Menu
Gildia Pióra na Patronite

Sranger from sleep II

Bettie

Bettie

...Serce znów zaczęło bić mi szybciej. Okropny zapach unoszący się w powietrzu odużał moją duszę. Moje oczy cierpiały przez ten widok, a do uszu dobiegały piski, jakby torturowanych ludzi.

Przymknęłam mocno powieki, chwyciłam się za głowę. Ból pulsował w moich skroniach tak mocno, iż pomyślałam, że moja głowa zaraz pęknie niczym mydlana bańka.
Otworzyłam oczy i oto znów byłam w domu Emily. Cała zalana zimnym potem, z cholernie mocnym bólem głowy i przyśpieszonym tętnem.
- Dakoto, nic Ci nie jest? - Destiny bardzo przejęła się moim wyglądem. Z resztą mogłam sobie wyobrazić jak wyglądam. Przeszły mnie dreszcze na myśl o moim wyglądzie w obecnej chwili.
- Nie, nic mi nie jest. - Zapewniłam ją, lecz pewnie nie bardzo przekonująco, ponieważ samej trudno mi było w to uwierzyć.
- Podać Ci coś? - Wstała z fotela. Zaczęła mi się przyglądać, lekko mrużąc oczy.
- Nie, dziękuję, Destiny. - Spojrzałam na zegarek. Wskazywał on 17:54
"Feliks" - pomyślałam.
W tej chwili do salonu wkroczyła Emilia.
- Bardzo was przepraszam, ale umówiałam się z Feliksem. - Powiedziałam, po czym spojrzałam na nie przepraszająco.
- Ależ nic się nie stało. - Destiny machnęła lekceważąco ręką, a potem posłała mi jeden ze swoich sławnych uśmiechów.Poczułam się lepiej.
- Do zobaczenia, Emily. - Podeszłam do niej i przytuliłam ją, przyjaźnie klepiąc po plecach.
- Trzymaj się. - Rzekła w odpowiedzi.
- Pa, Destniy. - Pomachałam jej na pożegnanie, wychodząc już prawą nogą za próg tego cudownego domu.
- Uważaj na siebie. - Powiedziała Em, a na jej twarzy zagościły wyrzuty sumienia, że puszcza mnie samą.
Uśmiechnęłam się do niej na znak, że już wszystko w porządku, ona uczyniła to samo i zamnkęła drzwi.
Tym razem nie brnęłam w wysokich trzcinach po pas w drodze powrotnej. Wolałam iść krzywymi, wybrukowanymi uliczkami, które miały swój niepowtarzalny urok. Były cieńkim pasmem oddzielającym dzikość lasu od tajemniczości starych domków mieszkalnych. Przez drogę do cafe'jki rozmyślałam o tym, dlaczego zagadki i tajemnice są oddzielone od burzliwej dzikości lasów. Niestety poczułam się nieinteligentna, bo nie potrafiłam odpowiedzieć sobie na żadne pytanie.
Po kilkudziesięciu minutach dotarłam do uroczej, drewnianej cafe'jki u Neil'a, położonej nad nie za dużym jeziorem.
Przy naszym ulubionym stoliku siedział Feliks. Uśmiechnęłam się szeroko jak wariatka widząc jego piękne, szare oczy oraz ciemne włosy ułożone w chaotycznym nieładzie. Był taki piękny i należał do mnie.
