Menu
Gildia Pióra na Patronite

Winda

dawid1td

Taaak. To było to. Miłość. Nie wiem czy tak naprawdę się pojawiła, ale coś magicznego w tym było. „To” ma coś do siebie, że nie za każdym razem potrzebuje odpowiedzi z drugiej strony. Pojawia się, ale nie zawsze u 2 osób naraz. Panika, szał, zaskoczenie! Mózg poddał się sercu całkowicie. Czemu nie na odwrót? Zawsze to byłaby nad tym jakaś kontrola. Może i nie dogadywaliśmy się do końca. Tak mi się wydaje. Może to jednak brak odpowiedzi budził we mnie lęk. To tak jakby nienawiść ale chęć bycia z tym kimś. Ciężko takie coś się przechodzi.

Poznałem ją trochę w dziwny sposób. W windzie. Pogada piękna. Dopiero co pożegnałem się z przyjacielem. Graliśmy w tenisa. Lubię czasami dać sobie w kość. Zmęczyć się, nie dać za wygraną. Wtedy trochę przesadziłem. Na dworze skwar, 37 stopni. Bez wody, transportu, wróciłem do domu piechotą. Już przed blokiem zaczęło mi się kręcić w głowie. Ale jak to każdy. Czym bliżej mieszkania tym więcej sił. Teoretycznie. U mnie wyglądało to trochę inaczej. Wchodząc do klatki usłyszałem zamykające się drzwi od windy. Stara nie remontowana od dawna. Skrzypiała okrutnie. Resztkami sił spróbowałem dobiec przed zapadnięciem się blokady. Zdążyłem. Może dystans nie duży, ale przy resztkach sił, które mi zostały wydawał się olbrzymi. Noga między drzwi, złapałem za klamkę. Otworzyłem. Uff, udało się, ruszam! Mieszkam na 3 piętrze, niewielkie mieszkanie, kawalerka. W końcu jestem sam. Wciskam guzik. Czuję coś zimnego na nodze. Mokre to takie i okrągłe. No to spoglądam w dół. Patrzę, pies mizia mnie po kolanie nosem. Kundelek. Widać, że zadbany, nakarmiony. Sierść lśniąca, nosek zimny. Zdrowy! Jadę wzrokiem coraz wyżej. Musi w końcu mieć jakiegoś właściciela. Patrzę na rękę trzymającą smycz. Delikatna, paznokcie przycięte, nie za krótko ale też nie za długo. Palce długie i zgrabne, ale to damska dłoń więc takie powinny być. „Wspinając się” wzrokiem coraz wyżej ujrzałem światłość. Blask promieniał od niej do około. Nagle światło jeszcze bardziej błysnęło. Zemdlałem. Nie piłem za dużo tego dnia, podobno się odwodniłem. Dochodzi do tego wysoka temperatura i zmęczenie. Padłem jak kłoda. Nieźle musiałem przydzwonić o ścianę windy bo następnego dnia strasznie bolała mnie głowa. Może to też przez odwodnienie. Nie wiem. Nieprzytomny byłem przez jakieś 2-3 minuty. Dobrze, że kobieta w windzie mi pomogła. Właśnie, kobieta w windzie. Nie zdążyłem ujrzeć jej twarzy przed omdleniem. Od razu po ocuceniu też. Pierwsze co zobaczyłem był wielgachny język zwisający mi tuż nad twarzą. Piesek zajął się mną osobiście. Ale nie tylko on. Michalina, bo tak miała na imię właścicielka psa, pomogła mi się podnieść. Trochę spanikowała. Niecodziennie widzi się padającego człowieka w windzie. Lekko przyćmiony, podniosłem się z jej pomocą.

Pierwsze moje opowiadanie. Proszę o opinie i w razie co, wyrażenie chęci przeczytania dalszej części :)

6291 wyświetleń
61 tekstów
2 obserwujących
  • Sheldonia

    14 May 2012, 08:54

    To uznajmy więc te niektóre "błędne" zdania za celowe zabiegi. :)

  • 13 May 2012, 23:15

    szczerze, nie wiem nawet gdzie popełniłem błędy w zdaniach. Piszę tak po prostu, od siebie :)

  • Sheldonia

    13 May 2012, 14:31

    Podoba mi się. Co prawda masz pewne problemy z budowaniem zdań (chyba że to celowe zabiegi), ale w niczym to nie przeszkadzało. I jak na pierwszy tekst jest całkiem nieźle. Z czasem będzie Ci szło coraz lepiej.:)
    I oczywiście chętnie poczytam dalszą część, bo te kilka zdań mnie zaciekawiło. ;)
    Pozdrawiam.