Menu
Gildia Pióra na Patronite

Niebieski człowiek

Sheldonia

Sheldonia

Środek nocy. Spoglądam w okno, które znajduje się tuż przy moim biurku. Szyby naznaczone małymi kropelkami, a i o parapet dzwoni deszcz. Cały dzień padało i każdą kroplą uderzało w moje serce. I jakoś tak smutno na duszy… W domu cisza i ciemność. Pies leży na kolanach i przeszkadza w pisaniu. Nie zrzucam go jednak, w takie dni każdy zasługuje na trochę ciepła.

I tak przyszedł mi ktoś do głowy. Ktoś zupełnie nieznajomy, a ktoś tak ważny. Brakuję mi jego uśmiechu, który rozwesela mnie po brzegi duszy i daje wiarę, że dobrzy ludzie istnieją. Jest taki ktoś. I Wy pewnie tez znacie co najmniej jedną taką osobę, która tylko przelotnie, aczkolwiek regularnie obdarowuje Was bezinteresownym uśmiechem.
Nie sądzicie, że takich ludzi jest mnóstwo? Tylko często nie chcemy na nich patrzeć, bo przypominają nam o tym, jacy mi nigdy nie będziemy. Że minął nasz czas na bycie szczęśliwym. A ja tak sobie myślę, że może oni bardziej potrzebują nas, niż my ich uśmiechniętych twarzy. Być może oni tymi uśmiechami chcą zwrócić na siebie naszą uwagę, bo smutne, wpatrzone w dal oczy, nie robią już dziś na nikim wrażenia. Nikt do takiego smutasa dziś nie podejdzie, bo ludzie mają wiele własnych problemów i nie mają ochoty na jakieś bonusowe. Może tamci tym uśmiechem zapraszają nas do swojego świata, by pokazać nam, że może być dobrze, mimo iż jest źle? Ale my tego nie sprawdzamy, bo się boimy, że człowiek, który uśmiecha się sam do siebie na pewno musi być wariatem.
Może to nawet jestem ja? Może faktycznie minęłam kogoś z Was kiedyś na ulicy, a nasze oczy się na kilka sekund spotkały. Czasami się zastanawiam, gdy mijam ludzi, czy oni także piszą, bo na pewno mają w sobie sporo pięknych historii. A ja chciałabym poznać historię tego jednego człowieka. Chyba jest starszy ode mnie o kilka lat, ma blond włosy, okulary i coś jeszcze, coś, co się po prostu ma albo nie: wieczny uśmiech. Nie zwróciłam na niego uwagi ze względu na wygląd. Nie. Nawet nie jest w moim typie. To znaczy, nie byłby gdyby nie ten uśmiech, którym obdarowuje wszystkich. Spotykałam go przeważnie na przystanku, kiedy jechałam rano do pracy, a czasami wieczorami wracałam z nim tym samym busem. Wiem, że mnie kojarzył. W końcu często jeździliśmy tą samą trasą. Chociaż z drugiej strony tak sobie myślę, że wcale nie musiał mnie zapamiętać. W końcu ja byłam jedną z wielu dziewczyn w czarnych ciuchach, nic nie znaczący pasażer. To on był łatwy do zapamiętania, bo tylko on uśmiechał się wiecznie, zawsze i do każdego. Może nawet nie wie o moim istnieniu…
Nie zamieniłam z nim ani jednego słowa. Nigdy. Gdy tylko wsiadał do autobusu zalewał cały pojazd uśmiechem. I zastanawiam się, jak to jest możliwe, że po całym dniu (był akurat wieczór) pracy (domyślam się) on ma jeszcze siłę, by się uśmiechać. I na dodatek musiał stać, bo już nie było miejsc siedzących, a wszędzie tak tłoczno… A on niewzruszony patrzył na wszystkich z taką miłością w oczach. Teraz sobie myślę, że jeżeli Bóg istnieje, to musiał mieć właśnie taką miłość w spojrzeniu, kiedy patrzył na ludzi… Spotykałam go wiele razy i zawsze budził we mnie pozytywne emocje. W jedną sekundę wszystkie problemy stawały się nieważne, a zmęczenie jakby znikało. Jednocześnie nie opuszczało mnie wrażenie, że jest człowiekiem samotnym. Wydaje mi się, że był podziwiany za swoją pogodę ducha, ale tak naprawdę nikt nigdy do niego nie podszedł i nie zapytał, czy wszystko u niego dobrze. Może taka była jego maska? A może nacierpiał się już tyle w życiu, że osiągnął moment, w którym można się już tylko uśmiechać z bezradności? A może jest po prostu szczęśliwy, co wydaje się być takie niemożliwe dla kogoś, kto lubi się nad sobą użalać (czytaj: ja).
Pewnego ranka, postanowiłam, że podejdę do niego na tym cholernym przystanku i się z nim przywitam. Co mi szkodziło? Nawet się ucieszyłam na to moje postanowienie. Pomyślałam, że będzie miły. A jak nie miły, to przynajmniej nie niegrzeczny. Człowiek z takimi oczami nie może być gburem. Życie bywa zaskakujące. Od tamtej pory go nie spotkałam… Może gdybym nie zapeszyła tym „postanowieniem” byłby tam. A tak… Wszystko zawsze się nam wymyka, kiedy wydaje się, że już możemy to objąć ramionami.
Ten człowiek tak bardzo mi się kojarzy z miłością, że muszę o nim wspomnieć. Wydaje mi się, że tacy ludzie potrafią kochać naprawdę. Może on ma jeszcze większe serce od mojego? Bo moje mnie czasami uwiera niemiłosiernie. I mam wrażenie, że lepiej byłoby zostawić je na ławce w parku, niż taszczyć je wszędzie ze sobą, gdzie i tak nie zostanie docenione. Zastanawiam się co robi, gdzie jest? Czy ma kogoś? Czy jest szczęśliwy? Czy nadal jeździ tymi samymi autobusami? Czy to co się nam przydarzyło to zwyczajna złośliwość losu? A może to jest właśnie miłość? Że spotykasz obcego człowieka na ulicy i wiesz, że mógłby zmienić Twój świat na lepsze… A może są tacy ludzie, którzy po prostu rodzą się z tym uśmiechem, by pomagać innym i podnosić ich na duchu. Chciałabym go poznać, dowiedzieć się o nim tak wielu rzeczy. Przede wszystkim: skąd ten uśmiech?
Jeżeli spotkam go jeszcze, nie zawaham się podejść. Wyobrażam sobie, że będzie stał, tam gdzie zawsze z wielkim czerwonym sercem wystającym z plecaka, a ja już z daleka będę słyszała jego głośne dudnienie.
Czy można tęsknić za kimś kogo się nie zna?

