Menu
Gildia Pióra na Patronite

Jeszcze bez tytułu

Albert Jarus

Albert Jarus

Stara weranda nie wyglądała zachęcająco, jednak Ala lubiła spędzać tam całe dnie. Po śmierci męża była to jedyna oaza spokoju, do której nikt się nie wkradał, nikt nie zadawał niewygodnych pytań i nie oczekiwał odpowiedzi. Tylko tam mogła bezwarunkowo zamknąć oczy, uszy i usta nie wywołując oburzenia przypadkowych gości. Uwielbiała to miejsce. Słońce zawsze rozbryzgiwało się po całej powierzchni jeziora. Jesienią zbierały się tam do odlotu gęsi, głośno buszując w zaroślach. Zimą przybiegały zające i sarny po jedzenie pozostawiane co roku przez Artura. Wiosną zaczynały przypływać łabędzie, czarując oczy tańcem godowym, a latem…? Lato od dwóch lat pozostawiało niesmak w sercu Alicji. To nie było już lato z kąpielami o zachodzie słońca, godzinami spędzonymi na łódce, z wędką w jednym ręku i dłonią Artura w drugiej. Nie było palonych ognisk do późnej nocy i szukania kolejnych sposobów na pozbycie się komarów i meszek. Gdy wszystko tętniło życiem Alicja umierała. Wielokrotnie nieprzytomna zaczynała porządkować dom, starając się na kolejną rocznicę śmierci mieć już pochowane rzeczy po mężu. Jednak dla niej szafa nadal pachniała jego perfumami. W gabinecie unosił się zapach tytoniu, a fotografii po jego odejściu jakby przybyło.

Poznali się na studiach, obłędnie zakochani spędzali każda wolną chwilę. Ślub wzięli po dwóch miesiącach szczerze wierząc, że są dla siebie stworzeni. I byli... Przeżyli wspólnie pięć lat, bez kłótni, zazdrości i z niewyobrażalnymi pokładami miłości i przyjaźni. Po roku kupili drewniany dom do remontu na obrzeżach miasta. On z zamiłowania i wykształcenia architekt, ona artystka. Zaraz po zamieszkaniu zaczęli starać się o dziecko, jednak bezskutecznie. Przez trzy lata jeździli po lekarzach, próbując znaleźć rozwiązanie swojego problemu. Po śmierci męża Alicja nienawidziła siebie bardziej niż kiedykolwiek w życiu. Została sama, bez dziecka, bez cząstki męża, na którą mogłaby przelać całą swoją miłość. W różny sposób starała się zabić żal po jego stracie, lecz wiedziała, że tylko małe oczka wpatrzone w nią bezwarunkowo mogłyby nadać sens jej życiu. Dziś czuła, że za kilka lat tylko stara weranda będzie przypominać o przeszłości. Z początku zaczęła ją remontować, tak jak chciał tego Artur, ale po kilku dniach, stercie wyjętych, zardzewiałych gwoździ i wyrzuconych, spróchniałych deskach, przestała. Uświadomiła sobie, że jeżeli cokolwiek zmieni zapomni o nim, a przecież tak bardzo się bała zostać sama.
Słońce było jeszcze wysoko, gdy przed dom zajechało ciemne auto. Alicja nie zareagowała, nawet jak wyszedł z niego wysoki brunet, nie wstała. Lekko tylko obróciła głowię wiedząc, że jeżeli to kolejny akwizytor nie ma sensu wykonywać zbędnych ruchów.
- Przepraszam najmocniej panią chyba zabłądziłem. Jeżdżę po okolicy już pół godziny, moja nawigacja chyba zgłupiała. Szukam domu państwa Wronkowskich. Zna ich może pani?
- Tak, mieszkają po sąsiedzku. Faktycznie słaby do nich dojazd.
- Może mi pani powiedzieć jak do nich trafić.
- A w jakiej pan sprawie? Nie wiem czy powinnam, nie znam pana.
- Jestem bratankiem Dominika.
- Pana Dominika?
-Tak, tego samego – powiedział z uśmiechem próbując wymusić choć delikatny grymas na twarzy nieznajomej.
- Pan Łukasz. Dobrze myślę?
- O widzę, że już coś o mnie mówili.
- To mała miejscowość, a Dorota wspominała ostatnio, że ma mieć gościa na lato.
- Tak, muszą się zaszyć na jakiś czas, odpocząć, nabrać sił.
- W takim wieku?
- Czasem trzeba – westchnął. – Dobrze, to którędy mogę do nich zajechać?
- Dziś pozwolę przejechać przez podwórze, ale następnym razem poszczuję pana psem.
Łukasz uśmiechnął się jeszcze raz, skinął głowa i wsiadł do samochodu.

