Menu
Gildia Pióra na Patronite

In Insane Reality

Luna_Schell

Luna_Schell

Rozdział trzeci~

Pora lunchu. Niestety Sachi w ogóle nie potrafiła gotować, więc musiała pójść do sklepiku szkolnego. Jakże było jej wielkie zaskoczenie, gdy zauważyła kolejkę niemalże na cały korytarz. Teraz sama nie wiedziała czym się dziwić, tym, że wszyscy stoją posłusznie w jednym rzędzie, czy może długością owej kolejki.
Zrezygnowana, ruszyła z powrotem, gdy znów zobaczyła intrygującego ją chłopaka. Widziała jak dostaje od dziewczyn pudełka z śniadaniem oraz jak zaczerwienione uciekają od niego. Wpatrywał się tylko beznamiętnie w owe rzeczy, kiedy poczuł na sobie dość mocny wzrok i zwrócił twarz w tym kierunku. Nagamoto widząc to szybko się odwróciła i ruszyła do sali, a po drodze brzuch dokuczał jej niemiłosiernie.
Położyła się załamana na ławce i zwróciła głowę w stronę okna, gdyż siedziała w przedostatniej ławce w rzędzie pod oknem. Nagle przed nią pojawiło się pudełko z lunchem, a jej brzuch znów dał o sobie znać.
- Proszę - usłyszała „jego” głos, a następnie do jej uszu doszedł dźwięk przesuwnego krzesła z przeciwnej ławki. Usiadł na owy meblu odwrotnie - znaczy się w stronę oparcia krzesła.
- Nie jestem głodna - burknęła pod nosem.
-Jakoś twój brzuch mówi co innego - mówił miłym głosem i natarczywie wpatrywał się w jej głowę, gdyż jej twarzy nie mógł w tym koncie zobaczyć.
- Może i jestem, ale to nie zmienia faktu, że będę jeść danie przyrządzone dla ciebie przez twoją dziewczynę - specjalnie tak sformułowała to zdanie, ponieważ była ciekawa czy Shimizu kogoś ma. Nie rozumiała własnego zachowania. Po prostu te słowa same wypływały z jej krtani.
- Ja nie mam dziewczyny, a osobę którą prędzej widziałaś nawet nie znam. Była to po prostu kolejna z dziewczyn zakochanych we mnie - stwierdził beznamiętnie i wreszcie Sachiko raczyła go wzrokiem - Więc nie masz co się martwić. Jestem wolny, lecz na nieszczęście dużo dziewczyn za mną lata. Musisz się pogodzić z konkurencją.
- Hę? - tylko tyle wydobyło się z jej krtani. - Uwierz, że nie wierzę w miłość od pierwszego wejrzenia oraz nigdy nawet nie byłam zakochana, więc nie mam żadnych powodów, aby być zazdrosna, a w szczególności o taką osobę jak TY. - Ostatnie słowo dość mocno podkreśliła, ale w tym momencie brzuch dał głośno o sobie znać.
- Upieraj się dalej, ja swoje wiem - uśmiechnął się w jej ulubiony sposób (?). Tak, mimo wszystko od kiedy po raz pierwszy zobaczyła ten uśmiech to go po prostu pokochała- a co do owego dania. To jest mojej własnej roboty.
- Twojej roboty? - spytała naprawdę zdziwiona. - No nie gadaj, że umiesz gotować.
- A co w tym takiego trudnego? - teraz to on był zdziwiony.
- Nie no… po prostu gotujący chłopak… no wiesz… to trochę dziwne - straszę jej się słowa plątały, przez co do głowy Kyou wpadło pewne pytanie.
- Nie umiesz gotować? - gdy to usłyszała spojrzała mu prosto w oczy, a następnie zniżyła wzrok.
- Tak… - przyznała się.
-Dziewczyna nie umiejąca gotować? Od początku wiedziałem, ze ty jakaś dziwna jesteś - stwierdził rozbawiony.
- Ej, no! - wyprostowała się. - Nie muszę mieć talentu do wszystkiego.
- A do czego masz? - spytał jakby podłapał temat, lecz po prostu tym sposobem chciał się czegoś o niej dowiedzieć.
