Menu
Gildia Pióra na Patronite

Rozdział Dziewiąty

~ Ariadna ~

~ Ariadna ~

Szłam korytarzem mojej 'wspaniałej' szkoły. Nie, żebym coś do niej miała, albo coś. Nie, absolutnie nie. A jednak bywały takie dni, kiedy miałam ochotę nie przychodzić do tej budy tylko wziąć nogi za pas i uciec. Zrobić coś szalonego, korzystać z życia. Jednym z takich dni był właśnie ten. I jakoś w ogóle cały ten tydzień był do bani.

Mijałam właśnie szafkę z numerem 87, kryjąc się za nią, kiedy ktoś klepnął mnie w plecy. Ze strachu podskoczyłam i odwróciłam się.

- Co ty wyprawiasz? - zapytała mnie Pati roześmiana - Skradasz się?
- Zamknij sie - uciszyłam ją szeptem - Nie widzisz, że się chowam?
- To widzę - dodała również szeptem - Ale przed kim i po co? Może też się przyłączę do twojej zabawy?
- Nie wydurniaj się.
- Ja?! Ja się wydurniam?! To nie ja czaję się za szafką jak jakiś zboczeniec!
- Zboczeniec? Jaki zboczeniec?

No pięknie. Że też akurat musiał przechodzić tędy nasz zwariowany kolega z klasy, Kuba. Lubiłam go i to bardzo, ale był bardzo niepotrzebny w tej chwili. Dosłownie jak piąte koło u wozu. Schyliłam się do Patrycji i szepnęłam jej na ucho:

- Zabierz go stąd i zajmij się nim jakoś.
- Dobra, ale wisisz mi przysługę.
- Słuchaj, Kuba, mam sprawę do ciebie. Masz może zadanie z matmy? Bo widzisz, wiesz, że ja bardzo chciałam je zrobić, ale...

Po czym oddalili się ode mnie. Odetchnęłam z ulgą. Jeśli przeczekam tutaj do dzwonka, to może nie zauważy mnie Monika i jej banda. Podejrzewam, że wieści o tym, że Grześ mnie zaprosił już trafiły do wszystkich zainteresowanych w szkole.

Zadzwonił dzwonek. Wychyliłam się lekko. O nie, idzie Monika z Kingą. Nie, nie, nie! Muszę się wycofać do tyłu. Przeczekam pierwsze 10 minut lekcji w damskiej toalecie. Nie myśląc za wiele zerwałam się i ruszyłam w przeciwną stronę nie oglądając się za siebie. I to był mój błąd.

W chwili, gdy gwałtownie się odwracałam, moje ciało napotkało jakiś opór. Poczułam coś szklanego, coś ciepłego. Poczułam także czyiś nos na mojej głowie. Nie wspominając już o wrzasku. Tak, wrzasku, nie krzyku. Ktoś głośno wrzasnął, a cały świat jakby zwolnił swój bieg. Próbowałam się czegoś chwycić, gorączkowo wyciągnęłam ręce do przodu, żeby utrzymać równowagę, ale nie dałam rady, gdyż ta osoba, która stała za mną, chwyciła mnie obiema rękami w pasie. Nie było szans, przewróciliśmy się oboje. Moich uszu dobiegł tylko odgłos tłuczącego się szkła i chwilę pózniej na moje ciało rozlało się coś gorącego. Zapadła cisza.

Ale nie trwała ona długo. Nagle, wszyscy w korytarzu, tak jak stali, zaczęli się szaleńczo śmiać. Niektórym dziewczynom, aż łzy płynęły z oczu. Paru chłopaków podeszło do mnie, niektórzy poklepali mnie po ramieniu.

- No, no, Kowalikowa, szacun!
- Zgubiłaś narty, Micha?
- Ale dałaś!
- To było zajebiste!

