Menu
Gildia Pióra na Patronite

Le Col de Le Loup - 7

KompletnyBrakLogiki

KompletnyBrakLogiki

Przyznam, że trochę zapomniałam o tym miejscu oraz o fakcie, że LCdLL dodaję także tu >.< Ale dziś są dwa rozdziały :D

7.
Idę korytarzem w kierunku wyjścia, do szatni. Staram się iść jak najciszej, wtopić się w nieco poniszczone ściany. Co dwa metry są okna. Duże, szerokie, z widokiem na patio i boisko z betonu. Widoczna w szybach dziewczyna ma długie, białe włosy, związane w niską kitkę, papierową cerę, ubrana jest w zdecydowanie za dużą bluzę z wizerunkiem Nirvany, która zakrywa bandaże na nadgarstkach i brzuchu, czarne przetarte jeansy z dziurami oraz tego samego koloru glany. Przyglądam się wyblakłym oczom odbicia.
Odwróciłam wzrok od tafli szkła. Nie lubię siebie. Nie lubię odrazy kierowanej w moją stronę. Nie lubię się bać.
Nie lubię być sobą.
Ale mimo to znów jestem wystraszoną wersją siebie. Nieznajomy prosił mnie, żebym zeszła do szatni. Nie groził mi. Nie kazał. Prosił. Nie wiem, czego się spodziewać. Ale idę. Mam nadzieję, że to po co tam idę nie zajmie mi długo.
Schodzę schodami do piwnicy. Tam znajdują się szatnie uczniów. Skręcam w lewo, później w prawo. Po kilku sekundach dochodzę do boksu z numerem 21. Przez kraty widać kilka wieszaków, część jest zajętych. Widać też czarną torbę.
Moją torbę.
Czarna torba z białymi napisami. Kyokushin Karate. Dostałam ją od kuzyna, kiedy dowiedział się, że idę do domu dziecka. Daniel, bo tak się nazywał, był starszy ode mnie o dwa lata. Przez długi czas bronił mnie przed ojcem, a po moim wyjeździe odciął się od reszty, zarzucając im, że przez nich tak skończyłam. Często odwiedzał mnie i moich braci, jednak niedługo po ograniczeniu przez sąd praw rodzicielskich mojego ojca miał wypadek samochodowy. Nie przeżył.
Po kręgosłupie przeszły mi dreszcze.
W pośpiechu otworzyłam zamieszczone w bramce drzwi. Doskoczyłam do torby i otworzyłam ją. Były tam złożone w równą kostkę ciuchy, ręcznik, żel i szampon. Na wierzchu leży kartka. Delikatnie wzięłam ją w drżące ręce i zaczęłam czytać.
Masz tu rzeczy na trzy dni. W poniedziałek zostawię tu książki.
Baw się dobrze, Ingelosi. Dzwoń jak coś się będzie dziać.
666-358-798
Twój K.
Wypuściłam powietrze z płuc. Nie wiedziałam nawet, że wstrzymuję oddech. Zamknęłam torbę i wybiegłam na górę. Nie bawię się nawet w zamykanie szatni na klucz. I tak nikt tu nie wejdzie. Pobiegłam do sali numer 123, w której mamy znaczną większość zajęć zawodowych. Zanim weszłam na lekcję stanęłam przed drzwiami i zaczęłam wyrównywać oddech. Po chwili odepchnęłam się od ściany i weszłam do klasy, uprzednio chowając kawałek papieru do kieszeni bluzy.
-Aila, dlaczego się spóźniłaś?
-Przepraszam, byłam w szatni.
-Dobrze, siadaj- westchnęła, wpisała mi spóźnienie i wróciła do tematu lekcji.
-I jak?- szepnęła Sara, gdy tylko podeszłam do ławki. Bez słowa wyciągnęłam kartkę z kieszeni i położyłam ją przed brunetką. Ta natomiast zmarszczyła brwi czytając słowa zakreślone równym, chłopięcym pismem.
-Jesteś na mnie skazana- uśmiechnęłam się bez krzty wesołości.
-Cóż- westchnęła- Przynajmniej spędzimy ze sobą więcej czasu- uśmiech, który pojawił się na ustach dziewczyny był mniej radosny niż zazwyczaj. Po chwili powrócił jednak do naturalnego, bardzo pozytywnego wyrazu, który sprawiał, że twarz dziewczyny nabrała delikatnych, dziecięcych rys. Odwzajemniłam uśmiech i zaczęłam robić zadania, które pani Malwina nam zadała.