- Do pisania - odparła dumna. - A myślisz, że niby dlaczego jestem w klasie „B” ?
- A no tak… są tu kujony, którzy uczą się z zakresu literatury, psychologii i takich dupereli…
- Powiedział wielki pan chodzący do „D” z zakresu leczenia - odparła takim samym sposobem co on, lecz brzuch znów dał o sobie znać, a jej mina zrzedła.
- Mimo wszystko proszę, częstuj się moim lunchem. Może ci zasmakuje. - Nie potrzebowała więcej. Otworzyła pudełko, a w nim zobaczyła dość nietypowe bento. Znajdowało się tam dość dużo słodkich rzeczy jak na przykład taiyaki, które zapewne było nadziewane słodką czerwoną fasolą Azuki.
- Nie dość, że sam słodki to jeszcze słodkie wpierdala… - myślała, ze powiedziała to w myślach, lecz tak naprawdę szepnęła, ale na jej nieszczęście tak głośno, że owy chłopak, o którym była mowa usłyszał.
- Jak mniemam był to pierwszy komplement z twoich ust kierowany do mnie - uśmiechnął się zalotnie. Spojrzała na niego zdziwiona i zdała sobie sprawę z tego co zrobiła.
- Tylko nie myśl sobie przez to za wiele - odrzekła i zabrała się za jedzenie.
Dalej lekcje minęły bez zarzutu. Wreszcie oswobodziła się z towarzystwa Kyouichi’ego, a w zamian za to zajęła się pogłębianiem znajomości z koleżankami z klasy. Z tego co się dowiedziała to w szkole jest dużo zajęć pozalekcyjnych, choć najpopularniejsze z nich to koło muzyczne oraz kulinarne. Oczywiście też jest dużo sekcji sportowych typu kendō, kyūdō czy jūdō bądź iaidō. Była owym faktem naprawdę zachwycona. Zawsze chciała bardziej rozwinąć się w jakimś kierunku z bronią białą. Oczywiście od małego była uczona aikido, ale zatrzymała się i jak na razie zakończyła swą naukę na stopniu 4 dan. Dalej pamiętała łzy szczęścia swojej mamy. Cóż, w końcu nie było to nawet tak dawno. Półtorej roku temu podczas trzydziestych siódmych urodzin jej zmarłego taty.
Niestety, ale kiedy zajęcia dobiegły końca nie miała już takiej wesołej miny. Szybkim krokiem wracała do domu, aby mieć trochę więcej czasu zanim spotka się z Shimizu. Nawet jeśli wiedziała, że dowie się dużo przydatnych rzeczy to zdawała sobie sprawę, iż nic za darmo. Najlepsze jest to, że chciała jakoś się od tego wymigać i wypytywała dziewczyny o różne tradycje w Kamiyoshi, lecz jej trud poszedł na marne. Unikały tego tematu jak ognia. Nie potrafiła zrozumieć owego zachowania, ale wiedziała, że już za niedługo wszystkiego się dowie.
Ostatnie poprawki przed lustrem i przyjęcie maski obojętności. Niby nie zależało jej na dobrym wyglądzie, lecz w zwyczajnych ubraniach nie mogła wyjść. Taka kobieca natura. Ubrała swój ulubiony, lekko już wyciągnięty sweter z długim rękawem w białe i granatowe paski, swoje najwygodniejsze czarne rurki i niebieskie buty na obcasie. Włosy zostawiła rozpuszczone. Z biżuterią też jakoś specjalnie nie przesadzała. W lewym uchu miała trzy dziurki i na każdą z nich nałożyła trzy identyczne małe kolczyki z czarnym oczkiem, które różniły się tylko rozmiarem. Z drugim uchem zrobiła tak samo, lecz tam miała tylko dwie dziurki oraz jedną na kości chrzęstnej, ale tam wolała nic nie zakładać. Nie nałożyła żadnych wisiorków bądź bransolet - nie lubiła ich. Oczywiście tradycyjnie na jej serdecznym palcu lewej dłoni był pierścień z jednym większym i ośmioma mniejszymi brylancikami. Był to prezent od jej babci. Dostała go w wieku pięciu lat, a poprzednia właścicielka mówiła, iż też w tym wieku go dostała. Do dziś pamięta jak cały tydzień chodziła wesoła i pokazywała go każdemu, a najbardziej chwalił się nim tacie, w końcu była prawdziwą córeczką tatusia.