Podeszłam do niego szybkim krokiem, niemogąc się doczekać aż wreszcie go przytulę. Oplotłam jego szyję moimi rękoma i pocałowałam go w policzek.
- Cześć. - Przywitał mnie wstając i przytulając mnie mocno.
- Hey. - Teraz byłam szczęśliwa. Nie było na świecie takiej rzeczy, którą chciałabym mieć. Miałam to, co mnie w pełni uszczęśliwaiało - Feliksa.
- Usiądź, muszę Ci coś powiedzieć. - Przeszedł do tematu od razu.
Zajęłam posłusznie pozycję siedzącą.
- Ja też muszę się z Tobą czymś podzielić. - Wyznałam.
- Proszę, zacznij.
- Tylko nie zadawaj dużo pytań, na które nie potrafiłabym znaleźć racjonalnej odpowiedzi.
Opowiedziałam mu wszystko.Teraz nie miałam już przed nim tajemnic. Wiedział wszystko.
- Masz tą karteczkę?
Wyciągnęłam ją z kieszeni swetra i wręczyłam mu ją.
Wstał z krzesła, chwycił mnie za rękę i podeszliśmy do jednego z komputerów.
- Chcesz to przetłumaczyć? - Przestaszyłam się odrobinę. On to najwyraźniej wyczuł, bo ścisnął moją dłoń.
Wpisał w GOOGLE tłumacz. Kliknął na pierwszą uzyskaną , wyszukaną stronę. Zmienił dane z angielskiego tłumaczonego na hiszpański na łaciński tłumaczony na angielski.
Przepisał dokładnie wyrazy z kartki, po czym przytulił mnie do siebie i kliknął opcję "tłumacz".
Przytulałam się w jego tors z zamkniętymi oczami, a on przeczytał mi te słowa po angielsku:
- Podążaj za dobrem, które zwycięży w ostatecznej minucie, a zło pogrąży się na wieki.
- Hmm...? - Murknęłam zdziwiona.
- Nie mam pojęcia o co chodzi. - Wzruszył ramionami, a w moich oczach zaczęły gromadzić się litry łez.
- Nie płacz... - Otarł moje oczy, choć po wyrazie jego twarzy wnioskowałam, że jest o wiele bardziej przygnębiony ode mnie.
- Feliks, co się dzieje? - Spojrzałam na niego podejrzliwie. - O czym chciałeś mi powiedzieć.
- Tak, Dakoto. Chcę być z Tobą szczery.
Przytaknęłam, nadal patrząc prosto w jego szare tęczówki.
- Niedługo będziemy musieli się pożegnać. - Oznajmił.
- Dlaczego? - Zapytałam szybko. Byłam przerażona, że będziemy musieli się rozstać. O co mu w ogóle chodziło? Co to miało znaczyć? Jakiś głupi żart żeby mnie zastraszyć?
- Dak, jestem chory.
Nigdy tak się nie czułam. Słyszałam szum w uszach,żołądek opadł mi na sam dół, a w gardle miałam coś, czego nie potrafiłam przełknąć.
Znów zaczęłam płakać i to tak głośno, że cała knajpa gapiła się na mnie i Feliksa.
Ujęłam delikatnie jego dłoń i pociągnęłam w stronę wyjścia.