***
-Moich rodziców nie będzie w domu na weekend. Cała chata wolna- Sara zaśmiała się perliście, jednocześnie chowając telefon do kieszeni kurtki. Mi natomiast nie było do śmiechu.
Minęły dwie godziny odkąd skończyliśmy lekcje, więc już dawno powinnam być w placówce. Jednakże siedzę właśnie w autobusie i wracam z nastolatką do jej domu. Musiałam wyłączyć telefon, aby bidulaki mnie nie atakowały wiadomościami i nadchodzącymi połączeniami. Jedynie Nataszę poinformowałam, że nie będzie mnie do poniedziałku.
Ponadto czuję, że Sara powinna wiedzieć o mnie więcej. I o ile dom dziecka da się logicznie wytłumaczyć, to o wiele ciężej będzie z informacją o moim ‘drugim ja’. Tylko jak ja mam to zrobić, aby dziewczyna nie potraktowała mnie jak wariatkę?
~Masz doświadczenie z żyletkami. My będziemy regenerować się o wiele szybciej niż zwykły człowiek.
~Sugerujesz, że mam się przy niej pociąć? Wtedy już w ogóle stwierdzi, że jesteśmy walnięte!
-Aila, wszystko w porządku?
-Tak- powiedziałam drżącym głosem- Nie- dodałam po chwili- Nie wiem. Dzieje się zdecydowanie za dużo. I chyba tracę kontrolę nad wszystkim. Tylko raz w ciągu swojego życia tak miałam- szepnęłam chowając twarz w dłoniach. Uczucie bezsilności mnie dobija. Ręce dziewczyny objęły moje kościste ramiona.
~A masz jakiś inny pomysł?
~Nie.
~Możesz też jej nie mówić. W końcu nie bez powodu ludzie o nas nie wiedzą.
~Proszę, Adel, nie mieszaj mi.
~To twoja decyzja.
***
Po niecałej godzinie dotarłyśmy na osiedle pełne jasnych, zadbanych domków jednorodzinnych, otoczonych ogródkami. Dziewczyna pociągnęła mnie w stronę czwartego od strony przystanku. Elewacja budynku odróżnia się od innych. Jest jasnozielona, a na jednej z bocznych ścian namalowane są drzewa. Las. Mój wzrok powędrował na ogród, który również jest bujnie obsadzony drzewami i krzewami.
Usłyszałam śmiech dziewczyny, po czym zostałam pociągnięta w stronę domu. Nastolatka zaczęła przeczesywać torbę w poszukiwaniu kluczy. Po chwili wyciągnęła zgubę i otworzyła drzwi. Moim oczom ukazał się przestronny, biały hol. Meble z jasnego drewna wyglądają jak żywcem wyciągnięte z katalogu, a płaszcze i buty są równiutko ułożone. Nastolatka zdjęła z siebie kurtkę oraz buty i niedbale wsadziła je między resztę, burząc całkowicie ten ład.
-Chcesz coś? Do picia, do jedzenia?
-Nie, dzięki- powiedziałam zmieszana, ale dziewczyna już była poza zasięgiem mojego wzroku. Rozebrałam się i ruszyłam w stronę pokoju, w którym zniknęła brunetka.
Weszłam do białego salonu z dwoma wielkimi oknami na ogród i rozciągający się niedaleko zabudowań las. W pomieszczeniu umieszczonych jest wiele doniczek z różnymi roślinami. Z bujnej roślinności wystają głównie monstera dziurawa, filodendrony, zamiokulkas i draceny. Ze ściany przy schodach na górę kaskadami zwisa epipremnum złociste, tworząc jednogatunkową ścianę wertykalną.
-Mama uwielbia rośliny. Jest znaną panią architekt krajobrazu i chce, żebym przejęła po niej firmę- usłyszałam radosny głosik spomiędzy gęstwiny nasadzeń. Sara wyszła zza wielkiej, prostokątnej donicy, w której posadzone były trzy monstery- Mnie jednak ciągnie w stronę projektowania mody. Nie wiem jak ty, ale ja mam ochotę na pizzę. Chodź do mojego pokoju. Ty zamówisz, a ja poszukam jakiś drobniaków- dodała i znów mi umknęła. Pokręciłam głową z dezaprobatą, jednak na mojej twarzy widniał uśmiech. Zadziwia mnie ta dziewczyna. Radosna z wielkimi pokładami energii. Nie wiadomo, czy mój pobyt tutaj jej nie zagrozi, ale ona chyba nie zauważa zagrożenia.
