Menu
Gildia Pióra na Patronite

Jesienna chandra.

NancyAnna

NancyAnna

Siedziała na ławce w parku, dzień był przygnębiający. Jesień, liście spadały z drzew i lekko opadały na ziemię. Drobnej postury blondynka siedziała sama wpatrując się w to, co działo się wokół niej, patrzyła się tak, jakby chciała ujrzeć coś szczególnego, coś wyjątkowego. Z jej twarzy nie można było nic wyczytać, to nie była radość, jednak nie był to również smutek. Wyglądała tak, jakby się nad czymś głębiej zastanawiała, nagle się uśmiechnęła, jej twarz rozpromieniała w jednej chwili, ujrzała coś na co oczekiwała. Był to wysoki, ciemnooki szatyn, który podążał w jej stronę. Anna, bo tak ma na imię, wstała i szła w stronę Eana [czyt. Ijana]. Ich droga połączyła się przy starym dębie, na którym wyryte były ich imiona, tak, dobrze się domyślacie, że byli parą, jednak imiona te wyryli jeszcze jako przyjaciele. Ean [czyt. Ijan] powtarzał, że w ten sposób ich przyjaźń przetrwa, teraz są parą. Znali się praktycznie od dziecka, mieszkali w tej samej dzielnicy, ich matki są najlepszymi przyjaciółkami, ojcowie pracują w jednej firmie, oni zawsze razem. Jednak głębsze uczucie połączyło ich pod koniec szóstej klasy, po szkolnej wycieczce. Ean pewnego dnia, już po przyjeździe, zebrał się na odwagę i wyznał Annie swoje uczucia, miał szczęście, ona czuła do niego dokładnie to samo – prawdziwą miłość. Wyglądali na szczęśliwych, byli razem szczęśliwi.

