Menu
Gildia Pióra na Patronite

Drewniana miłość na sznurkach

Nefertari

Nefertari

Siedziałem w kącie sceny przyglądając się jej radosnym pląsom. Wirowała po zakurzonych deskach, wzniecając maleńkimi stópkami szare, delikatne pyłki. Jej idealne, gładkie rączki wznosiły się do góry, bądź opadały, a główka, co jakiś czas przekrzywiała się na boki. Miała na imię Dolores, lecz dla mnie zawsze była po prostu Dolly.

Zastanawiało mnie, czy nie jest już zmęczona. Tańczyła bardzo długo, bez chwili wytchnienia. Mimo to, na jej gładkiej buźce nie było śladu po grymasie. Na jej karminowych ustkach, odkąd pamiętam maluje się ten sam, lekko uwodzicielski uśmiech, a w jej ogromnych, błękitnych oczach błyszczą zastygłe, dziecięce iskierki radości.

Gdybym mógł, zapewne zbliżyłbym się do niej i poprosił o jeden taniec. Lecz nie mogłem. Stwórca był zajęty teraz nią. Dolores była dla Niego wszystkim. Kochał się nią bawić, a ja mogłem tylko patrzeć, jak jej smukłe ciało porusza się po scenie.

Od zawsze czułem, że nie byłem jej godzien. Jej osóbka była zbyt idealna dla kogoś takiego, jak ja. Jej delikatna, pudrowa cera lśniła delikatnie w świetlne starej lampy olejnej. Nie, Dolores nie była wystrugana. Ona była arcydziełem, rzeźbą. Wykonana z białego jesionu, była ucieleśnieniem boskości. Byłem pewien, że moje dębowe ciało przy niej, nadaje się wyłącznie na ogrzanie naszego domu, naszego teatru.

Nieraz miałem ochotę dotknąć jej maleńkiej główki otulonej złotymi puklami, które przyklejone były do tej małej kuleczki na klej, który miał dziwnie przyjemny zapach. Niejednokrotnie, gdy razem znajdowaliśmy się na scenie, Stwórca wyciągał moją dłoń ku jej twarzy. I już, już między palcami przepływały mi te złote fale, już oglądałem świetlne refleksy, tańczące w jasnych puklach i nagle moja dłoń cofała się. Walczyłem z tym, ale byłem bezsilny. Stwórca nie mógł przecież dopuścić, by podczas przedstawienia nasze sznureczki poplątały się.

Ona była idealna. Nawet niteczki, które oplatały jej rączki, stópki, kolana, a nawet szyjkę, były jak ze złota, podczas gdy ja przywiązany byłem do starych, przetartych nici. Nie przeszkadzało mi to. W końcu te „stare, przetarte nici” pozwalały mi czasem zbliżyć się do niej. Każdy ułamek sekundy, który dane mi było spędzić w jej towarzystwie był dla mojego drewnianego serca, niezapomnianym przeżyciem.

W Dolly intrygowało mnie wszystko. Czasem wydawało mi się, że z jej błękitnego pudełka, do którego Lalkarz układał ją do snu, dochodzi cichutki śpiew. Przysłuchiwałem się wtedy całą noc temu stłumionemu przez kartonowe ściany sopranowi. Niejednokrotnie odnosiłem wrażenie, że ona się modli. Tak, ona co noc błagała o wolność, o uwolnienie jej ze złotych kajdan, które zmuszają ją do każdego ruchu i odmawiają wolności.

Gdy przestawała śpiewać, powracała wściekłość. To uczucie nigdy nie było obecne, gdy słyszałem jej sopran. Lecz gdy tylko jej głos przebrzmiał, a teatr znów zastygał w ciszy, powracała złość. Gniew był nie do zniesienia. Nieraz miałem ochotę podnieść się, iść do warsztatu Stwórcy, wlokąc za sobą szare łańcuchy, które dzwoniłyby żałośnie i wziąć z małego pomieszczenia stary nóż. A wtedy wróciłbym, otworzył błękitne pudło i porozcinał złote nici, krępujące jej delikatne kończyny. Wtedy może stałbym się jej rycerzem. Bajkowym księciem mojej Dolores.

Wpatrując się w jej sylwetkę, odzianą w kremową sukienkę, w którą ubrał ją Lalkarz, przypominałem sobie wszystkie chwile, jakie spędziłem w jej obecności. Nie było ich wiele, bo zazwyczaj na scenie towarzyszyli jej wytworni książęta, a do takich roli nie pasowało stare, sczerniałe ciało. Czasem jednak Lalkarz wymyślał historie, w których żebrak lub złodziej spotykał piękną księżną lub szlachciankę. W tych właśnie historiach zapisałem najpiękniejsze chwile w moim życiu.