Chwyciłam torbę i ruszyłam spokojnym krokiem za dziewczyną. W połowie schodów dotarł do mnie głos dziewczyny:
-Aila, chodź tu szybko! Ktoś tu był!
Zaczęłam biec po schodach, aby zobaczyć, o co jej chodziło. Już po kilku sekundach dotarłam do pokoju, który wyglądał, jakby przeszło przez niego tornado. Moją uwagę przyciągnęło łóżko, które było nietknięte. Leżała tam koperta. Położyłam torbę w wejściu i przeszłam przez stosy ubrań, aby zobaczyć, co na niej jest napisane.
Aila
Bez zastanowienia otworzyłam kopertę. Znajdowała się w niej karta do telefonu i list.
Zamień kartę i włącz telefon. Będziesz tam miała mój numer. I przeproś koleżankę za bałagan. Znam twoje plany. Nie pozwolę Ci się pociąć.
Twój K.
Podskoczyłam, kiedy ciepłe dłonie nastolatki zetknęły się z materiałem mojej bluzy. Nachyliła się nade mną czytając słowa zakreślone tym samym równym, chłopięcym pismem, co wcześniej. Nie patrząc na nią zamieniłam kartę w telefonie, następnie go uruchamiając. Chwilę po włączeniu urządzenia przyszła wiadomość.
K: Następnym razem nie wyłączaj telefonu. Chcę mieć z Tobą kontakt.
***
-O czym ty mówisz?! Jak to nie jesteś do końca człowiekiem?
-Sama nie tego nie pojmuję! Pewnego dnia jakaś kobieta powiedziała mi, że jestem jakąś zmienną, następnego zaczęło do mnie coś gadać w mojej głowie! Myślisz, że to łatwe ci o tym mówić? Jednakże nie chcę ukrywać przed tobą czegoś tak ważnego, zwłaszcza, że wciągnęłam cię w to bagno- poczułam jak na moje policzki wkrada się czerwień. Zaczęła do mnie docierać absurdalność wypowiedzianych przeze mnie zdań. Jednak zaczęłam ten temat, więc dotrwam do końca. A przynajmniej się postaram.
Jednak nim którakolwiek z nas zdążyła się odezwać, telefon dziewczyny zaczął wibrować, informując o wiadomości. Sara po zobaczeniu, kto do niej napisał, zamarła.
-To od niego. Pisze, że nie kłamiesz, oraz, że powinnam o to spytać rodziców- jej oczy powędrowały w moją stronę. Strach w nich był tak bardzo widoczny, że aż poczułam ukłucie bólu i wyrzuty sumienia. Wiem, że to przeze mnie się boi. Bo została w to wciągnięta z mojej winy.
Mogłam siedzieć cicho.
Podniosłam wzrok na sufit, aby ukryć napływające wraz z poczuciem winy łzy. Zamrugałam kilka razy.
~Nie maż się dziewucho. To w niczym nie pomoże.
~Dzięki za motywację do życia.
~Staram się pomóc. Może zadzwoń do niego? Pisał, żebyś to zrobiła. Za każdym razem.
Moje oczy otworzyły się gwałtownie, a na usta wpełzł szeroki uśmiech.
-Aila, co się stało? Aż tak ci do śmiechu?
-Pimpusia jest genialna!
-Pimpusia?
-Tak! Pimpusia, Adeliada, moja kotka!- rzekłam rozradowana, po czym chwyciłam telefon i wybrałam numer tajemniczego K.
-Co ty robisz?
Nie odpowiedziałam. Zamiast tego wybrałam numer Chłopaka. Rozległo się ciche piknięcie. Dałam na głośnomówiący, aby dziewczyna też słyszała. Kolejne trzy piknięcia, później cisza.
-Witaj moja mała Ingelosi.

2357 wyświetleń
24 teksty
3 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!