Z rozmyśleń otrząsnęło ją pukanie do drzwi. Szybko zbiegła na dół i przekręciła klucz w zamku.
- Witaj, moja droga - ukłonił się nisko i przejechał po niej wzrokiem. - Widzę, że z mojego powodu nawet obcasy założyłaś, to dobry znak.
- Mógłbyś nie denerwować człowieka na samym wstępie? - spytała naprawdę rozdrażniona. Jakoś teraz nie miała ochoty na takie głupie gadki. Dopiero co przywołała stare wspomnienia. A może to właśnie jest ta zmienność humorów u kobiet? Wzięła swoją torebkę i wyszła z mieszkania.
- Widzę, że ktoś tu ma zły humorek.
- Brawo za spostrzegawczość - jej sarkazm aż ranił uszy. Kiedy już zamknęła drzwi, odwróciła się w jego stronę.
- Mam coś na poprawę samopoczucia~ - uśmiechnął się szeroko i zaczął grzebać w kieszeni, by po chwili wyjąć czekoladowe pocky. Nie musiał jej nawet ich dawać. Na sam ich widok nie mogła powstrzymać śmiechu.
- Ty to masz pomysły - tym razem to ona zmierzwiła jego włosy. - Czy po mnie aż tak bardzo widać, że lubię czekoladę?
- Wiesz, przez ten sweter nie widać aż tak dobrze twojego brzucha, więc gdybyś była skora go podciągnąć…
- Cofam pytanie - rzuciła szybko i zabrała mu pocky. - A teraz może lepiej zdradź mi gdzie chcesz się udać? - Spytała jedząc już jednego z nich.
- Chciałaś się trochę dowiedzieć o tym miejscu, więc pomyślałem, że zabiorę cię do najciekawszych miejsc tutaj.
- Prowadź - machnęła ręką i zajadała się dalej.
Chodzili dobre trzy godziny po wiosce, a ona zdążyła dużo się o owym miejscu dowiedzieć. Poznała ich zwyczaje, niektóre wierzenia, powierzchowną historię i dowiedziała się o najbardziej znanych ludziach w Kamiyoshi. Oczywiście w zamian także opowiedziała o sobie. O tym, że w dniu ósmych urodzin zginął jej tata, że posiada heterochromię, że kocha zieloną herbatę i jest uzależniona od mitologii japońskiej i celtyckiej. Niby wszystko co potrzebne oboje już wiedzieli, lecz dla Sachiko najlepsze zostało pozostawione na koniec.
- Sto lat temu zdarzyło się tu cos co niełatwo wytłumaczyć. Jest to na swój wzór legenda, ale jak to ona ma w swoim zwyczaju - zawarte jest w niej ziarnko prawdy. Pierwsze dziecko, które urodziło się w Kamiyoshi nazywało się Reina Shirotsuki. Dzisiaj ludzie mówią, że nawet jej imię nie było przypadkowe. Reina po hiszpańsku znaczy królowa, shiro w japońskim to biały oraz również w tym języku tsuki znaczy księżyc. To tak jakby była królową białego księżyca, czyli mówi się, że ma to coś wspólnego z pełnią. Tylko przecież była ona wczoraj, a nic się takiego nie stało… - zamyślił się na chwilę, a ona zdębiała. Połączyła pewne fakty i nie wyszły z tego ciekawe wnioski.