*

- Ciociu, ta twoja sąsiadka…
- Ala? Bardzo miła dziewczyna, ale...- przerwała szybko nie chcąc od pierwszych słów naznaczać jej nieszczęściem w oczach Łukasza.
- Co ale?
- Nic, jedz obiad – chrząknęła. - A co podoba ci się?
- Może – uśmiechną się dwuznacznie z nadzieją, że dowie się czegoś więcej. – To o co z nią chodzi? Ma męża, dzieci…?
- Męża? – zawahała się. – Męża straciła i nie bardzo umie sobie z tym poradzić.
- Nie wygląda… Ma może trzydzieści lat i już jest wdową?
- Dwadzieścia osiem, byli małżeństwem pięć lat. Artur, jej mąż zginął w wypadku. Biedaczka jest praktycznie sama. Dobrze, że chociaż zostawił jej trochę pieniędzy to ma za co żyć, inaczej nie wiem jak by sobie radziła.
- Nie znalazłaby pracy? Wygląda na bystrą osobę.
- Jest. Pracowała nawet trochę jako przedszkolanka, ale ją zwolnili, to znaczy nie zwolnili tylko poprosili aby zrezygnowała, bo to źle działało na nią i na dzieci. Strasznie się załamywała.
- To co ona teraz robi? Siedzi całe dnie na tej werandzie?
- Czasami jak ktoś do niej przyjdzie z zamówieniem, to układa bukiety, maluje, tworzy jakieś upominki. Nie ma co, ma talent. Grób Artura wygląda zawsze czarująco. Widać, że robi to ktoś o wielkim sercu, zawsze gdzieś na gałązkach siedzą małe aniołki, powtykane są czerwone serduszka i zawsze z daleka mienią się na nim małe sztuczne brylanciki.
- Co pleciugi – odezwał się nagle Dominik. – Zostawić was na chwilę i już nie dacie biednej Ali spokoju.
- Kochanie, Łukasz spytał to mu powiedziałam co nieco.
- Już ja znam twoje co nieco – skwitował Dominik.