Dedykuję Panu W Okularach Z Zaraźliwym Uśmiechem Na Twarzy, którego ciągle szukam w autobusach i na przystankach. Wiem, że kiedyś znajdę…

4846 wyświetleń
120 tekstów
43 obserwujących
  • Albert Jarus

    29 April 2012, 19:27

    jakie to musi być uczucie skoro aż ja się usmiechnąłem na samą myśl tego wydarzenia. Gratuluje też bym chciał zobaczyć swojego niebieskiego...

  • Sheldonia

    29 April 2012, 17:46

    Nie wiem, czy tu jeszcze ktokolwiek zagląda, ale jeżeli tak, to w ramach ciekawostek napiszę, że spotkałam Niebieskiego Człowieka jednak. Udało mi się. I to nie na przystanku, jak przypuszczałam, a w kościele, do którego się wybrałam po kilku latach nieobecności. Nie rozmawiałam z nim, ale wiecie co? Uśmiechał się tak samo...:)

  • Sheldonia

    5 March 2012, 08:13

    Dziękuję Dominiko, brakowało mi tutaj Ciebie;) Cieszy mnie fakt, że może przez ten tekst niektórzy przypominają sobie kogoś kto obdarowywał ich takim uśmiechem. A ja kolejny weekend szukałam tego pana, i znaleźć nie mogę;) Chociażby tylko po to, by popatrzeć i patrzeć i ... się uśmiechnąć. Pozdrawiam:)

  • Pinky

    3 March 2012, 21:38

    Bardzo ładne opowiadanie, Lauro. Każde kolejne robi na mnie coraz większe wrażenie.

    Pamiętam takiego chłopaka, który roznosił ulotki na rondzie, na którym miałam przesiadkę, gdy jeszcze jeździłam do szkoły tramwajem. Na ogół biorę od tych nieszczęśników kartkę, bo wiem, że to strasznie nudna robota, co widocznie odbija się na ich mimice.
    Ale on się zawsze uśmiechał, wręczając mi ulotkę. Ja dziękowałam i tak tylko to wyglądało, czego w sumie żałuje. Chyba tylko jego z tych wszystkich osób chcę naprawdę pamiętać.
    Brakuje mi dawki porannego uśmiechu.

  • Sheldonia

    1 March 2012, 21:36

    Dziękuję bardzo. Jak widać takich Uśmiechów jest wiele i dają nam trochę radości. Ten tekst to poniekąd takie podziękowanie dla nich (w tym wypadku dla tego jednego mojego człowieka w niebieskiej kurtce) za to, że są/jest. Pozdrawiam.
    Ps. Dziękuję Wam.

  • WilceeQ`

    1 March 2012, 21:07

    Ah... wspaniale. Przypomina mi to od razu, kilka sytuacji ;) W sumie tylko spowodowanych "zarażeniem" nas (tych innych smutasów) radością, entuzjazmem i silą jaką roztacza kilka jednostek jakie znam. One cieszą się mimo wszystko, bo czasem może i tak jest lepiej...

  • Sheldonia

    1 March 2012, 11:18

    Dziękuję. Ja sobie go zachowam w sercu na pamiątkę;)

  • Albert Jarus

    1 March 2012, 09:21

    Też miałem taką panienkę z przystanku, do dziś pamiętam jej twarz, a było to ho ho wieki temu. Lepiej chyba nie poznawać takich osób, przynajmniej są miłe wspomnienia. Tekst śliczny, uwielbiam takie w twoim wykonaniu.

  • Sheldonia

    1 March 2012, 09:04

    W sumie masz rację, bo może się okazać osobą nie wartą poznania. Generalnie On jest dla mnie metaforą radości i szczęścia, którego szukam. Niekoniecznie chodzi mi konkretnie o jego osobę. Pozdrawiam i dziękuję za opinię;)

  • Spryciu

    1 March 2012, 00:30

    Często gęsto jest tak że spotykamy kogoś kto jest w naszym mniemaniu absolutem i sensem, czymś co burzy nas od środka i buduje wszystko na nowo. Ja nie chciałbym poznać bliżej takiej osoby, szkoda byłoby mi celebracji całego czaru związanego z tą osobą.