Beczałam, przytulając się w jego klatkę piersiową, a jego głowa opierała się na mojej. Cała jego błękitno-morska koszula była brudna z tuszu do rzęs.
- Przepraszam. - Wyszlochałam.
- Za co? - Zapytał wycierając moje oczy. - Nie masz za co.
- Ależ mam.Nie rozmawialiśmy tak długo. To moja wina. - Zżerały mnie wyrzuty sumienia.
- Nie obciążaj siebie winą. - Dodał stanowczo. - Ja też nie byłem ostatnio sobą.
Wziełam głęboki wdech, ponieważ znów nawiedziły mnie mdłości.
Ujął mnie w talii i poprowadził w stronę jego auta.
Otarłam łzy. "Będę twarda i dam sobie radę" - pomyślałam optymistycznie.
Przejechaliśmy klikaset metrów i nim się spostrzegłam byliśmy przy moim domu.
- Ale Feliks...
- Co?
- Nie, nic... - Powiedziałam tak cicho, że ledwo usłyszalnie.
Wysiadł z samochodu. Obkrążył go i otworzył drzwi z mojej strony.
Siedziałam wpatrując się w punkt horyzontu. Uwielbiałam to miejsce gdzie ziemia i niebo tworzą jedność. Było takie tajemnicze i zjawiskowe. On był jednak cierpliwy. Czekał i czekał. Zirytowało mnie to strasznie, więc wbrew swojej woli wysiadłam z auta. Mocno trzasnął drzwiczkami. Aż przeszły mnie dreszcze.
Ruszyliśmy w stronę drzwi. Nacisnęłam na klamkę. Jeden ruch, a te stare, skrzypiące drzwi otworzyły się przede mną na oścież.
Ogromnym krokiem przekroczyłam próg i weszłam do środka. Myślałam, że Feliks idzie za mną krok w krok, ale gdy się odwróciłam, on wracał do samochodu.
- Feliks! - Zawołałam.
Przystanął. Odwrócił głowę, a ja rzuciłam ku niemu spojrzenie mówiące "co ty robisz?"
Najwyraźniej mnie zrozumiał, bo ruszył w moją stronę.
- Chcesz zmarnować ten czas, póki jesteś ze mną? - Zasmuciłam się, bo na prawdę tak sądziłam.
- Nie. - Zaprzeczył słownie oraz ruchem głowy. - Po prostu myślałem, że tak będzie lepiej.
Gestem zaprosiłam go do środka. Uśmiechnął się blado i wykonał moją niemą prośbę.
Poszliśmy na górę. Wprowadziłam go do mojego pokoju.
- Przepraszam. - Wymamrotałam, widząc nieporządek panujący w mojej sypialni.
- Nic się nie stało... - Zaśmiał się. Na prawdę się zaśmiał! Słyszałam to.Strasznie mnie to ucieszyło.
Obdarzyłam go promiennym uśmiechem.
Zajęłam pozycję siedzącą na łóżku. Zwrokiem zmanipulowałam jego ruch i uczynił to samo.
Nie chciałam nic wiedzieć. Patrzyłam mu tylko w oczy, a on spoglądał w moje. Taki sposobem minęły dwie bardzo cenne godziny naszego życia.
- Chodźmy. - Wstał i położył swoją dłoń na moim prwym ramieniu. Nie zapytałam go gdzie idziemy, po prostu wstałam i poszłam za nim.