Dolores kochała dzieci tak, jak one uwielbiały ją. Wiedziałem o tym, wsłuchując się w jej śpiew i oglądając rozradowane buzie milusińskich na jej widok. Nieraz przypuszczałem, że Dolly lubi swoje życie, że jest wdzięczna złotym nitkom za to, co robią z jej ciałem, gdy tylko kurtyna pójdzie w górę. Tak, była skora do poświęceń, by tylko sprawić przyjemność tym małym człowieczkom.

Jednak tak jak maleńcy ludzie kochali jej uśmiechnięte ustka i duże, piękne oczy, tak dorośli przypatrywali się jej ze znudzeniem, próbując namówić swoje pociechy na jakąś inną formę rozrywki. Zwykle bezskutecznie. Zastanawiało mnie zawsze, czymże były te duże odpowiedniki swoich małych skarbów. Jaką moc posiadali, że przeciwstawiali się urokowi Dolly? Pewnego dnia odpowiedź przyszła sama.

Pamiętam, jak pewnego zimowego poranka Lalkarz otworzył pudełko z Dolores, ujmując jej talię bardzo delikatnie. Wyciągnął ją z pudełka, kładąc na stole. Potem podszedł do mnie. Ja wprawdzie nie miałem ani własnego pudełka, ani pudrowej cery, ani nawet złotych nitek, ale także ujął mnie z czułością i położył tuż obok niej. Moje serce radowało się, bo niemal czułem jej ciepło, a mój policzek muskał jej złote pukle. Byłem pewien, że Stwórca w końcu usłyszał śpiew Pięknej, a i jakimś nieodgadnionym sposobem, zrozumiał moje myśli.

Wiedziałem, co dzisiaj będziemy wystawiać. Nie pomyliłem się. Po chwili siedziałem już w obdartych szmatach na scenie, a Dolly wirowała w rytm walca w błękitnej, muślinowej sukni. Wyglądała cudownie. Gdybym mógł, otworzyłbym usta ze zdziwienia. Tuż przed występem wyobraziłem sobie, że moja księżniczka tańczy tylko dla mnie. Niemal słyszałem jej perlisty śmiech. Bardzo chciałem zacząć bić jej ukradkiem brawo. Pragnąłem, by moje oklaski, przypominające dźwiękiem starą kołatkę, rozbrzmiały na scenie. i wtedy muzyka zaczęła grać.

Pianino i skrzypce tworzyły doprawdy niezwykłe połączenie. Stara kurtyna poszła w górę, a ja usłyszałem gromkie oklaski. Lalkarz podniósł mnie z desek i zacząłem pląsać. Nigdy wcześniej nie tańczyłem toteż byłem pewien, że idzie mi to co najmniej źle. Mimo to Dolores zbliżyła się do mnie. Nie wierzyłem w to, co Stwórca dla nas zaplanował. Chciałem zadrzeć głowę do góry i posłać mu pełny wdzięczności uśmiech. Zawsze lubiłem tego staruszka. Był jedynym dorosłym człowiekiem, którego nadmiar lat nie zmienił w bezdusznego potwora.

Wirowałem wraz z moją damą po scenie, wpatrzony w jej lazurowe oczy. Ich bezdenność pochłaniała mnie i mamiła tak, że nie mogłem oderwać od niej wzroku. Syciłem się każdą nutą, każdym krokiem i szarpnięciem sznureczka. Wszystko po to, by zapamiętać te chwile na wieki. Wtem Lalkarz zrobił coś, o czym nawet nie śmiałem marzyć.

Moje ręce dotknęły smukłych, jasnych dłoni Dolly. Delikatnie gładziłem jasny jesion, tworzący jej ciało, a ona bez obrzydzenia dotykała mojego dębowego ramienia. Nie zasłużyłem na taką nagrodę, nigdy nie zrobiłem nic, poza tańczeniem dla tych małych, roześmianych buzi. Jeśli Lalkarz tak chciał mi się odwdzięczyć za wiele lat pracy, to dał mi najpiękniejszą nagrodę.

Wtedy muzyka ucichła, a salę teatralną wypełniła burza oklasków. Trzymając ją za rękę, ukłoniliśmy się nisko. Stwórca pozwolił mi na nią zerknąć. Jej jasne pukle przysłoniły nieco twarz, ale byłem pewien, że się śmieje. Nie wiedziałem, czy to omamy czy też nie, ale słyszałem jej sopran układający się w radosny chichot. Ja też się śmiałem. Śmiałem się pierwszy raz od bardzo dawna.

Wtedy go zobaczyłem. Stał znudzony najbliżej sceny, próbując zmusić swą małą córeczkę do powrotu do domu. Lecz ona nie chciała. Dziewczynka wyciągała swe pulchne rączki w kierunku Dolly, chcąc ją pogłaskać:

- Lala, lala – chichotała kruszynka nawet wtedy, gdy wszyscy opuścili już teatr. Została tylko ich dwójka.

