrzymali się, ale ja szedłem dalej nie oglądając się, czułem, że tak ma być. Wszedłem do chatki. Pierwsze pomieszczenie było ciemne. Wyglądało na salon. Dalej była kuchnia, tam jakby automatycznie skierowałem swe kroki. Kuchnia była absolutnie ciemna. Wydawała się bardzo niewielka. Podniosłem lewą rękę do pstryczka i ukazała się mi moja kuchnia z mojego domu. Rozejrzałem się dla upewnienia - tak, byłem u siebie, w mieszkaniu. Skrępowanie minęło. Poczułem jakąś dziwną swobodę, jakbym właśnie zerwał się siłą swych mięśni z kajdan i łańcuchów. Dziwna "obecność" tamtych postaci w mojej głowie rozmyła się tak szybko jak przyszła. Uśmiechnąłem się do siebie, czułem radość. Rozglądając się po kuchni zobaczyłem zegarek z godziną 2;23. Czułem zmęczenie obok całej mojej radości. Zgasiłem światło i poszedłem do swojego pokoju. Sara spała twardym snem. Położyłem się obok niej. Usnąłem od razu. W końcu.
Rano Sara wstała przede mną. Leżałem jeszcze chwilę na plecach po przebudzeniu. W końcu weszła Sara z uśmiechem i usiadła koło mnie. "Byłeś gdzieś w nocy?" zapytała. Odpowiedziałem przecząco. Uśmiechnęła się i spuściła wzrok po czym dodała: "tak się tylko zastanawiam dlaczego ten płaszcz, którego tak nie lubisz leżał na stole w kuchni"...

4148 wyświetleń
73 teksty
2 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!