Menu
Gildia Pióra na Patronite

Mogiła smoka

Jessy

Jessy

Rozdział 6

„Samotność jest przedsionkiem śmierci.” -- Anne-Louise de Staël-Holstein

[muzyka] – Two Steps From Hell - Endless Night

Młoda dwójka siedziała spokojnie tuż przy brzegu oceanu Thoimor, obserwując zachodzące słońce, które oblegały młode Duszki Ognia, starając się zaczerpnąć jak najwięcej energii potrzebnej im do przeżycia nocy. Błękitne niebo powoli zabarwiało się na różowo, a od strony wschodu nadciągała czerń snu. Na horyzoncie szło zobaczyć pierwsze pięć gwiazd, które oznaczały pięciu bogów, jakim składano hołdy w Ledmonii. Najjaśniejsza z nich, umiejscowiona po środku wszystkich, symbolizowała Ojca czterech bogiń – Cytmusa, patrzącego na stworzoną przez młode panny rzeczywistość. Rudowłosa siedemnastolatka patrzyła na wszystko wciąż dziecięcymi oczyma. Według prawa jej rasy była zaledwie niemowlęciem, a chłopak siedzący obok przeżył już jedną dziesiątą swojego życia. Zaostrzone końcówki uszu wstrząsały się raz po raz, nieodporne na zainteresowanie małych owadów.

- Wierzysz, że wojna się kiedyś skończy? – zapytała dziewczyna, przerywając tym samym kojące dźwięki fal uderzających o piaszczysty brzeg.

- Sądzę, że tak – odparł pacjent Tessione, wstając z pnia, który wyrzucił tu ocean. Skierował swoje nogi w stronę jedynego wejścia na wysoki klif i, utykając lekko, opuścił córkę swojej Uzdrowicielki.

Nie podobało mu się, że coraz częściej pragnął jej obecności. Wiedział, że nie powinien był się do niej tak zbliżać. Chłodne stosunki pacjenta i przyszłej Uzdrowicielki w zupełności wszystkim wystarczały… Wszystkim, tylko nie jemu.

- Nohma, zaczekaj na mnie! – wykrzyknęła młoda Fenisce, zrywając się z pnia i biegnąc do elfa. Nie miała problemów z dogonieniem go, ale on wcale nie chciał jej uciec i właśnie dlatego powinien był zniknąć z tej wioski.

*

[muzyka] – Two steps from hell – Clair Voyant

- Mamo, dokąd poszedł Nohma? – zapytała dziewczyna, wcześniej przeszukawszy miejsca, w których lubił przebywać.

Czerwonowłosa kobieta poderwała głowę znad grubej księgi ingrediencji i spojrzała z pewnego rodzaju boleścią na jedyne dziecko. Wiedziała, że Fenisce jeszcze nie rozumie świata dorosłych, w którym przyszło teraz żyć całej rasie pół-feniksów. Każde uczucie jest dla niej nowe, a zachowania dojrzalszych - niezrozumiałe. Bała się reakcji córki na wiadomość, jaką musiała jej przekazać.

- Nohma wyjechał – odparła na pytanie dziewczyny, zamykając książkę.

- Ale… jak to? Przecież nie był jeszcze zdrowy! – wykrzyknęła oburzona, wymachując rękoma. Widziała, że elf wciąż utykał, dlaczego więc matka pozwoliła mu wsiąść na konia?

- To prawda, ale stwierdził, że tak będzie dla ciebie lepiej, Feni – wyjaśniła matka, prosząc gestem, by dziewczyna usiadła na taborecie przed nią. Rudowłosa posłuchała, nie rozumiejąc o co chodzi matce.

- Przecież ja nie miałam nic przeciwko niemu. Bardzo go lubię – mruknęła markotnym tonem, kładąc dłonie na dębowym stole. Było jej przykro, że Gilu foletto nie został choćby po to, by się z nią pożegnać.

- Wiem, Feni, ale Nohma jest dorosłym elfem, kieruje się dobrem innych, a nie szczęściem czy radością – powiedziała kobieta, zamykając księgę i składając ją na kolanach. Wyjęła z szufladki stołu błękitną kopertę, wykonaną z pewnością z Owocu Niebios, które było ulubionym drzewem dziewczynki. Na jej wierzchu wykaligrafowano delikatnym pismem imię rudowłosej siedemnastolatki.

- Jak to „dorosłym”? Przecież ma zaledwie 45 lat! – powiedziała z pretensją w głosie, patrząc na czerwonowłosą kobietę bez zrozumienia. Tessione podała córce kopertę i uśmiechnęła się pocieszająco. Teraz wiedziała, że Fenisce już niedługo będzie musiała opuścić Rosselam, w którym miały kwaterę na czas wojny, by udać się na szkolenie, do któregoś z trzech dworów Fuoco.

- Elfy żyją krócej, dziecko, pełnoletność osiągają w wieku trzydziestu lat – powiedziała, wstając. – Nohma chciał, żebyś to przeczytała. Ja muszę teraz iść na górę, do reszty pacjentów – oznajmiła, zabierając z półki nad kominkiem kilka kryształowych fiolek z lekami. Fenisce skinęła głową i, nie czekając na wyjście matki, otworzyła kopertę, chciwie zagłębiając się w treść.

List był… smutny, a młoda dziewczyna nie wszystko rozumiała. Bo czego więcej Nohma mógł od niej chcieć, oprócz przyjaźni? Dlaczego sądził, że jest zbyt młoda dla elfa jako towarzyszka? Czy kierowanie się jej dobrem naprawdę stało się główną przyczyną opuszczenia miasteczka, czy tylko sposobem na pozbycie się natrętnego dziecka?

