(...) Senny dzień, za oknem deszcz, spadek ciśnienia, a ją bierze...(do rymu) Nie tak wyobrażała sobie (jeszcze) jesienne morze, szum roznegliżowanych gałęzi drzew i krzyki mew. Nie tak, to nie ten czas, nie ten dzień. Odpuściła sobie wyjście z domu, zerknęła na cukierniczkę - westchnęła, powieka jej drgnęła i łza popłynęła. Nie chciała płakać, chciała być silna. Kolejna łza...rozterka serca jest temu winna...a może cukierniczka, która była napełniana przez ręce kochane, by mogła pić słodką, gorącą kawę. Słodycz tego cukru jakby zmalała. A może to tęsknota - może za bardzo kochała: serce ciepłe, usta wykrzywione, zmarszczki, oczy zamglone, ręce spracowane i myśli skołowane....zdjęcia przeglądane o czwartej nad ranem...zapominanie. Wiedziała doskonale, nie wolno aż tak kochać. Kochała, dzisiaj nie żałuje tego, no może jednego, że tak mało mówiła o Nim, o Wyjątkowej, Wielkiej Osobie, powinna mówić znacznie więcej, jednak milczała wszystkiego nie opowiadała, w tajemnicy trzymała, by nie zapeszyć uczucia cennego. Do dzisiaj nie wie czy coś wyjdzie z tego. Nadzieję ma - Ona umiera ostatnia... Odwiedziny na cmentarzu pozostają, rozmowa chłodna, zapalona świeca, modlitwa cicha i oczekiwanie na cud.