**
Lato w tym roku dopisywało, do ostatnich chwil słońce na niebie rozgrzewało ziemię do czerwoności sprawiając, że nawet noce były duszne i parne. Tego wieczoru świerszcze radośnie grały w trawie. Ala jak co dzień siedziała na werandzie spoglądając w toń jeziora. Kostki lodu cicho brzęczały w szklance za każdym razem, gdy podnosiła ją do ust. Błogą cisze w pewnym momencie przerwało szamotanie się czegoś w wodzie. Była pewna, że to sum szarpie się z bezbronną kaczką, jednak po chwili ktoś zaczął krzyczeć.
- Ala! Alicja!
Głos wydał się dziwnie znajomy. Wsłuchała się jeszcze raz, teraz była pewna, że to Łukasz.
- Czego chcesz!
- No chodż!
Chłopak wynurzył się z wody i zaczął iść w kierunku werandy.
- Ala! Choć popływać. Woda jest taka ciepła i przyjemna. Po tych upałach takie orzeźwienie to istny dar.
- Dzięki, ale mam coś na orzeźwienie – powiedziała podnosząc szklankę z mrożoną herbatą.
Chwilę trwało nim Łukasz zbliżył się na tyle, aby Alicja mogła zobaczyć go w pełnej krasie. Światło lampy odbijało się na jego mokrym ciele. Nieco dłuższe włosy sterczały w różnych kierunkach, z końcówek sączyły się krople wody kapiąc na dobrze zarysowany tors. Pierwszy raz od tak dawana przeszedł ją dreszcz na widok mężczyzny. Nie czuła pożądania, ani zauroczenia, spoglądając na szerokie ramiona pomyślała, że mogłaby się w nich schować i w końcu czuć bezpiecznie.
- No to jak? Idziesz? - zapytał jeszcze raz.
- Nie dzięki. Ale mogę ci przynieść jakiś ręcznik i szklankę czegoś zimnego.
- Jakbym mógł prosić…
Zdarzało się, że widywali się w sklepie lub na podwórzu, wymieniali kilka zdań i każde szło w swoją strona, dziś jednak jakby wszystko się zmieniło. Mogli rozmawiać choćby o pogodzie, traktując ją jak temat co najmniej nagrody nobla. Alicja od dawna nie słyszała swojego śmiechu, tak radosnego i beztroskiego. To była dobra noc, ta której potrzebowała od lat.
- Wybacz, że zapytam, ale czy ty od czasu śmierci Artura z nikim się nie spotykałaś?
- Spotykałam, nie jestem chyba aż tak szkaradna - zażartowała. – Tylko chyba nigdy nie byłam gotowa.
- A teraz?
- Co teraz?
- No teraz, zaraz, dziś. W sensie na dziś dzień jak się czujesz?
- Dobrze, jest piękna noc, mam miłe towarzystwo, dlaczego miałbym się czuć źle?
- Wiesz, że nie o tym mówię.
- Wiem…- zamyśliła się na chwilę - po prostu cały czas myślę, że go zdradzam. On był dla mnie wszystkim. Nigdy nikogo tak nie kochałam, nigdy nie miałam takiego przyjaciela, tak cholernie bratniej duszy. Nigdy. I nie wiem czy ktokolwiek zdoła mu kiedyś dorównać.
-Wiesz, że nie możesz go szukać…
- Łukasz to nie jest takie proste.
- Wszystko jest proste to my sami utrudniamy sobie życie. Tkwisz zawieszona w czasie, nie możesz tak.
- Wiem. A ty?
- Co ja?
- Co przeskrobałeś?
- Nic.
- Jasne nic. Mieszkam tu już jakiś czas i nigdy cię nie widziałam. Dorota mówiła, że potrzebujesz spokoju.
- To prawda, ale nie żebym cokolwiek nawywijał.
- To co się stało? Tyle o mnie wiesz, a sam jesteś tajemniczy jak świadek koronny.
- Wolałbym…- szepnął pod nosem. – Jest ok, nie dociekaj, bo nic nie znajdziesz. Jestem czysty jak łza.