7.another error

Ruszyliśmy na wschód, czyli podejrzewałam, że Feliks prowadzi mnie do miasta.
Nieubłagalnie zapadała bezlitosna noc. Chodziliśmy trzymając się za ręce po wąskich ścieżkach jakże magicznego Fortrose.Właśnie przechodziliśmy przez jeden z najciemniejszych zaułków. Rozmyślaliśmy o przetłumaczonej wcześniej przepowiedni, której nie rozumiałam.
- A ten obraz, o którym mówiłaś? Ten z domu Emily. - Przystanął i spojrzał mi w oczy. Czekał aż go sobie przypomną, lecz w mojej głowie pojawiły się tylko fragmenty malowidła.
- Nie wydaję mi się żeby to miało jakikolwiek związek, ale mój sen na pewno ma.
Nadal na mnie patrzył.Chyba za mało powiedziałam, by ten mógł to zrozumieć.
- Śniła mi się kobieta, ciężarna. Była tak podobna do tej na obrazie, iż wydaję mi się, że to ta sama postać.
- Ciężarna? - Powtórzył.
- Tak. - Przytaknęłam i teraz ja spojrzałam na niego w oczekiwaniu na rozwinięcie tej myśli.
- A jeżeli to matka tej dziewczynki, która przyśniła Ci się po raz pierwszy kilka lat temu?
- No jasne! - Co ja bym bez niego zrobiła. Tak szybko kojarzył fakty, miał doskonałą pamięć. Nie to co ja. Ale niestety musimy się rozstać.
- Bardzo proszę. - Uśmiechnął się szeroko, eksponując swój idealny zgryz. Zupełnie jak Destiny.
Także się uśmiechnęłam, a on przytulił mnie mocno.
Nagle popadłam w depresyjny nastrój. Będzie mi go brakować.
- Lepiej już wracajmy. - Postanowił.
- Dobrze. - Przytuliłam go jeszcze raz. I nagle spostrzegłam zielone tęczówki w ciemności. Światło nałej latarni oświetlało tylko jej oczy. Nic więcej nie zobaczyłam. Przeszły mnie dreszcze. Feliks nawyraźniej to wyczuł.
- Co jest?
- Chodźmy już. - Objęłam jego dłoń i przyśpieszyłam kroku.
- Dak, co się stało? - Stanął, zatrzymując przy tym i mnie.
- Widziałam ją. Te oczy rozpoznałabym wszędzie.
- Dobra, chodźmy. - Oboje przyśpieszyliśmy tempa.
Czułam, że coś za nami idzie krok w krok. Obserwuję nas, pragnie nas dogonić i Bóg wie co jeszcze. Cień nas goniący był moim koszmarem. Byłam już wykończona. To coś wyssało ze mnie siły. Nie miałam ich, a to był dopiero początek...
Dotarliśmy do domu po upływie 25 minut. Wtargnęłam do pokoju, kładąc się na łóżko. Zaczęłam płakać. Feliks wszedł do pomieszczenia zaraz za mną, więc widząc moje cierpienie podszedł do mnie, usiadł na łóżku i zapytał:
- Dlaczego płaczesz? Nic się nie stało. - Powiedział bez przekonania.
- Nic się nie stało?! Ty umierasz, a ja jestem nienormalna! - Krzyknęłam szlochając. Zaraz po wypowiedzeniu tych słów zaczęłam tego żałować.
- Przepraszam. - Spuściłam głowę,uciekając przed jego wzrokiem.
Zajęłam pozycję leżącą. Przymknęłam delikatnie powieki. Byłam tak zmęczona, iż w chwili, gdy rzęsy z górnej powieki wplotły się w dolne, moim umysłem zaczął władać koszmarny sen.
Nie wiedziałam gdzie tym razem odbywa się akcja koszmaru letniej nocy. Spostrzegłam tylko ogromny basen, a po środku niego...Feliksa. Delikatne fale unosiły go na powierzchni.
- Feliks! - Wydobyłam z siebie stłumiony krzyk. - Feliks! - I jeszcze raz, ale on nadal leżał bez ruchu, ignorując moje krzyki.
Postanowiłam do niego dopłynąć. Wskoczyłam do lodowatej wody, niezważając na jakiekolwiek skutki. Błąd. W wodzie pływały odłamki przezroczystego szkła, których wcześniej nie zauważyłam i które wbjały się mocno w moje ciało. Szkło zaczęło zastygać niczym wosk. Odłamki ostrych przedmiotów zaczęły wbijać się w moje nogi. Po kilkunastu sekundach kropelki mojej krwi połączyły się w jedno, a to sprawiło , że basen był teraz wypełniony krwią. Mój wrażliwy żołądek znów przypominał mi o sobie.