- Ah, nie mogłam się doczekać, aż się spotkamy. – powiedziała. On uśmiechając się zapytał:
- Spóźniłem się?
- Nie, to ja byłam wcześniej, musiałam sobie sama posiedzieć, w ciszy. – odparła.
- W takim razie chodźmy, czas ucieka.
Idąc w stronę przytulnej kawiarenki na rogu Grabiszyńskiej i Żytniej dużo rozmawiali, o wszystkim, o szkole o tym co ich łączyło, o przyjaciołach i wielu innych ważnych sprawach. Trzymali się za ręce, ona wciąż się uśmiechała, on patrzył na nią jak nikt inny.
- Ana, powiedz mi coś. Kochasz mnie?
- Oczywiście, że cię kocham, co to za pytanie. – ze zdziwieniem na twarzy zapytała.
- Chciałem wiedzieć, po prostu.
- Wątpisz w moją miłość, nie powinieneś, ja nigdy nie zwątpiłam w to co do ciebie czuję, kocham cię bardzo mocno i wiedz o tym. – spojrzała na niego z niecierpliwością co on na to odpowie.
- Wiem, wiem o tym od zawsze, nigdy, przenigdy w to nie zwątpiłem. – oznajmił.
- Więc skąd takie pytanie?
- Nie wiem, przepraszam, tak palnąłem.
- Bardzo dobrze, że to palnąłeś, dla takich chwil, w których mówisz jak bardzo mnie kochasz, zrobiłabym wszystko. Pamiętaj, wszystko.
Doszli do celu, usiedli tam gdzie zawsze, w stoliku przy rogu, kawiarenka była przystrojona w bardzo nowoczesnym stylu, który się podobał Annie, zresztą Ean też był wielbicielem wszystkiego co nowoczesne. Uwielbiali tą kawiarenkę za klimat jaki w niej panował, cisza, spokój.
- A więc, co do naszej rozmowy, wszystko, co miałaś na myśli Anno. - powiedział. W jej oczach pojawiła się dziwna iskierka, strach, czy może było to zdenerwowanie.
- Nie wyobrażam sobie końca naszej znajomości, nie mogę, nie potrafię i nie chcę. Tak bardzo cię kocham, że gdybym ciebie straciła, straciłabym wszystko na czym mi zależy, co kocham. – odparła bez chwili zastanowienia, może dlatego, że każde jej wypowiedziane słowo płynęło z głębi serca. Mówiła najszczerszą prawdę, niestety o którą obawiał się Ean.
- Nie możesz tak mówić, bo nawet gdy się rozstaniemy, będziesz w moim sercu, na zawsze, i nie możesz sobie robić niczego złego, tak nie wolno. – mówił do niej jak do małego dziecka.
- Skończmy już ten temat, bo robi się nieprzyjemnie, ważne, że jesteśmy teraz tu, razem. – spojrzała na niego.
- Tak, a więc co dzisiaj w szkole było?
I minęło popołudnie na miłych rozmowach o wydarzeniach z dzisiejszego dnia. Wracali tą samą drogą, Ean odprowadził Annę do domu, pocałował na dobranoc i odszedł. Minęło wiele dni do ich następnego spotkania, jako że chodzili do różnych szkół a w tym roku mieli teksty gimnazjalne musieli się bardzo skupić na nauce, więc ustalili pewne dni, których się spotykali. Gdy weszła do swojego pokoju włączyła komputer, sprawdziła pocztę, chwilkę bawiła się ze swoim kotem i poszła spać. Czekało ją w szkole kilka sprawdzianów, na które uczyła się cały poprzedni dzień.
Poniedziałek, około godziny siódmej Anna wstała aby przygotować się do szkoły i zdążyć punktualnie. Autobus, którym jeździła był o 7:30 dojeżdżał do szkoły o 7:50, więc nie miała za dużo czasu na nauczenie się czegoś na przerwie przed lekcją, zresztą nie musiała, była dobrą uczennicą i pracowała systematycznie, tak wychowała ją matka, która była bardzo porządna i pracowita. Ojciec nauczył ją szanowania cudzych poglądów, które nie obchodziły zupełnie jej przyjaciółki Barbary, znały się z Anną od przedszkola, najwidoczniej to było przeznaczenie, bo bracia tych dwóch 15-nastolatek również byli najlepszymi przyjaciółmi. Rozumiały się we wszystkim, były energiczne i wesołe. Zawszę się uśmiechały, czasem to nawet za często i czasem w nieodpowiednich sytuacjach, na czym traciły.
-Anno! – zawołała Barbara, Anna uwielbiała jak się na nią mówiło pełnym imieniem, tak jak to robił Ean. Większość mówiła na nią po prostu Ana, nawet nauczyciele.
- Barbara, jak się cieszę, że cię widzę. Przepraszam, że nie przyszłam w weekend, nie miałam nawet jak, w sobotę się uczyłam a w niedzielę… - nie mogła dokończyć bo Barbara jej przerwała.
- Byłaś z Eanem, tak wiem. Nie masz mnie za co przepraszać, szczerze, nawet nie miałam czasu w ten weekend. Byliśmy u dziadka na wsi. Moja mama opowiedziała mi wyczerpującą historię o jej dzieciństwie i krowach, ale był ubaw, z tatą śmialiśmy się cały wieczór z tego, jak to mama biegała po całym polu w pogoni za krowami.
- Jakoś nie mogę sobie tego wyobrazić, ciocia Ella w pogoni za krowami. No to się nie dziwię, że mieliście ubaw. – zaśmiała się Anna, po czym dodała:
- I ten nieszczęsny sprawdzian z matematyki!
- No wiesz co, musiałaś, a było tak wesoło. – zaśmiała się już mniej Radoście Barbara.
