Menu
Gildia Pióra na Patronite

Matylda

Sheldonia

Sheldonia

Stała przed ołtarzem w białej sukni. Czuła się wyjątkowa i piękna. Przed nią stał mężczyzna jej życia, dzisiaj też wyjątkowo ubrany odświętnie. Patrzyli sobie w oczy. Wstydziła się, że zauważy w jej spojrzeniu pierwsze ślady wzruszenia. Patrzała na tego przystojnego chłopaka, a przez głowę przelatywały jej wszystkie wspólnie spędzone chwile.

Z zamyślenia wyrwały ją jego słowa…
-… ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to że Cię nie opuszczę aż do śmierci.
Teraz łzy spływały po jej policzkach zupełnie swobodnie. Gdy go zobaczyła po raz pierwszy wiedziała, że na pewno zostanie jego żoną. Tego uczucia nie można pomylić z niczym innym.
Patrząc mu prosto w oczy, powiedziała:
- Ja Matylda Winiarska biorę Ciebie…Piotrze Malicki za męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.

Gdy już było po wszystkim, w pocałunku, który złożył na jej ustach, zawarł wszystkie uczucia jakie go przepełniały. Miłość, czułość, dumę, zachwyt, radość, zniecierpliwienie…

12,07,2010, Wrocław
Matylda siedzi w pierwszej ławce tego samego kościoła. W pomarszczonych i zmęczonych życiem dłoniach, dłoniach siedemdziesięciolatki, trzyma różaniec. Na kolanach leży paczka chusteczek higienicznych, jej oczy zaszły mgłą. W kościele trwa msza. Straciła orientacje, nie wiedziała, co tutaj robi, przecież w domu czeka na nią chory Piotr. Jednak gdy usłyszała słowa księdza, rzeczywistość uderzyła ją z ogromną siłą.
- Zebraliśmy się tutaj, by pożegnać Piotra Malickiego, który po wielu latach zmagania się z ciężką chorobą, odchodzi, by zaznać odpoczynku. Piotr był kochającym mężem, który po czterdziestu latach małżeństwa, kochał swoją żonę jak w dniu ich ślubu…
Przestała słuchać. To nie mogła być prawda. W tej trumnie nie może być jego ciało. Piotr czekał na nią w domu, gdzie powinna już być, by podać mu lekarstwa.
Wstała, i mimo zdziwionych spojrzeń ludzi obecnych w kościele, wyszła na zewnątrz.
Skierowała się w stronę domu. „Po drodze kupię kilka pączków. Piotr się na pewno ucieszy…” Pomyślała i podpierając się na swojej drewnianej lasce poszła do cukierni po pączki dla swojego męża, który już na nią nie czekał.

4848 wyświetleń
120 tekstów
43 obserwujących
  • Albert Jarus

    9 April 2012, 23:19

    I znów wraca...

  • Sheldonia

    13 February 2012, 10:56

    Kurczę, poprawiłaś mi humor tymi komplementami:) Generalnie nie wiem, czy na nie zasługuję, ale cieszę się, że są:)

  • @rt1993

    13 February 2012, 10:52

    na prawdę się popłakałam...
    nie dziwne że rozpieszcza komplementami. podpisuje sie pod jego kazdym komentarzem. czytając Twoje opowiadania człowiek odczuwa eksplozję mieszanki najprzeróżniejszych uczuć...i każde nastepne czyta sie z ogromnym zaciekawieniem:)

  • Sheldonia

    8 October 2011, 11:55

    Dziękuję Ci bardzo.
    Rozpieszczasz mnie tymi komplementami:)

  • Albert Jarus

    8 October 2011, 11:25

    Ale wzruszyłaś....
    Niesamowity motyw z wyjściem z kocioła, a przecież to takie naturalne...
    Świetne.