Rozpłakałam się ze swojej bezradności. Moje położenie było fatalne, nic nie rozumiałam i bałam się wszystkiego dookoła.
Z płaczu nagle wyrwał mnie grzmot. Szybko spojrzałam w niebo. Było równie ciemne, co w nocy, ale gdzy spuściłam wzrok nieco niżej zobaczyłam Claire. Nie patrzyła na mnie wrogo.Wręcz przeciwnie, uśmiechnęła się. Podniosło mnie to na duchu, lecz nie na długo, ponieważ moje oczy zarejestrowały drugą postać. Drugą Claire.
Patrzyłam to na jedną dziewczynkę, to na drugą. Ku mojemu zdziwieniu spostrzegłam, iż każda z dziewczynek posiada inny kolor tęczówek.
Ból, który mi towarzyszył w basenie pełnym krwi, był nie do opisania. Moje serce uwięzione w klatce piersiowej łamało mi żebra, mózg pulsował od nadmiaru wiadomości, a oczy zamykały się po wpływem zmęczenia.
- Feliks! - Krzyknęłam po raz kolejny, zdesperowana. Traciłam siły wraz z traconą krwią.
Starałam się ruszać, lecz ruch powodował coraz większe i głębsze rany. Nie wytrwałam. Poddałam się.
Chciałam opaść na samo dno, umrzeć. Jednak basen okazał się bezdenny.
Moje "życzenie" się spełniło, zobaczyłam tradycyjną ciemność, a po środku niej jakąś nadzieję w postaci oślepiającego światła.
" To koniec" - pomyślałam i ruszyłam w stronę śmierci.
Coś jednak mnie zatrzymało, ponieważ solidnie uderzyłam się w głowę. Ta nagła czynność obudziłam mnie natychmiast.
Po przebudzeniu spostrzegłam, że jestem zalana lodowatym potem. Podniosłam głowę i wpatrywałam się w jeden punkt, by przywrócić ostrość widzenia.
Feliks śnił zaraz obok mnie, ale i tak ogarnął mnie paniczny atak strachu. Rozglądałam się po pokoju niczym wariatka. Głośnymi i niemiarowymi oddechami obudziłam leżącego obok mnie Feliksa.
- Czemu nie śpisz? - Zapytał, a ja zaczęłam mu znów wszystko opowiadać.
- To te siostry. - Zawyrokował po momencie namysłu.
- Co? - Nic nie rozumiałam.
- Słuchaj, wydaję mi się, że one są imitacją dobra i zła. Masz podążać za dobrą z sióstr.
- No oczywiście! - Uderzyłam się w czoło. Kiedy moje " problemy zostały rozwiązane", zaczęłam przejmować się innymi. Ważniejszymi, bo niezwiązanymi z żadną fikcją.
- Nie będziesz spać? - Zapytał po pięciu minutach dosłownego gapienia się na mnie.
- Będę, będę... - Położyłam się na łóżku. Leżałam wpatrując się w jeden punkt. A konkretnie dziurkę od klucza w drzwiach mojego azylu. Po kilkunastu minutach moje oczy były zbyt zmęczone ciągłą pracą, po prostu same się zamknęły, a ja weszłam w świat spokojnego snu. I to bardzo spokojnego, bo gdy się zbudziłam, zdałam sobie sprawę, iż tej nocy nic mi się ne przyśniło.
Wstałam energicznie z łóżka i szybkim krokiem ruszyłam w stronę okna. Otworzyłam je jednym ruchem i oparłam łokcie na parapecie.
Słońce głaskało mnie swymi delikatnymi smugami światła po twarzy. Chłód trawy oblanej porannym deszczem unosił się w atmosferze, a ja czułam się taka szczęśliwa.
Feliks zbudził się niedługo po mnie.
- Cześć. - Uśmiechnęłam się do niego, po czym pocałowałam go w policzek.
- Witaj, co dziś robimy?
- Muszę odwiedzić bibliotekę w centrum Fortrose. - Oznajmiłam. - Jedziesz ze mną?
- Nie, spędzę trochę czasu z rodzicami.
- OK. - Opuściłam głowę.


