Menu
Gildia Pióra na Patronite

NIEDZIELNI WĘDROWCY cz.3

fyrfle

fyrfle

Szli teraz przez część wsi zwaną Rajem.

- Zastanawiam się czemu takie nazwy tych dzielnic - Piekło i Raj?
- Myślę, że chodzi o relacje ludzi, bo z jednej i drugiej dzielnicy widoki są przepiękne i miejsca do życia są naprawdę wspaniałe, ale z ludźmi musiało być coś nie tak, najpewniej utrudniali sobie życie jak tylko mogli. Zawiść sąsiedzka, wzajemne niechęci, prowadziły do wielu napięć, a nawet pewnie wielu nieszczęść.
- I stąd też Piekło. Pewnie nie trzeba jechać do Werony, aby posłuchać o analogicznych historiach jak te o Kapulettich i Montekich.
- Nie, na pewno nie trzeba. I czasem były śmieszne i tragiczne zarazem na pewno, jak to tylko tutaj jest możliwe.

Szli zdecydowaną stromizną asfaltu. Mijali schodzących turystów ze szczytu i mówili im dzień dobry, co budziło ciepłe spojrzenia, a czasem nawet szczery uśmiech. Widoki rzeczywiście były bardzo ujmujące. Wzniesienia dzielnicy zwanej Kopcem po drugiej stronie ulicy Głównej i szchownice pól na tychże robiły wrażenie i powodowały, że czuli uczestnictwo w czymś naprawdę pięknym i to samo pewnie widzieli i odczuwali schodzący turyści i pielgrzymi, bo dla wielu z nich te stacje drogi krzyżowej i tamten krzyż to miejsce pielgrzymowania i gorliwej modlitwy. Zza jednego z zakrętów dochodziło ich głośne beczenie owiec. Owce nie milczą i o tym powinni pamiętać ich pasterze, a skoro nie milczą, to znaczy, że wyrażają swoje oczywiste pragnienia, w które obowiązkiem pasterza jest się wsłuchiwać i przejść do czynu realizując ich postulaty. Te, które zaraz za zakrętem ukazały się im, były na pastwisku ogrodzonym siatką i gromadnie chroniły się przed słońcem pod rosnącymi na jego skraju sosnami. Wszystkie patrzyły w stronę idących ludzi, wyrażając głośnym beczeniem swoje pragnienie wolności i pewnie pragnienie zwykłej wody do picia, no i mówiły, że jest im bardzo gorąco pod bardzo grubą wełną merynosów polskich. Po drugiej stronie asfaltowego szlaku ich uwagę zwróciła stara lipa, która od dołu porośnięta była pewnym gatunkiem mchu w kolorze specyficznej zieleni. A nad tym mchem w korę wżerały się dwie rudawo żółte huby o bardzo atrakcyjnych dla oka ludzkiego kształtach.

Kilka metrów dalej usiedli na rowie pod inną młodszą lipą i chwilę odpoczęli pijąc pyszny kompot truskawkowy. Oczywiście racząc się tą ambrozją rozmawiali.

- Wiesz, w Żywcu, w kościele Trzech Krzyży proboszcz wprowadził do programu msze dla Ukraińców.
- Pięknie, jest ich u nas już tylu, że należy się to im, ale skąd wzięli kapłana?
- Jeden z naszych tam był na misji i perfekt zna Ukraiński. Pierwsza już była i był pełny kościół wiernych.
- To oczywiste, bo język ukraiński spotyka się dzisiaj prawie równie często co Polski na Żywiecczyźnie i na całym Śląsku.
- Tak, i to są emigranci, których chcemy, a zarazem uchodźcy z terenów objętych wojną z Rosją.
- A i oni mają wielu przeciwników, którzy twierdzą, że są roznosicielami nacjonalizmu ukraińskiego.
- Bzdura, przyjeżdżają już całymi rodzinami lub żenią się z Polkami albo wychodzą za mąż za Polaków, są normalnością i codziennością, a to, że tak licznie uczestniczą we mszach dodatkowo świadczy o tym kim są.
- Tak, chrześcijanin to brzmi pięknie i dumnie.
- Brzmi po prostu spokój, dobro, miłość, ciepło, mądrość!
- I owce mogą spać spokojnie.
- ?
- Nikt z nich kochanek nie zrobi.
- Aha, oczywiście.

Po kilku minutach wstali i poszli dalej, rozglądając się to w lewo, a to w prawo, bo z każdej strony kusiły widoki. Po prawej stronie za łąką zaczęło się zbocze jednej z gór, porośnięte gęstwiną ciemno zielonych świerków, a z lewej strony zaczynała się baśniowa panorama wsi. Tuż przed nimi jednak najpierw mieli wspaniale kwitnącą łąkę wszelkich traw i wszelkich ziół. Akurat kwitły koniczyny na bordowo i biało. wyki w barwie żółtej i fioletowej, cudne białe słoneczka margaretek z żółtymi sercami i szereg innych, cieszących wzrok, ładujących akumulatory ducha oraz przyciągających do siebie pszczoły i motyle. Łąka schodziła swoją kolorowością w dół do wioski, a tam kilkaset metrów niżej pasło się liczne stado krów holenderskich biało czarnych i naszych górskich o umaszczeniu rudym i rudo - białym. Widok taki jak każdy chce, aby był w górach. Za nimi zabudowania wsi z kościołem, szkoła i widowiskowo położonymi domami rodzinnymi, a potem już browar i dzielnica Żywca Zabłocie, a za nią dwugarb Grojca i znowu połoniny, a za nimi kolejne pasmo gór mniej lub bardziej teraz zielonych. Chwilę popatrzyli i ruszyli dalej. Co chwilę przystawali robiąc zdjęcie jakiejś ciekawej konstelacji kwietnej , która uformowała się na łące.
- Niesamowite piękno, że aż zapominam śliny przełykać, wiesz kochana?
- Tak, jest w tej wędrówce coś, nie wiem jak to nazwać, ale po prostu czuję się szczęśliwa, tym co widzę, tym co dzieje się na tej łące, nawet ci ludzie są jacyś inni. To szczęście przemienia ich, widać w nich dobro.
- Tak, ze mną dzieje się to samo.Czuję po prostu lekkość i taką euforię, dusza i organizm dostosowują się do tej radości przyrody , która dzieje się dookoła nas.
- Po prostu całość mnie rośnie w pięknie i dostraja się do otoczenia.
- Tak człowiek staje się silniejszym , tak mi się wydaje..., tak po prostu jest. Wiem, że moje życie jest takie jak powinno być.

