Menu
Gildia Pióra na Patronite

NIM ZBURZYLI BASTYLIĘ CZ VIII.

fyrfle

fyrfle

Spokojnie więc czekał na nią. W sumie takie rozwiązanie ma sens, biorąc pod uwagę doświadczenia jego jeszcze wciąż teścia, zapalonego hodowcy pocztowych i ozdobnych gołębi. Kiedy chciał sparować najokazlszego samca z najpiękniejszą gołębicą, to zamykał ich w niewielkiej klatce na dwa trzy tygodnie i zawsze poczęła jajka, które potem zniosła i wysiadywała z nich czempiony. On o dzieciach nie myślał, był przeciwny listopadowym ojcostwu i małżeństwu, ale dwa tygodnie o cielesnej miłości, to było coś wspaniałego.

Przygotował obiad. Poszedł po ciasto do kawy do sklepiku pewnej piekarni i cukierni. Otworzył bramę do ogrodu i wjazdową do garażu. Kiedy przyjechała była zaskoczona. Myślałam, że już wyjechałeś - powiedziała zdziwiona. On powiedział jej, co postanowili z jej córką. Uśmiechnęła się uśmiechem zmieszania, niepewności i jednocześnie odbywającej się w jej mózgu burzy myśli. Poszli z garażu do kuchni. Położyła torebkę na krześle i poszła się przebrać do sypialni na piętro domu. Nalał zupę, rozłożył sztućce. Zeszła i jedli w milczeniu. Miała dzisiaj czarną bluzeczkę w białe gwiazdki z trójkątnym dekoltem wypraszającym wręcz pieszczoty dla niesamowicie krąglutkich, ale idealnie obfitych piersi. Piersi marzeniem będących, koniecznie proszących się o spełnienie. Że tobie chciało się umierać, pomyślał o jej mężu?!

Jadł smaczną zupę i wzrokiem wchłaniał w siebie jej piękno twarzy, zwłaszcza błękitnych oczu i przełykał obficie wydzielającą się ślinę, której erupcji przyczyną były piersi. Pomyślał, że o takich właśnie piersiach pisała Halina Poświatowska w wierszu Wenus. Piersi od bogów dla bogów stworzone, czy więc jemu - synowi drwala i gospodyni domowej, Prometeusz ześle gorąc ognia jej ciała i dobro rozumu? Ukradnie ją dla niego bogom, ludzkości, ziemi, wielu na pewno innym, którzy o niej marzą, tylko jej czarne szaty na pewno ich wstrzymują.

-. To jak będzie? - wyrwała go z marzących myśli. Kończyli jeść zupę. Twardym, szpilącym wzrokiem patrzyła na niego. Ale też była w nim prośba, wynikająca z nadziei, która dość mocno jednak mościła się w jej głębi.

-. Dobrze będzie - odpowiedział. Przełknął ostatnią łyżkę zupy i kontynuował - na razie proponuję jedźmy do tego teatru, jutro wsiądźmy w ten samolot do Londynu. Prawnik wszystko ogarnia, myślę, że na Wigilię będę rozwodnikiem, to w Sylwestra możemy być mężem i żoną.

Popatrzyła na niego chłodno. Trawiła. Spodobało jej się pewność i zdecydowanie w jego głosie. Uśmiechnęła się. Zebrała talerze i łyżki. Odniosła je do zlewu. On rozłożył talerze do drugiego dania. Po kolei nakładała składniki dania. Znowu jedli w milczeniu. Zsunął kapcia z lewej nogi i położył stopę na jej stopie.

- E eee! Jeszcze nie. - powiedziała.

To dojedli obiad w milczeniu i kiedy ona pozbierała talerze i sztućce, a potem płukała je w zlewie i wkładała do zmywarki, to on sypał kawę do szklanek. Miała jeszcze te tradycyjne szklanki, w tych aluminiowych koszyczkach z uchwytem z czasów PRL. Kawę jednak klasyczną już włoską.

-. Skąd masz takie koszyczki? - zapytał.

-. To jeszcze z rodzinnego domu, mama mi je dała i dbam o nie. W sumie taka pamiątka, ale pewnie kiedyś będą zabytkiem, świadectwem chłopo-robotniczego stylu życia. Może nawet cenne będą.

Usiedli ponownie przy stole w kuchni i pili kawę oraz jedli jabłecznik.
-. Lubisz kulturę? - zapytał.

-. Bardzo, ale nigdy dotychczas nie miałam czasu na nic. Dzieci. Kilka etatów. Trudne małżeństwo. Wreszcie chory mąż.

- A co lubisz najbardziej?

-. Wszystko. Teatr. Kino. Operę. Filharmonię. Pop. Rock. Zwłaszcza punk.

Tutaj wzruszył głowę. Uśmiechnął się w uczuciu szczęścia i rodzących się możliwości wspólnego tarzania się w błocie pod sceną na festiwalach w Goniądzu, czy też w Cieszanowie.

-. Ja też uwielbiam punka, zwłaszcza polskiego!

-. Zdaje się, że widziałam filmiki z tobą na YT, zwłaszcza te z "Piekiełka" i "Czochraja" są szokujące. Nie chcieli cię wyrzucić ze służby?

-. Sam bym odszedł, ale oni nie wiedzą o istnieniu takiej muzyki, takich stron w internecie, nie dopuszczają takich myśli, że funkcjonariusz aż tak może godzić po godzinach w wizerunek munduru.

-. Dobrze, że ktoś tak zwany życzliwy podpisał cię na filmikach teraz, kiedy jesteś na emeryturze.

Spektakl "Kogut w rosole" był przecudnej urody komedią. Trzy godziny wielkiej sztuki i mistrzowskiego aktorstwa, a na koniec ta naga scena, a ilustruje ją ten wielki przebój zespołu Slade z lat osiemdziesiątych, wielki hit tamtej dekady.

Jechali z powrotem rozmawiając o kulturze. Planowali kolejne koncerty i spektakle.
Obudził się w sobotę o szóstej rano. W piątek do północy pili niemieckiego białego półsłodkiego rieslinga z miejscowego sklepu wiejskiego. Raz się żyje. Kto się śmieli ten korzysta. I choć ostatni cytat był dedykowany przez Kaczmarskiego poczynaniom Stalina, to jakoś mu pasował do jego sytuacji. Założył szlafrok i poszedł do jej sypialni. Zastukał w drzwi.

-. Proszę. - usłyszał.

Weszedł i powiedział, że źle mu się śpi w tamtym łóżku, w tym małym pokoju. Łózko krótkie, ciasne. Pokój klaustrofobiczny. Zapytał, czy może położyć się obok niej. Zgodziła się. Zrzucił szlafrok na podłogę. Wchodząc do łóżka pochylił się nad jej głową. Przywarł zaraz ustami do jej ust. Prawą ręką przytuliła jego głowę i zaraz wsadziła język pod jego język. Lewą dłonią pociągnęła jego pośladki na siebie. Zdecydowanie ściągała mu spodenki do kostek.

Koniec

297 589 wyświetleń
4773 teksty
34 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!