- Ale wracając do tematu - kontynuował swój monolog. - Gdy była mała odróżniała się od swoich rówieśników i była nazywana wyrzutkiem. Nie odczuwała ona żadnego bólu i jak się później okazało - nie starzała się. Przestraszeni ludzie postanowili zabić dziewczynę. Oczywiście jej rodzice nie pozostawili ją i próbowali odeprzeć ataki, lecz zostali zabici. Dziewczyna widząc to, zabrała ciała rodziców, a następnie spaliła je. Prochy zamknęła w dwóch pięknych dzbankach, które oznaczyła napisami z własnej krwi. Stworzyła także mały ołtarzyk, w którym pozostawiła owe szczątki. Kiedy modliła się tam do rodziców - mieszkańcy dopadli ją tam i złapali. Na głównym placu odprawili ceremonię śmierci gdzie została ona spalona żywcem. Podobno, gdy było już po wszystkim, jej prochy poruszone przez wiatr poleciały, aż pod ołtarz dla jej rodziców. Kiedy chłopi wybrani do zniszczenia owego miejsca byli na miejscu zobaczyli postać Reiny całej we krwi i bez skóry. Nie pozwoliła im zniszczyć tego miejsca i powiedziała, że jeśli to zrobią - zginą. Następnie ludzie, którzy w to nie uwierzyli, udali się tam, lecz rankiem znaleziono ich zmasakrowane ciała, a na ziemi obok nich było napisane krwią “ZEMSZCZĘ SIĘ”. Owe słowa ziściły się, ponieważ osoby, które były w największym stopniu odpowiedzialne za śmierć Reiny i jej rodziców zostały zabite w niewyjaśnionych okolicznościach. Od tamtego momentu Reina jest naszym najważniejszym bogiem i zabije każdego, który opuści wioskę lub ją zdradzi. Co rok w dniu swej śmierci, czyli dwudziestego siódmego listopada wymierza osąd na osobach, które złamią owe zasady. Podobno Sora Salvator także została przez nią zabita. W wieku trzech lat przyjechała do Kamiyoshi, a po osiemnastych urodzinach zaczęła rozwijać swą karierę modelki i już więcej się tu nie pojawiła.
Kiedy skończył zapadła niezręczna cisza. Sachiko nie wiedziała co o tym wszystkim myśleć, a pewne rzeczy zaczęły doprowadzać do ogromnego bólu jej głowy.
- Dziękuję ci za poświęcony mi czas - uśmiechnęła się i pocałowała go w policzek. Musi się go teraz pozbyć. - Naprawdę to doceniam, ale teraz pozwól, iż się rozstaniemy. Jest trochę późno, a ja muszę rozpakować pewne kartony.
- Czekaj, czekaj. Odprowadzę cię.
- Nie trzeba. Chciałabym pomyśleć nad tymi wszystkimi rzeczami, o których mi opowiadałeś. Taki mały spacerek w samotności będzie w sam raz. -Kolejny sztuczny uśmiech i wymuszone pożegnanie. Tak naprawdę to chciała jak najszybciej znaleźć się w domu, a była pewna, że Shimizu będzie chciał przedłużać chwilę pożegnania. Spojrzała w niebo i ze zdziwieniem musiała stwierdzić, iż jest ciemno. A jeszcze przed chwilą jasno świeciło. Skręciła i weszła na dróżkę prowadzącą do jej domu. Było tu cicho oraz nie znalazłoby się tutaj teraz żadnej żywiej duszy, lecz jednak - ona coś słyszała. Odwróciła szybko głowę do tyłu, lecz nikogo nie zobaczyła. Karcąc się w myślach znów spojrzała do przodu, ale mimowolnie przyśpieszyła kroku. Jej oddech lekko przyśpieszył, a odgłos kroków stawał się coraz wyraźniejszy. Nawet zdawało jej się, że słyszała łamaną gałąź. Wciąż idąc, spojrzała do tyłu. Znów nic. Pokręciła głową i zanim zdążyła ją skierować w odpowiednią stronę - wpadła na kogoś. Przerażona krzyknęła najgłośniej jak potrafiła i cofając się potknęła o kamień. Wystraszyła się tak mocno, iż zemdlała, lecz przed tym zdążyła poczuć jak czyjeś ręce podtrzymują ją przed upadkiem.

362 wyświetlenia
15 tekstów
10 obserwujących
  • Sheldonia

    16 February 2012, 10:53

    Czytam:) Ciekawe, przyznam.