8.Best friend

Z Feliksem rozeszliśmy się po śniadaniu za drzwiami mojego domu. Ja ruszyłam w prawą stronę, a on, w lewą.
Podążałam zauroczona przed siebie. Odruchowe kroki, zamyślony wzrok... Tak bardzo się cieszyłam, że się jej pozbyłam.
Nim się spostrzegłam, byłam w mieście. Otrząśnięta z zamyślenia, zauważyłam bibliotekę, do której zmierzałam. Weszłam do domu książek. Zapach starych, zżółkniętych kartek był zapachem historii.
- Dzień dobry. - Usłyszałam cichy głosik jednej z bibliotekarek.
- Dzień dobry. - Odpowiedziałam z entuzjazmem i ruszyłam przed siebie, w głąb regałów, by ominąć rozmowę ze starszą panią w okularach.
Szłam dosyć szybko przed siebie i nagle potknęłam się o stos leżących na ziemi książek. Trzask jaki wydobyło moje ciało spadające na drewnianą podłogę rozniósł się po całej bibliotece.
- Ał... - Upadłam solidnie na prawą nogę. Podciągnęłam nogawkę spodni, by stwierdzić czy wszystko z nogą w porządku. Z otwartymi ustami wpatrywałam się w swoją dolną kończynę. Cała pokryta cieńkimi bliznami.
- Coś się stało? - Moim oczom ukazał się chłopak o złocistej czuprynie i niebieskich oczach. Kogoś mi przypominał...
Zdezorientowana przykryłam nogę.
Gdy chłopak podszedł bliżej wiedziałam już, że to...
- Eliott?
- Tak. - Podał swoją pomocną dłoń, a ja przytuliałam go mocno.
- To ja, Dakota.
- Dakota?! - Jego szok był tak głośny, że dobiegły nas odgłosy uciszenia.
- Gdzieś ty się podziewał? - Zadałam pytanie retoryczne, bo przecież wiedziałam, że przeprowadził się do północnej części Anglii.
- Tu i tam... - Westchneliśmy równocześnie, po czym Eliott się uśmiechnął.
- Coś nie tak? - Zapytał widząc moje przygnębienie.
- Opowiem Ci potem. Może przy filiżance kawy? Lub herbaty, jak wolisz...
- No jasne...
- Ale najpierw wybiorę jakieś książki. - Zdobyłam się na uśmiech. Przecież Eliott był moim pierwszym prawdziwym przyjacielem. Jedak moje sumienie było na mnie złe, że nie okazuję przed nim prawdziwych uczuć.
" Przecież zaraz mu o wszytskim powiem " - pomyślałam.
- No chyba Ci tego nie zabronię. - Zaśmiał się.
- No, raczej nie. - Murknęłam ledwo usłyszalnie i zaczęłam przeglądać książki, leżące pod mymi stopami.
Sztuka renesansu, sennik... Prawie wszystko co mogłoby mi się przydać.
- Dziwne... - Powiedziałam.
- Hmmm...? - Eliott najwyraźniej to usłyszał.
- Nie, nic, nic. - Uspokoiłam go i odetchnęłam z ulgą. Znowu wyszłam na wariatkę.