Kiedy tak rozmawiali, na przeciw nim zza drzew wyleciała piękna kolorami i ogromna paralotnia, a w nich dwoje paralotniarzy. Leciała wzdłuż zbocza Matyski, a potem odbiła w kierunku zabudowań wsi. Minął ich samochód szkoły paralotniarskiej z kolejnymi poczucia się jak ptaki. Szli spokojnie, przyglądając się temu co dzieje się w rowach po lewej i prawej stronie, a działo się tam naprawdę dużo za sprawą oczywiście kwitnących roślin. Tym razem przystanęli przy fioletowych kształtach kulistych kwiatów ostów, które mieszały się z białymi baldachami dzikiej marchwi. Osty przyciągają swoim nektarem mnóstwo pszczół, a więc są rośliną miododajną, a jednocześnie poruszały wspomnienia z dzieciństwa, kiedy to oboje paśli krowy i spotykali całe skupiska tych roślin, na których żywiło się wiele kolorowych motyli i brzęczały rojowiska pszczół.

Wspięli się znowu trochę wyżej, a paralotnia tymczasem leciała już nad wioską i kierowała się nad Żywiec.

- Patrz nie odczuwa się w ogóle wiatru, a oni tam w górze znakomicie sobie radzą i tak wspaniale latają.
- To muszą być doświadczeni paralotniarze, wiedzą jak wykorzystywać prądy powietrzne.
- Pilot może z jaką osobą niepełnosprawną leci, albo kimś z rodziny.
- Pewnie tak, a może zarobkowo jakiegoś chętnego piękna Żywiecczyzny turystę.
- Albo stąd wystartował, albo z Żaru i teraz wraca z powrotem.
- Też tak może być, ale widok paralotni w przestworzach jest naprawdę piękny.
- Tak jakoś tak jakby jest się przyciąganym magnesem.

Rozmawiając, przyglądając się paralotnią, oglądając przyszlakową barwną kwietność, podziwiając maestrię kolejnych stacji drogi krzyżowej doszli do miejsca, w którym szlak odbija w lewo i zaczyna się ostre podejście na szczyt góry.

- Kiedy zbudowano tą drogę krzyżową i postawiono krzyż?
- To było pod koniec wieku i na początku 21 wieku. Nie byłoby tego gdyby nie prałat Gawlik, on był zresztą z wykształcenia budowlańcem, to jego wizja. Postawił nie tylko drogę, ale zbudował tą piękną plebanie, parkingi, cmentarz i dobudował nawy w kościele, przeprowadził jego generalny remont, to z jego inicjatywy są te cudne malowidła, ta bajeczna tęcza na ścianach.
- I ludzie szli za nim...
- Tak, miał posłuch, przecież jedna stacja drogi krzyżowej kosztowała najmniej 20 tysięcy, a niektórych koszt to około 70 tysięcy.
- I ludzie dawali pieniądze...
- Miał charyzmę, on się nie prosił, ludzie lgneli do niego.
- Hm. tak myślę o tej kompromitacji z przedszkolem, czy nie można takiej zbiórki zrobić i wybudować normalne przedszkole w Wieprzu, bez cudów, po prostu zwykłe z ogrzewanie na węgiel i z kominami?
- To jest już inna historia, inni ludzie...
- A mnie nurtuje i irytuje, czemu tak chętnie wspieramy inicjatywy kościelne, a nie możemy się zebrać w kupę i zrobić, to co jest naprawdę istotne dla mieszkańców gminy, sołectw,...
- Nawet nikt cię nie będzie próbował zrozumieć, wzbudzisz tylko ciche szemranie, niechęć, która ci zapamięta i kiedyś przy okazji dokopie. Wszyscy wiedzą, że jest źle Mirek, ale pewnych ludzi nie wolno zaczepiać, a o pewnych sprawach myśleć, a tym bardziej zadawać pytań, bo jak śpiewał Kukiz "tutaj jest jak jest".
- Piękny kraj, a ludzie tak bolą.
- Cóż...

Szli teraz ostro pod górkę, a dookoła nich kwitły białe i różowe kwiaty wielkich krzaczysk róży. Kraina niby jak z baśni, tylko mądrego króla brak i pięknej wrażliwej królewny, no i rycerzy już dawno nie ma, za to pozostali wszelcy rabusie, którzy skutecznie ogołocają tutejszych ludzi z mądrości, wiary, miłości i chęci do trzeźwego oglądu swojej rzeczywistości, w której są stroną mierną, bierną, ale pożądaną - nie wychylającą się.

koniec cz.3

297 703 wyświetlenia
4773 teksty
34 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!