Siedzę naprzeciwko niego ze spuszczoną głową i całą uwagę poświęcam miarowemu trzęsieniu nogą. 'Skup się na nodze,skup się idiotko'... Chyba za bardzo wzięłam to do siebie.Całe moje ciało się trzęsie. Łzy. Szloch. Podnoszę delikatnie głowę, nie ruszam kosmyków które zasłaniają mi większość widoku.Najważniejsze widzę.Jego oczy. Patrzę...i widzę siebie taką jakiej nikt nigdy jeszcze nie widział...bogini piękności,skromna,wrażliwa... nie chce widzieć nic więcej.Odwracam głowę.
-Nie znasz mnie...-szeptam niewyraźnie,jakbym mówiła do siebie. -Ale Cię kocham,dziewczyno!-krzyknął tak że podniosłam głowę.Nigdy nie widziałam go zdenerwowanego... -Ale ja NIE POTRAFIĘ kochać,Marek...ani Ciebie ani nikogo innego...-wyksztusiłam łkając i jednym ruchem ominęłam go niechcąco ocierając się o ramię.Nie zatrzymał mnie.Chyba zagryzał wargi...chyba płynęły mu łzy po policzkach...Nie wiem...nic już nie widziałam.Biegłam na oślep.Zatrzymałam się dopiero jak potrąciłam kobietę z dzieckiem. -Przepraszam... -Nie szkodzi-powiedziała przyglądając się moim mokrym od łez włosom i rozmazanego tuszu na twarzy. Obejrzałam się za siebie.Nie było już widać ławki. -Przepraszam Marek...-szeptam -PRZEPRASZAM!-krzyczę...i czuję napięte żyły na szyi. Ludzie się oglądają.Słyszę niektóre głosy 'wariatka','ćpun'... Siadam na skraju fontanny i zanurzam w niej rękę...woda przepływa mi przez palce... 'skup się idiotko,skup'...