Robienie czegoś na ostatnią chwilę nie jest dobre. To przejaw niechlujstwa albo megalomania lub połączenia tych dwóch rzeczy. Lost wszystko odkładał na potem, jak te książki z lewej na prawą. Ze stoickim sposobem bił się z myślami która zwycięży. Czuł że powinien zadzwonić do Desires przeprosić za swoje zachowanie. Uważał też że to wszystko przez nią i gdyby nie jej problem to on by nie musiał teraz tłumaczyć dlaczego sasnął podczas ich rozmowy.
Chwycił za słuchwkę, sekretarka połaczyła go z Des.
- Chcialem wytłumaczyć moje zacho...
Des przerwała mu, bo jako nie uznająca żadnych reguł dobrego zachowania, weszła w słowo i on nie miał
prawa sie tłumaczyć. Była gadatliwa, część przepuszczał jak przez sito poszukiwacze złota - wodę.
- to nie była Pana wina, to ja przepraszam, nie musimy dokańczać, dopisałam puentę sama.
Poszło wczoraj do druku.
- dobrze, dobrze, powtarzał jak mantrę, zdziwiony.
- Jak Pan chce może pan przyjść zobaczyć całość
- Nie, wierzę że poradziłaś sobie dobrze. Lost żachnął się, nie był z Des na ty.
- Proszę pani
- Des śmiała się w słuchawce bo wiedziała że Lost był zakłopotany. Ona przecież nie dbała o takie sprawy.
Śmiała się jeszcze a lubiła się śmiać jak nikt inny z byle czego i gdziekolwiek, to mogło irytować.
- Może ja przyniosę Panu tekst, będzie szybciej. Des była szybka jak sarna i wiedziała dużo.
Była jak bomba zabawka*, śmieszna i niebezpieczna, intrygujaca.
- Podam Pani adres.
- Nie trzeba, znam go, do widzenia, Des odłożyła słuchawkę
- Do widzenia, odparł Lost osłupiały z wrażenia czy z przerażenia?
Zastanawiał się.
cdn
/by Rosa Thomson/
Autor