Bolał ją ten nagły wyjazd. Czuła jakby coś chłodnego opadało na jej gorące, ogniste serce. Była przestraszona, a ból w klatce piersiowej powodował, że po policzkach, pierwszy raz w życiu, ciekły jej parzące łzy.

Gdy jej matka wróciła do kuchni, zrozumiała od razu, że jej dziecko, choć w tak młodym wieku, dojrzewało bardzo szybko i właśnie przeżyło swoją pierwszą, nieszczęśliwą miłość.

*

[muzyka] – Two step from hell - Dreams and Imaginations

- Fioletowa Łusko, przestań szaleć! Zrobisz krzywdę Fenisce! – wykrzyknęła już mocno przestraszona Haideth, której przydzielono niesforną parę przyjaciółek do szkolenia.

- Panno Ideth, nie ma się co martwić! Latałyśmy już z Łuską w ten sposób! – odkrzyknęła Fenisce, po czym wybuchła śmiechem, kiedy smoczyca zakręciła się w powietrzu. Połączyła się umysłami z przyjaciółką i zaproponowała lot nad morze, które na Sinokardzie leżało tuż obok dworu w Reyofie. Fioletowa smoczyca ryknęła ochoczo i natychmiast skierowała się na wschód, łopocząc zawzięcie jeszcze nie do końca wyrośniętymi i wykształconymi skrzydłami.

- Wracajcie tu natychmiast! – dało się słyszeć w oddali, ale obie panny zwyczajnie to zignorowały wołanie jedynej nauczycielki, jaka zgodziła się przygarnąć dziewczyny pod swoje skrzydła. Wszyscy inni wymiękali…

- Oni nas w końcu wywalą! – wykrzyknęła Fenisce, gdy zniknęły między śnieżnymi obłokami, zostawiając monumentalny pałac Fuoco w tyle.

- Nie ma szans – odparła, gardłowym rykiem smoczyca i obie pochyliły się do przodu, by przyspieszyć lot. Rozumiały się doskonale, a Haideth wiedziała od początku, że dwie dziewczyny są sobie przeznaczone jako Zaprzysiężone. Właśnie dlatego zgodziła się przyjąć na swoje barki naukę najbardziej niesfornych i krnąbrnych, ale przy tym najsympatyczniejszych uczennic w Sinokardzie.

Chłodne krople, osadzające się z chmur na ciałach dwóch przyjaciółek, sprawiły, że nim doleciały na brzeg morza, były całe przemoczone, ale śmiejące się w głos. Jako, że obie panowały nad żywiołem ognia, nie miały najmniejszego problemu z ogrzaniem się i wysuszeniem.

Gdy Fioletowa Łuska wylądowała, Fenisce zsiadła z jej grzbietu i pogładziła ze swego rodzaju czułością mieniące się w słońcu na różne odcienie fioletu łuski, obserwując jak refleksy padają na jasne drobiny piasku. Następnie odsunęła się na sporę odległość, a smoczyca stanęła na tylnych łapach i zamachała skrzydłami, po czym wypuściła z paszczy małą stróżkę dymu o kremowej barwie, który zaczął się wokół niej owijać. Wielkie cielsko zaczęło szybko znikać, łuski mięknąć i przybierać kolor podobny do koloru dymu, a cały fiolet uchodził na czubek głowy, z którego wyrosły króciutkie włosy. Po kilku sekundach Fioletowa Łuska stała przed Fenisce, równa wzrostem i kształtem ciała, uśmiechnięta od ucha do ucha i pachnąca kadzidłem zawierającym kwiaty Linquvii.

Fenisce patrzyła na nią przez chwilę z podziwem zmieszanym z rozbawieniem, ale chwilę później obie biegły, ramię w ramię, po plaży, chcąc ukryć się przed nadlatującą Haideth, która po raz kolejny chciała ściągnąć je do dworu za pomocą jej pegaza. Obie przyjaciółki ukryły się za skałami, w których już kilka „wypadów” temu znalazły jaskinię, nie zaznaczoną na żadnej z map Fuoco. Była świetną kryjówką dla dwóch niepokornych dziewcząt.

*

- Jak myślisz? Kiedy się obudzi? – zapytała Carpene, dotykając bladej dłoni Fenisce. Dziewczyna od ponad doby od spalenia leżała w bezruchu, obserwowana przez czujne oczy Corna, fioletowowłosej dziewczyny i czterech drzewców. W labiryncie urządzono mały kojec dla dziecka Gilu foletto, które spało spokojnie, a Carpene zajmowała się nim, choć z niechęcią.

- Nie wiem, ale nie należy tego przyspieszać. Ona jest teraz w krainie wspomnień – odparł pegaz, składając łeb na wyprostowanych przed sobą kopytach. – Obudzi się, nie ma powodu do obaw, skoro odrodziła się z popiołów – dodał, widząc zaniepokojenie w twarzy kobiety.

- Oby – powiedziała Carpene, wstając i spoglądając na wschód, gdzie właśnie pojawiało się słońce, rozpraszając mrok pokrywający Zajrydę. – Oby – dodała i zniknęła wśród zakamarków labiryntu.

18 376 wyświetleń
217 tekstów
10 obserwujących
  • Shadow_lady

    28 March 2012, 20:57

    Chyba je sobie ukradnę do zeszytu;)

  • Jessy

    28 March 2012, 20:34

    Bardzo cieszy mnie Twoja opinia:D

  • Shadow_lady

    28 March 2012, 19:08

    Ciekawy rozdział i niezwykle barwne opowiadanie;)
    pozdrawiam.