Po około trzydziestu minutach obładowana książkami o dosyć kontrowersyjnych tytułach podeszłam do starszej pani z srebrzystymi lokami.
- O, dosyć ciekawe tytuły książek, moja droga... - Zauważyła przeglądając stos książek, a ja zakryłam twarz, czując się jak prawdziwa idiotka.
- Nazwisko?
- Dakota, Dakota Jonhs.
Pomarszczone ręce staruszki zaczęły poszukiwania za moją kartę. Kiedy jej zagubiony wzrok dostrzegł moje nazwisko, ulżyło mi, gdyż moje nogi zdawały się puchnąć.
Nagle przypomniało mi się, że są całe w bliznach. Wypuściłam tą myśl wraz z dwutleniem węgla. Gdy już z tym się uporałam, zaczęłam się strać, by na mojej twarzy zagościł uśmiech. Był fałszywy, ale był.
Nie wiedziałam co stało się z moim nastrojem. Przecież rano był idealny...
Eliott czekał na mnie przy wyjściu.
- Do widzenia. - Rzekła stara, namolna staruszka.
- Tak, do zobaczenia. - Tylko Eliott był tak życzliwy by nie stracić cierpliwości i odpowiedzieć kobiecie.
Kiedy załadowani książkami wyszliśmy na świeże powietrze, przystaneliśmy na chwilę, wzieliśmy po kilka głębokich oddechów i ruszyliśmy do naszej ulubionej kawiarnii na samym końcu miasta.
Rozmawialiśmy po drodze o zmianach jakie zaszły w naszym życiu, gdy nie mieliśmy okazji się widzieć. Dowiedziałam się, że Eliott przeżył swoją pierwszą, prawdziwą miłość i że był zmuszony pogrzebać swoją ukochaną rybkę, gdyż zachorowała poważnie na chorobę, której nazwy nie potrafię powtórzyć.
Ja zaczęłam wprowadzać go powoli w temat moich tajemniczych snów. Słuchał bardzo, ale to bardzo uważnie, przytakując od czasu do czasu. Taki przyjaciel to skarb.
Weszliśmy do kawiarnii, w której można było wypić dosłownie każdą herbatę.
Zajeliśmy miejsca przy oknie. On usiadł, a ja powiesiłam estetycznie swój sweter na oparciu krzesła.
- Dzień dobry. - Przywitał nas bardzo atrakcyjny kelner o latynoskiej urodzie.
- Dzień dobry. - Odpowiedzieliśmy jednocześnie, jakby chórem, po czym spojrzeliśmy po sobie, wybuchając śmiechem. Pracownik kawiarnii także się zaśmiał.
- Ja poproszę herbatę z owoców leśnych. - Zdecydował mój przyjaciel, przeglądając elegancko kartę. Zdezorientowana otworzyłam swoją.
Kelner zapisał zamówienie Eliotta, po czym spojrzł na mnie.
- A ja poproszę zieloną herbatę. - Wręczyłam kelnerowi obie karty.
W oczekiwaniu na herbatę Eliott gadał i gadał. Usta mu się dosłownie nie zamykały...Ale ja potrzebowałam taki przyjaciół przy mojej małomówności.
- Proszę, oto pańskie zamówienie. - Kelner z gracją ustawił filiżanki przed naszymi twarzami.
- Dziękuję.
Teraz mogłam mówić. Mogłam go uświadomić jak bardzo nienormalną ma kumpelę.
Opowiedziałam mu o snach, o obrazach, wizjach, nawet pokazałam mu moją rękę i nogę. A na koniec zostawiłam najgorsze. Powiedziałam mu o chorobie Feliksa.
Podszedł do mnie i przytulił mnie mocno. Ja powiedziałam coś w stylu " wszystko dobrze" i znów zajął swoje miejsce.
Wbrew moim przeczuciom nie uznał mnie za anormalną.
- Wiesz, mnie też śniły się podobne rzeczy... - Uderzał się lekko opuszkami palców w policzek tworząc gest namysłu.
- Serio?
- Tak...
- Zaczyna się robić nieciekawie... - Zauważyłam, a on bez jakiegokolwiek zdenerwowania popił herbatę.

9.Another chit

Dowiedziałam się, że Eliott zamieszkał niedaleko mnie. Ucieszyła mnie ta wiadomość, lecz musiałam wracać do domu, do Feliksa. Nie chciałam dalej tracić bezcennego czasu. A zegar nieubłagalnie tykał.

