Menu
Gildia Pióra na Patronite

NIM ZBURZYLI BASTYLIĘ cz. 3

fyrfle

fyrfle

Rano słuchał Starego Dobrego Małżeństwa i dopiero wtedy uświadomił sobie, że przecież może wziąć na plecy namiot i śpiwór i wyruszyć w wędrówkę po Polsce, do kiedy mu sił wystarczy. Czy dzisiaj istnieją jeszcze Potęgowe, u których można znaleźć nocleg - myślał. Którym można by pomóc wyłudzić odszkodowanie od PZU? U których można by się naźryć chleba ze smalcem i z ogórkiem kiszonym. Raczej słyszał, że wędrowców bestialsko katują gimnazjaliści lub dresiarze, którzy po prostu zabijają wyrzucając z siebie w ten sposób lenistwo, brud, tępotę, pretensje do garbatego, zazdrość wszelką, nienawiść do poukładanego życia, zwyczajne bandziorstwo - ich winę, ich wielką winę, ten stedowy bezpardon betonowy, w którym nie było już człowieczeństwa, tylko zbydlęcenie, często spotykane w czworakach drugiej Rzeczypospolitej, co to nienawidziło córki dziedzica i w czystej nienasyconej morderczości zaprowadziło ją na łąkę, gdzie w starej wierzbie rozdrażniło szerszenie, aby zadały słodkiej dwunastolatce okrutną śmierć. W każdym razie telewizyjne wieści nie wróżyły akceptacji tłuszczy ludzkiej dla wędrowania.

Wziął i założył psu smycz. Poszli. Chodzili między blokami. Uświadomił sobie, że źle widzi podczas tego akurat spaceru. Rozpoznawał sylwetki, ale nie widział twarzy. Na wszelki wypadek mówił dzień dobry i bingo! Okazywało się, że niewyraźna postać była jednak tą o której myślał, że idzie: sąsiad, pielęgniarka, emerytowana nauczycielka, wielce cycata gimnazjalistka, o której biuście 100 F myślał - niebem jej powodzenia, czy tylko barokowym nadmiarem niepożądanej aż tak obfitości, choć pięknej i zatrzymującej przecież wzrok i w wielu wzbierającej nadmiar śliny, którą trzeba połykać, a żona patrzy i widzi wędrującą grdykę od dołka u nasady szyi po migdałki. Dziwne. Kojarzył to z jakimś stanem psychicznym, nie z psującym się wzrokiem. Na chwilę ta piętnastolatka wzbudziła w nim myśli inne od zasadniczych. Co wybrać? Gdzie pojechać, albo może pójść do nikąd, mimo niebezpieczeństw. Co kręgosłup odpowie na plecak? Co płaskostopie odpowie na kilometry kroków? W objęciach Chrystusa Króla dać się utulić w Świebodzinie? W objęciach chętnej Marokanki płonąć na kampie w słonecznej i namiętnej Andaluzji, choć biednej przecież, ale i niesamowicie pięknej.

Tymczasem ona przysyłała ememesy ze zdjęciami plebani angligańskiej w kurorcie na południu Anglii, gdzie mieliby mieszkać w romantycznym pokoju na poddaszu, pełnym wilgoci jeszcze z wczesnej młodości królowej Wiktorii. Parapetu z gołębiami w oknie też pamiętającym epokę wiktoriańską niestety. Nadzieja podpowiadała właśnie tą przyszłość i z nią przyszłość, tylko jak rozpędzić wszystkie te niepewności? Dziwne. Dwoje dorosłych ludzi, którzy wiedzą, że bardzo pragną siebie, ale bardzo boją się rozmawiać, jak rozplątać wszystko to co trzeba rozplątać, aby w sumie dać sobie wzajem rozkosz, spokój i szczęście. Nie umiał tego w sobie logicznie poukładać. Wziął się do pracy. Wziął się do pracy, aby odpędzić myśli od niej. Może wrócić do tematu gdzieś koło świąt Bożego Narodzenia? Może dać sprawom czas, aby się potoczyły? Nabrały przejrzystości i gotowości do oczywistych rozwiązań, które w miarę dojrzewania staną się prostymi?

Pochłonęły go zajęcia na działce i w altanie. Potem przyszedł sąsiad, więc zaproponował mu piwo. Miał skrzynkę Zamkowego Export. To siedzieli i rozmawiali o grzybobraniach i defolracji dziewczynek w wieku jedenastu lat, która to plaga działa się w ich podstawówce, ale nie budziło to większego zgorszenia, raczej dyskusję o konieczności nieograniczonego dostępu do antykoncepcji, co było realizowane w ich grodzie piastowskim przez jedną panią ginekolog, która wolała zapobiegać dziecinnym ciążom, niż prowadzić ciąże dzieci.
Przyszli pod wieczór na działkę. Żona, córki i syn. Z pretensjami przyszły, że odkurzone i tak dalej. Że na działce pozwolił sobie na zrobienie pewnych rzeczy po swojemu. Nie pytał o zgodę. Że albo znajdzie zaraz pracę albo go nie chcą oglądać. Bo wstyd im w pracy za ojca który nie pracuje. Ciągle muszą koleżankom tłumaczyć - jak to jest, że inni emeryci pracują, a on nic, tylko pisze wiersze i czy wreszcie uświadomił sobie, że to jest nienormalne? Zaczęły na poważnie grozić mu ubezwłasnowolnieniem. Oczywiście po tych tyradach, to nie za bardzo miał ochotę wracać do domu. Zadzwonił do niej i powiedział, że dobrze by było gdyby mógł zaraz wsiąść do pociągu i przyjechać do niej. Zgodziła się. Miał ze sobą portfel. Poszedł na stacje PKP. Po drodze wyrzucił telefon do stawu. Wsiadł do "żółtka". Miała przyjechać do niego na dworzec. Mieli się spotkać przy tej żabie niedaleko Mc Donalda. I spotkali się.

297 721 wyświetleń
4773 teksty
34 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!