W końcu zdałam sobie sprawę, że przecież na kimś leżę. Usiadłam z trudem. Prawą ręką sięgnęłam do twarzy i starłam z niej coś mokrego. Kawa? O co tu chodzi? Skąd wzięła się tutaj kawa? Spojrzałam w dół i zobaczyłam okropny widok. Moja ulubiona bluzka była cała czarna od kawy! Gdzieniegdzie miała kawowe kropki, a tuż obok wielką czarną plamę. Wstałam. Kawa ściekała mi z włosów, twarzy, bluzki i spodni. Całość prezentowała się zapewne tragicznie. Ludzie na korytarzu, widząc moją minę znowu wybuchnęli śmiechem. Wtedy, kątem oka zauważyłam rozbity biały talerzyk i filiżankę od kawy. Więc to było to szklane coś, o co się otarłam! W tej chwili uświadomiłam sobie, że przecież nie kupowałam kawy i przypomniało mi się, że na kogoś upadłam. Bałam się odwrócić wzrok, żeby spojrzeć kto był tym szczęśliwcem, na którego się przewróciłam.

Jeśli kiedyś byłam w tarapatach, to było to niczym w porównaniu z tym, w jakiej teraz sytuacji się znalazłam. Kiedy odwróciłam się w stronę poszkodowanej/poszkodowanego nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Stanęłam oko w oko z wampirem, najgorszym nauczycielem w całej szkole. Uściślając był to pan Elwir Boczarski. Był to nauczyciel chemii, niezwykły tyran. Każdy, którego wywoływał do tablicy, bez wyjątku drżał na całym ciele, aby przez przypadek nie zrobić jakiegoś błędu. Wystarczyło, że na jego lekcji, ktoś przesunął zeszyt, przekartkował książkę, lub o zgrozo - zaskrzypiał markerem na tablicy, otrzymywał takie spojrzenie, że miał ochotę zapaść się pod ziemię. Świetnie pasowało do niego to powiedzonko - 'gdyby spojrzenia mogły zabijać'. Najgorzej jednak było, gdy ktoś dostał sms-a. Wściekał się wtedy tak, że wrzeszczał przez jakieś 2 minuty lekcji, a potem przez 10 kolejnych minut robił nam wykład na temat komórek - tego co on o tym myśli. Oczywiście, zabierał komórkę temu, do którego przyszedł sms. Musieli po nią przychodzić rodzice. Podobno próbowano się go zwolnić z tej pracy, ale niestey zawsze podawał jakieś argumenty, które wytłumaczały jego zachowanie. Dyrektor miał związane ręce. Nie mógł niczego zrobić.

Kiedy Boczarski wstawał wszystkie te myśli przelatywały mi przez głowę. Może przynajmniej uratuję klasę - pomyślałam - Przynajmniej nikogo nie będzie dzisiaj pytał. Poza mną, rzecz jasna. Tak, właśnie miałam teraz chemię...

Na korytarzu zrobiło się nienaturalnie cicho. Wszyscy zamilkli. Nawet Monika i jej kumpelki. Zauważyłam jej złośliwy uśmieszek. Miałam ochotę jej przywalić. Rany, poniżyłam się przed całą szkołą. Do oczu napłynęły mi łzy, ale powstrzymałam je. Nikt nie mógł zobaczyć, że płaczę.

Boczarski w końcu odwrócił się w moją stronę. Spojrzał na rozbitą filiżankę, potem przeniósł wzrok na mnie. Zlustrował mnie od góry do dołu. Na jego twarzy pojawił się charakterystyczny uśmiech, oznaczający kłopoty.

- Widzę, że mam już ochotniczkę do pytania w 1a. Mam nadzieję, że znasz materiał z gimnazjum i to, co robiliśmy do tej pory, bo za każde złe udzielenie odpowiedzi, poleci pała!

Pomyliłam się. To już nie były tarapaty. TO wykraczało wszelkie możliwe prawa ucznia.

Było jeszcze gorzej, niż sądziłam.

3379 wyświetleń
61 tekstów
6 obserwujących
  • Albert Jarus

    24 February 2012, 12:39

    miło się czyta

  • Sheldonia

    24 February 2012, 10:58

    ;)