PSIA DUSZA To tylko pies, tak mówisz, tylko pies... A ja ci powiem Że pies to czasem więcej jest niż człowiek On nie ma duszy, mówisz... Popatrz jeszcze raz Psia dusza większa jest od psa My mamy dusze kieszonkowe Maleńka dusza, wielki człowiek Psia dusza się nie mieści w psie I kiedy się uśmiechasz do niej Ona się huśta na ogonie A kiedy się pożegnać trzeba I psu czas iść do psiego nieba To niedaleko pies wyrusza Przecież przy tobie jest psie niebo Z tobą zostaje jego dusza. .
/Barbara Borzymowska
…i stało się, że został mu już tylko przyjaciel z wiecznie wilgotnym nosem i merdającym ogonem. Nie miał już żony a dzieci porozjeżdżały się po dalekim świecie. Codziennie przemierzał z psem cmentarne alejki, by kilka godzin spędzić w miejscu, gdzie spoczywała jego ukochana…Siadał na ławeczce i rozmawiał z nią, tak jakby żyła... Pytał o zwykłe codzienne sprawy, z którymi nie mógł już sobie poradzić…a ona dawała mu wskazówki… Pies siedział cierpliwie wpatrzony w nagrobek i kiwał głową tak jakby również słyszał wydobywający się z zaświatów głos swojej ukochanej pani… Czuwali tak zawsze do zachodu słońca a później powolutku człapali do swojej drewnianej chatki pod lasem. Od śmierci ukochanej wszystko było już inne…koniki polne nie śpiewały tak wesoło, sarnie oczy nie śmiały się jak zawsze a bocian na dachu wydawał się taki zagubiony i smutny…Tylko leciwy pies, wieczny przyjaciel dwoił się i troił, by pocieszać staruszka... Zaczepiał go, gdy ten zbyt długo rozmyślał, siadał grzecznie przy nim, gdy modlił się i zlizywał łzy, gdy płakał…Robił wszystko, by wypełnić pustkę w samotności ukochanego człowieka… Pewnego dnia staruszek zachorował i to właśnie pies sprowadził pomoc z najbliższego sąsiedztwa, lecz starszy człowiek nie miał już woli życia i za kilka dni odszedł w krainę wiecznej miłości, gdzie czekała na niego jego ukochana istota… Gdy przyjechali synowie, wręczono im kartkę z ostatnią wolą. Koślawymi literkami napisane było tylko jedno zdanie…” zaopiekujcie się moim psem „ Młodszy syn postanowił, że zabierze psa ze sobą, lecz zwierzak zniknął…Dopiero, gdy synowie rozjechali się do swoich domów od czasu do czasu pojawiał się z sarnami tuż przy starej, opuszczonej chacinie… Później widywano go codziennie przy wspólnym grobie swoich ukochanych przyjaciół. Siedział smutny z wilgotnym nosem i załzawionymi oczkami, wpatrywał się w nagrobek…tęsknił.…Niekiedy kiwał swoją mądrą łepiną, merdał ogonem tak jakby czuł obecność najdroższych sobie istot… Stawał się jednak coraz chudszy, słabszy aż w końcu uszło z niego życie…Opiekun cmentarza znalazł go o poranku martwego i łamiąc cmentarny regulamin, zakopał w grobie, w którym spoczywali jego właściciele…Wkrótce ich wspólny grób zarósł trawą ludzkiego zapomnienia… tylko od czasu do czasu o zachodzie słońca odwiedzały go sarny, świerszcze i niekiedy można było usłyszeć dochodzący z nieba trzepot bocianich skrzydeł…
Tak... czasem to zadziwiające, jak wiele uczuć ma w sobie istota, która jest tylko jedną z wielu, podlegających człowiekowi. Nie chcę uogólniać, pisać, że ludzie nie potrafią kochać. Skłamałbym... Tylko, że mało który z nas potrafi kochać właśnie w taki sposób. Rozstajemy się, szukając pocieszenia w innych ramionach... Wierność i obietnice są tylko ułamkiem wieczności, którą potrafimy bezlitośnie wydrzeć z serca i cisnąć o przymarzniętą ziemię... Paradoksem jest jednak to, że żyjemy w czasach, gdy powiedzieć : jesteś jak zwierzę bywa czasem lepszym komplementem, aniżeli porównanie do człowieka.
Niesamowite. Oddaje temat w tak poruszający i trafiający do serca sposób. Przyjaźń między człowiekiem a zwierzęciem jest największą ze wszystkich możliwych. Ludzie potrafią ranić, zwierzęta - tylko kochać. Pozdrawiam.