Wróciłam dosyć szybko, a Feliks już na mnie czekał.
Przywitał mnie pocałunkiem, a ja zaczerwieniłam się odrobinę. Szybko przeszłam do tematu i powiedziałam mu o mojej wpadce w bibliotece oraz o bliznach, które pojawiły się na mojej nodze najprawdopodobniej przez sen. Z jego wyrazu twarzy rozczytałam, iż bardzo go to zmartwiło. Przytuliłam go na pocieszenie i weszliśmy do środka.
- No wreszcie... Obiad już dawno gotowy. - Takimi słowami przywitała nas Katem w czerwonym fartuchu.
- Nam też miło Cię widzieć. - Odpowiedziałam sarkastycznie.
Ruszyliśmy w stronę kuchni. Katem ekspresowo podała nam sałatkę. Tak samo ekspresowo ją zjadłam.
Później wyszłam z Feliksem na spacer. Rozmawiając przechadzaliśmy się po lasach. I właśnie takim sposobem, nim się spostrzegłam, minął tydzień naszych ostatnich dni bycia razem. Bardzo nas to zbliżyło, lecz na to było już za późno...
Moje życie już zdawało się układać, gdy pewnego wieczoru, a mianowicie 12 lipca, znalazłam kolejną karteczkę.
Stałam jak wryta, wpatrując się w karteczkę. Sam widok mnie wykańczał.
Gdy się ocknęłam ruszyłam w stronę laptopa. Przepisałam słowa i przetłumaczyłam tajemniczy tekst. Na ekranie komputera wyświetlił mi się napis:
" Uważaj na swoich bliskich ". Przez chwilę nie mogłam oddychać, lecz po chwili udało mi się wziąść wdech. Musiałam się uspokokoić, oddychać głęboko i przez sekundę nie chciałam myśleć o kolejnej karteczce. Ale tak się nie dało...
- Co to ma do cholery znaczyć?! - Rzuciłam rozwścieczona porcelanową figurką o ścianę.
Rzuciłam się na łóżko, byłam taka zdołowana, wściekła, podenerwowana i zazdrosna o piękne życie innych ludzi.
Zaszlochałam tak głośno, że o mało co nie obudziłam taty.
Płakałam długimi godzinami, wpatrując się w ciemność. Przechadzałam się po domu, od drzwi do drzwi, od okna do okna, co chwilę zerkając na budzący we mnie zażenowanie budzik.
Wresznie zmęczona życiem, opadłam na łóżko. Sen wydawał się być w tej chwili dla mnie wybawienie, lecz już po momencie zaczęłam mieć do siebie pretensje, że znów zasnęłam.

Moja wizja wzięta rodem z horroru tej nocy przedstawiała las blisko mojego domu. Szybkim krokiem szłam przed siebie, wyraźnie czegoś poszukując i rozglądając się nerwowo. Rzeczywiście nie dziwiłam się dlaczego postać przedstawiająca mnie, ogląda się za siebie. Sceneria lasu budziła we mnie niepokój, czułam dziwną atmosferę i unoszący się wokół mnie odór, przyprawiał o ból głowy. Ech, wzdrygam się na samą myśl tego wspomnienia.
Chłód i bardzo mocna, poranna mgła nie pozwoliły mi się dopatrzeć niczego dziwnego...

Obudziłam się, czując gęsią skórkę na całym ciele. Podniosłam się i usiadłam dawając kolana pod brodę. Myślałam o tym co przed chwilą zobaczyłam.
"Dziewczyno, przecież nic przerażającego tam nie zobaczyłaś, uspokój się. " - Szeptał mi podświadomie mój umysł. Lecz mimo to panicznie się czegoś obawiałam. Nie tego, że Feliks na 99.9 procent umrze, nie tego, że zostanę praktycznie sama...Nie wiedziałam o co mi chodzi. Nie znałam samej siebie.
Słone łzy ciekły po moich policzkach. Ból rozrywał moje ciało od środka, a nieustanne kłucie w klatce piersiowej było nie do wytrzymania.
Bałam się. Cholernie bałam się obecności samej siebie. Czułam się okropnie. Tak jakby nikt już nie mógł mi pomóc...
Godzinami wpatrywałam się w zegar, płacząc głośno. Aż nagle drzwi do mojego pokoju otworzyły się , głośno skrzypiąc. Zobaczyłam Katem z bardzo zmartwioną miną. Podeszła do mnie i usiadła na łóżku, obok mnie. Bez słowa przytuliła mnie mocno.

2828 wyświetleń
44 teksty
2 obserwujących
  • baśka_

    7 November 2010, 16:08

    brak mi słów..
    po prostu cudowne, szczególnie jeszcze że ten jej chłopak umiera, płakać mi się przez ciebie chce ;)
    czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy ;)

  • 4 November 2010, 17:16

    Zaskakujący ciąg dalszy... Ciekawa jestem, co będzie dalej :)

    Pozdrawiam ;*