***

Następnego dnia skoro świt Alicję obudziło dziwne stukanie. Nałożyła szlafrok i delikatnie odsłoniła firankę. Nikogo tam nie było, jednak dźwięk był wyraźny. Zeszła na dół i odsunęła zasuwkę drzwi.
- Co ty u licha robisz! –wrzasnęła rozpościerając drzwi.
- Nie widzisz?
- No właśnie widzę. Już całkiem ci się klepki poprzestawiały!
- O co ci chodzi?
- Zostaw to i się wynoś!
Ala długo nie myśląc wyrwała Łukaszowi młotek z ręki i rzuciła gdzieś w trawę.
- Powaliło cię! Chciałem zrobić ci niespodziankę, miałem nadzieję, że jak zobaczysz nową werandę…
- Co? Padnę ci w ramiona – przerwała.- Zabierz z stąd wszystko… i siebie też.
Mówiąc to, z twarzy zniknęły wszystkie emocje, zamknęła za sobą drzwi i udała się do kuchni. Ręce zaczęły lekko drżeć, co prawda czajnik trzymała mocno, jednak bała się, że za chwilę wszystko wypadnie jej z ręki. Nie tylko naczynie z wodą, ale cały niechlubnie poukładany świat. Lubiła starą, dziurawą werandę, kochała każdy najdrobniejszy przedmiot w domu, kochała Artura, a to co było związane z nim, było jej sacrum i nikt nie miał do tego prawa oprócz niej.
Koło południa z gorącym obiadem przyszła Dorota. Co prawda Ala nie miała ochoty na przyjmowanie gości, szczególnie po porannym spotkaniu z Łukaszem Dorota była wybitnie nie na rękę. Przez cały czas czuła skrępowanie, jakby za chwilę miała spaść lawina pytań dotyczących jej dzisiejszego zachowania. Gdzieś w głowie krążyło, że zachowała się wobec chłopaka jak ostatnia idiotka, jednak szybko zagłuszała to myślami o Arturze. Wszystko robiła przecież dla niego, dla jego pamięci, a w tym przypadku nikt nie mógł być ważniejszy. Dorota nie zaczepiła tematu ani razu, nawet nie zrobiła delikatnych aluzji, co w jej przypadku było wyrzeczeniem wielkiej wagi.
- Do widzenia Alu, jakbyś czegoś potrzebowała zadzwoń albo przyjdź.
- Dziękuję ci ślicznie. Garnki odniosę później jeśli mogę…
- Oczywiście, przychodź kiedy chcesz, wiesz, że dla nas jesteś jak córka.
Nie sądziła, że tak wielkie serce Doroty zdoła osadzić jej myśli na mieliźnie. Znów wpadała w poczucie winy, a kiedy przyczyną tego nie był Artur, nie potrafiła zatapiać się w smutku. Jedynym rozwiązaniem wtedy było szukanie zajęcia. To w większości takie sytuacje sprawiły, że przekopywała ogródek, sadziła kwiaty, strzygła, grabiła czy odśnieżała. Jedyne czego nigdy nie była w stanie zrobić w tym stanie, to porządku po Arturze, ale dziś w końcu przełamała wszystko. Nie wiedziała co nią kieruje,ale na pewno nie była to chęć rozpoczęcia nowego etapu życia.

***
Do jego gabinetu nie zaglądała często, czasem tylko przetarła kurze, by mieć wrażenie, że zagląda tu ktoś jeszcze oprócz niej. Długo nie myśląc usiadła przy biurku, otworzyła pierwszą szufladę. Nie było w niej nic prócz jego szkiców i faktur. Szybko posegregowała papiery w kupki i przeszła do kolejnej szuflady. Panował w niej jeszcze większy bałagan. Jakieś pogniecione koperty, notesiki i zapiski. Złapała wszystkie papiery i wyrzuciła na podłogę. Pozostałe skrawki zaczęła wybierać z głębi szuflady. Palce co rusz natrafiały na jakieś okruszki, strzępki kartek i spinacze. Oprócz tego co spodziewała się znaleźć natrafiła na klucz. Miał dziwne żłobienia i mimo, że raczej był nowy, przypominał wyglądem siedemnastowieczny klucz do ukrytego skarbu. Alicja zaczęła rozglądać się po pokoju szukając jakiegokolwiek zamku, który mógłby pasować do znaleziska. Obeszła wszystkie półki i szafki, obejrzała każdą szufladę lecz bez efektu. Dopiero gdy usiadła w fotelu coś zaskrzypiało pod nogami. W tak przerażającej ciszy, każdy dźwięk zdawał się krzyczeć. Odchyliła dywan i zobaczyła luki miedzy deskami, ostrożnie wsadziła w nie palce i pociągnęła do siebie. W głębi zobaczyła niewielką skrzynkę. „Bingo”- pomyślała, gdy natrafiła na kłódkę. Nie myśląc długo włożyła i przekręciła klucz, pasował idealnie.
Koniec cz. I