- Zostaw to, Monique.

- Tata, podnieś – oprosiła dziewczynka, wyciągając ręce ku ojcu, by pomógł jej wejść na scenę.

- Pobrudzisz sukienkę, te deski są brudne – zaprotestował mężczyzna.

- Proszę pozwolić jej się pobawić, podoba ci się nasza Dolores? – gdzieś z oddali doszedł nas głos Lalkarza.

Wyszedł on z jakiegoś ciemnego zaułka, nadal trzymając w dłoniach sznurki. Sprawił, że Dolly ukłoniła się przed dziewczynką i podbiegła do niej, na sam brzeg sceny. Potem staruszek podsadził małą Monique, która zapiszczała z radości. Chwyciła w jedną rączkę Dolores, a w drugą mnie i klęknąwszy na scenie, zaczęła wymyślać własny spektakl.

Jej dotyk był niesamowity. Taki delikatny. Nie czułem szarpnięć, moje sznurki zwisały luźno, a mimo to, poruszałem się. A to wszystko za sprawą tych małych, pulchnych paluszków. Radość tej dziewczynki była wręcz namacalna.

- Twoje kukły przynoszą coraz mniej zysku – zaczął mężczyzna, rzucając pogardliwe spojrzenie naszemu lalkarzowi.

- Jest zima, dużo dzieci siedzi w domach, zobaczysz, jeszcze trochę i znów teatr będzie pełny – wyjaśnił Lalkarz, rzucając nam czułe spojrzenie.

- Patrzysz na nie, jakby to coś mogło cię rozumieć – prychną ten drugi.

- Stworzyłem je. Kosztowało mnie to wiele pracy i to one mnie utrzymują.

- Starcze, postradałeś zmysły. Wymyśl lepiej sposób, jak zarobić na nich więcej. Proponuję ogrzać nimi teatr i ściągnąć tu jakiś profesjonalnych aktorów – rzekł Gadzi Język. Nie znałem jego imienia, ale Gadzi Język jak najbardziej mi pasował.

- Nie oddam ich na opał. Nigdy! – oburzył się staruszek, stając za małą Monique, która śpiewała coś pod noskiem.

- Jeśli do przyszłego miesiąca nie zarobisz wystarczająco, by utrzymać tę ruderę obiecuję ci, że ty i twoje lalki wylądujecie na bruku! – wykrzyknął mężczyzna, szarpiąc córkę za rękę.

Dziewczynka nie miała zamiaru odchodzić bez pożegnania. Pocałowała Staruszka w pomarszczony policzek dziękując, że pozwolił jej się pobawić, po czym obdarowała mnie i Dolly słodkim buziakiem. Byłem bardzo szczęśliwy, bo pierwszy raz w życiu miałem bezpośredni kontakt z jakimś małym człowieczkiem.

W końcu Gadziemu Językowi udało się zwlec córeczkę ze sceny i wyprowadzić z teatru. Lalkarz usiadł na zakurzonych deskach biorąc nas do rąk. Wpatrywał się w nasze roześmiane twarze bardzo długo, by po chwili znów zacząć delikatnie pociągać za sznureczki. Nagle krzyże, do których byliśmy przywiązani wypadły mu z rąk. Mężczyzna zostawił nas na scenie i wybiegł na mróz, nie zabrawszy nawet płaszcza.

Wrócił niedługo potem, prowadząc za sobą swą młodą córkę. Kazał jej zatrzymać się za kurtyną, po czym wziął do rąk Dolores, a mnie posadził w rogu sceny. Dolly zaczęła wirować do jakiejś nieznanej mi muzyki, a staruszek kazał swej córce zacząć śpiewać. Melodyjny głos poniósł się po teatrze, a ja byłem przekonany, że to moja księżniczka śpiewa.

Takich prób było wiele. Córka Lalkarza użyczyła głosu mojej Dolly, która na scenie już nie tylko tańczyła, ale także mówiła i śpiewała. Teatr znów zaczęły wypełniać tłumy dzieci, które chciały usłyszeć jakąś nową historię z ust tej jesionowej królewny. A ja?
Ja coraz częściej siadałem w kącie sceny, przyglądając się, jak moja Dolores wiruje w rytm coraz to nowych utworów. Była przy tym coraz piękniejsza, zawsze w nowych sukienkach i czyściutkich baletkach. Siedząc tak i wspominając dzień, w którym moja Dolly dostała głos, który mogą słyszeć wszyscy dochodziłem do wniosku, że z dnia na dzień kocham ją mocniej. Tak mocno, jak silna może być drewniana miłość na sznurkach…

2915 wyświetleń
25 tekstów
0 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!