- Oj nie przesadzaj, uczyłyśmy się, damy radę, musimy to zdać i już będziemy miały zaliczony semestr. I więcej czasu na wygłupy!
- Bo grunt to myśleć pozytywnie.
Poszły w kierunku klasy od matematyki, na piętrze. Po drodze Barbara wgłębiła się w temat krów i mieszkania na wsi. Często jeździła do dziadka, którego uwielbiała. I tak minęło siedem godzin, po szkole poszły do Anny. Pogoda zrobiła się paskudna, zaczęło padać i zrobiło się nieprzyjemnie. Siedziały w kuchni rozmawiając o dziwnych sprawach, o których miały pojęcie tylko one.
Po pewnym czasie Barbara musiała wrócić do domu, na szczęście nie mieszkała daleko i szybko trafiła na miejsce.
Ana została sama w domu, przygotowywała obiad dla rodziców, wynalazła nowy przepis z książki kucharskiej, którą jej mama otrzymała w prezencie na urodziny od babci. Przygotowała wszystkie potrzebne składniki, każdy ruch robiła według przepisu, jako że nie była wyjątkową kucharką wolała nic nie zepsuć własnymi fantazjami. Gdy wszystko było gotowe wsadziła potrawę do lodówki, a sama poszła do swojego pokoju robić pracę domową. Nie minęła nawet godzina jak usłyszała dzwonek.
- Czyżby to mama zapomniała klucza? – zastanawiała się.
Otworzyła drzwi i ku jej zdziwieniu ujrzała Eana, który stał mokry na progu jej drzwi.
- Zaprosisz mnie czy będę tak stał? – zapytał dziwnym głosem.
- Tak, tak. Wchodź, zdejmij tą przemoczoną kurtkę. – odarła i zapytała: - ty dzisiaj, tutaj. Czy coś się stało?
- Tak, to znaczy, sam nie wiem, przyszedłem tutaj bo muszę ci coś ważnego powiedzieć. – spojrzał na nią, ona usiadła.
- A więc, co jest takiego ważnego, że przychodzisz do mnie z niezapowiedzianą wizytą i w taką pogodę?
- Wiedz, że nigdy nie chciałem aby tak wyszło, miesiąc temu… - spojrzał na Annę, aby zobaczyć co robi, kontynuował: - spotkałem kogoś, ma na imię Sara.
- Czy to znaczy, że… - z wściekłością w głosie mówiła dalej: - przyszedłeś, żeby powiedzieć mi, że zrywasz naszą wieloletnią znajomość dla kogoś niedawno spotkanego?
- Tak, to znaczy nie chciałem, przepraszam.
- Tu już nie ma za co przepraszać, mówiłeś, że kochasz, że zawsze będziemy razem. – łzy napłynęły jej do oczu.
- Nie chciałem wszystkiego zniszczyć, miałem nadzieję, że jakoś to zrozumiesz.
- Co mam rozumieć, że oszukiwałeś mnie przez większość czasu, może to wszystko było fikcją, a ja głupia myślałam, że ktoś taki może się we mnie zakochać i że naprawdę mogę kogoś mieć, głupia ja. – Anna tonęła w kałuży łez. Ean ją przytulił, uścisnął najmocniej jak potrafił i szeptał do ucha: - Przepraszam.
- Dlaczego, dlaczego!? – uderzała pięścią w jego klatkę piersiową myśląc o tym co się właśnie przed chwilą stało. – Nigdy już nie będzie tak jak dawniej, nie będzie, nas. – odsunęła się od niego. – Lecz jeśli uważasz, że będziesz z nią szczęśliwy, idź, pamiętaj, że cię kocham i nigdy nie przestane, jesteś moją pierwszą i jedyną miłością.
Pocałował ją czule w czoło i wyszedł. Anna nie wierząc w to co się stało, usiadła na krześle i przez długi czas myślała dlaczego Ean tak postąpił. Czy naprawdę aż tak kochał tą drugą dziewczynę, żeby musieć zranić ją? Co czuł przez ten cały czas do Anny. Za oknem rozpętała się straszliwa burza, pioruny waliły w drzewa łamały je jak cieniutkie zapałki, wielkie dęby, brzozy i kasztany padały na ziemię niczym nic nie ważące piórka i łamały się jak chudziutkie patyczki. Do domu wróciła mama, zauważyła, że Anna płakała.
- Co się stało córeczko? – przytuliła ją i bez słowa siedziały tak przed chwilę.
Córka opowiedziała jej o zdarzeniu i o tym jak postąpił Ean. Mama tylko odparła:
- Taka jest miłość kochanie, skoro cierpisz to znaczy, że bardzo go kochasz, szybko nie zapomnisz, z czasem jednak minie. Uwierz mi. Nie potrafię ci odpowiedzieć dlaczego tak postąpił, jednak wiem, że jeżeli było to prawdziwe uczucie, ono przetrwa. Może nawet się odrodzi.
Anna spojrzała tylko na matkę, uścisnęła ją na znak podziękowania i poszła spać. Następnego dnia, gdy szła na przystanek autobusowy przystanęła na chwilkę w parku, dokładnie w tym miejscu, w którym się zawsze spotykała w Eanem, drzewo na którym były wyryte ich imiona poległo, było doszczętnie zniszczone, a po rycinach nie było nawet śladu. Na widok ten Anna cicho szepnęła:
- To całkiem tak jak z naszą miłością.
I poszła w dalszą drogę ze smutkiem w sercu, żalem i łzami w oczach.

13 894 wyświetlenia
94 teksty
20 obserwujących
  • 23 June 2011, 17:10

    Miłość?
    Właśnie tak.
    Dziwne, a zarazem magiczne uczucie, które raz napotkane dla NIEKTÓRYCH jest tym wiecznym i niezniszczalnym.
    Szkoda że nie dla wszystkich.
    Dlaczego zawsze wszystko musi mieć swój początek i koniec?...
    Kocham Twoje każde zdanie.