7031 wyświetleń
113 tekstów
103 obserwujących
  • I.Anna

    13 April 2013, 10:26

    Do rozumienia treści zawartej w utworach, trzeba dorastać, owszem. Nawet jeśli się wydaje, że się dorosło, czytając kolejne razy otwiera się oczy na nowe odkryte dla siebie treści.
    A to opowiadanie powyżej intryguje swoim ciągiem dalszym, więc chyba nie możesz zawieść :) przykro mi, ale "Koniec cz. I" to zobowiązanie, więc ... :D

  • Albert Jarus

    13 April 2013, 10:09

    no tak, teraz się nie wywinę, i na co mi to było... :)
    miło Iwonko, że zawsze jesteś :) dziękuję
    może do niektórych tekstów potrzeba dorosnąć... by podejść jeszcze raz

  • I.Anna

    13 April 2013, 09:50

    Ponieważ, umieściłam tu kiedyś opinię, to co rusz wyświetla mi się to opowiadanie w aktualnościach. Czytam wtedy opinie innych i wychodzę. Dzisiaj jednak poczytałam na nowo cały tekst. Ciesze się, że Oliwka Cię "zmusiła" do pracy. Teraz już się nie wywiniesz, może. Lubię tego typu historie i choć od dawna czekam i czekam nie ośmieliłam się naciskać.
    Teraz jednak skoro moja ciekawość się również obudziła. Proszę uprzejmie o kolejne części. Moim skromnym zdaniem to dobry zalążek książki. Może warto było by coś w tym kierunku uczynić?
    Pozdrawiam jak zwykle serdecznie i pisz Waść! Niecierpliwości oszczędź. :)

  • Ta, co lubi marzyć...

    13 April 2013, 08:35

    Ooo...
    Cieszę się, że Cię zmotywowałam...
    Ale to nie ja.. :)
    Sam znalazłeś w sobie siły, aby napisać kolejną część!

    Ach! Powtórzę się po raz kolejny... Nie mogę się doczekać, a tekst pewnie będzie tak samo piękny i wciągający jak wszystkie Twoje pozostałe. ;)

    ~ Oliwka

  • Albert Jarus

    12 April 2013, 23:54

    No i "zmusiłaś" mnie do pracy. Przeczytałem jeszcze raz, poprawiłem co większe błędy. Aż chce mi się przerabiać teks, bo wydaje mi sie z deka beznadziejny. Narazie jednak nie ruszam. Pewnie całą noc będę myślał o dalszej części i być moze coś stworzę :)
    chyba zaczyna mi się chcieć, co godzine temu nie było takie oczywiste. Dziękuję za inspirację i... dobry z Ciebie "nauczyciel" -motywujący :) pozdrawiam Oliwko

  • Ta, co lubi marzyć...

    12 April 2013, 22:47

    Mam taką nadzieję...
    Można nawet powiedzieć, że potrzebę...
    Bo umrę z ciekawości i co wtedy będzie? :)

  • Albert Jarus

    12 April 2013, 22:40

    może kiedyś mnie natchnie

  • Ta, co lubi marzyć...

    12 April 2013, 22:22

    Ech...
    Chociaż chciałabym wiedzieć, co odkryła...

    Fajnie tak czasem popatrzeć na to jak ktoś "rozwijał skrzydła"...

    Chciałabym przeczytać kolejną część :)

    ~ Oliwka

  • Albert Jarus

    12 April 2013, 07:18

    Tak, tak miał to być dość dłuuugi tekst z kilku części, ale sam nie wiem czemu nie kontynuowałem... choc miałem fabułę w głowie i wiem jak ta historia się rozwija...
    Na tamtą chwilę uznałem, że jest to chyba słabe i dlatego.
    POzdrawiam i dziękuję Oliwko, że szperasz u mnie. Uwielbiam widzieć, że ktoś był w moich starychg tekstach :)
    miłego dnia :)

  • Ta, co lubi marzyć...

    11 April 2013, 21:14

    Wiesz co? Ja dzisiaj przeczytałam i już chciałam czytać następną część, a się okazało, że jej nie ma... :)
    Chyba, że gdzieś pominęłam. Hm, jak to jest ?

    Śliczne opowiadanie... I zaciekawiające. :D

    ~ Oliwka