Menu
Gildia Pióra na Patronite

Miasto z moich wspomnień.

Pinky

Pinky

Przesunęła palcami po klawiszach laptopa, czekając, aż zaleje ją fala słów. Przynajmniej tak powinno być, choć po pięciu minutach bezczynnego siedzenia zaczynała mieć wątpliwości. Zapaliła papierosa, odrzucając paczkę za plecy. Miała rzucić, więc proszę, rzuca! W sensie dosłownym, bo skończenie z nałogiem wydawało jej się niemożliwe.

Zanurzyła się.
Przypomniała sobie ostatni tydzień, który niemal doszczętnie zrujnował jej mocne, bądź co bądź, nerwy. Nie należała w końcu do osób, które łatwo wyprowadzić z równowagi, a tymczasem wystarczyła wiadomość o wyjeździe do tego okropnego miasta, by migrena wypowiedziała wojnę. Jej częste, niespodziewane ataki były wręcz bulwersujące, a tabletki przynosiły tylko powierzchowną ulgę.
Dlaczego jej lokatorzy musieli wyprowadzać się tak nagle? Musiała rzucić wszystko, zapakować się w samochód i z drżącym sercem ruszyć do miejsca, w którym się wychowała.
Zamrugała i westchnęła głęboko. Nie było wtedy żadnych korków. To był chyba pierwszy raz, jak pokonała tą drogę w trzy godziny, zamiast czterech czy nawet pięciu!
Dopiero potem wszystko zaczęło się walić. Katastrofa ciągnęła za sobą następną katastrofę, problemy piętrzyły się i z uderzały w nią z siłą lawiny. Mieszkanie było w tak ciężkim stanie, że wszedłszy, oparła się plecami o drzwi i wydała z siebie okrzyk zgrozy. Nigdy nie podejrzewała, że można tak mieszkać! Nie sądziła, że da się tak zdewastować te parę pomieszczeń, które dobrze zapamiętała jako nastolatka!

Pamiętałam ten dom jako zupełnie inne miejsce. Małe, ale przytulne. Z jasnymi ścianami, które odbijały słońce i rozświetlały pokoje, z aromatem kawy i ciasta, unoszącego się w powietrzu. Widok, którym mnie uraczono, był jak kopnięcie w brzuch. Ściany, dawniej brzoskwiniowe, zielone i pomarańczowe zniknęły pod ciemną, szarą farbą, na której widniały ślady po kredkach. Ciężki zapach papierosów nawet mnie, palaczkę, zwalał z nóg. Kanapy były nim przesiąknięte, w dodatku obklejone i w plamach, przez co brzydziłam się chociażby położyć torebkę. Bałam się wejść do łazienki. Nie mam odruchu wymiotnego gdy widzę brud, ja też nie jestem pedantką, ale po rzuceniu okiem na korytarz i pokoje bałam się, co mogli zrobić z kremowymi kafelkami, białym, zawsze czystym zlewem i prysznicem. I uroczym lustereczkiem w kształcie kwiatka.
Zadzwoniłam. Nie chciałam tego robić, nie chciałam by ktokolwiek wiedział, że wróciłam. Ale nie dałabym sobie sama rady. Oczekiwałam raczej, że będzie zajęty pracą - w zasadzie nie zawiodłam się, naprawdę akurat pracował, ale obiecał mi wpaść natychmiast jak skończy. Przyjaciel. Człowiek, z którym piszę, rozmawiam na okrągło i wysyłam sms'y mimo dzielącej nas drogi. Kiedy jeszcze tu mieszkałam wcale nie byliśmy ze sobą blisko, choć chodziliśmy do tej samej klasy. Dopiero po przeprowadzce rozmowy zaczęły się układać, tematy same nasuwać, a myśli nadawać na podobnych, żeby nie powiedzieć takich samych, falach. To zawsze był jedyny facet, który nie patrzył wyłącznie na moją powierzchowność. Nie interesowałam go, stwierdził nawet, że bardziej przypominam mu siostrę, niż dziewczynę. I chyba za to byłam mu wdzięczna. Był żywym dowodem na to, że możliwe jest zaprzyjaźnienie się z facetem bez podtekstów.
Nie tylko on mi pomógł, choć z całą pewnością nadźwigał się najwięcej z całej chętnej trójki, którą poprosiłam o pomoc. Musieli wywalić lodówkę, kanapy, pufę, stolik, biurko. Rozkręcili szafę, niechcący zniszczyli drzwiczki od prysznica (które swoją drogą i tak wypadało wymienić), przemalowali te ohydne ściany. A potem zaprosili na piwo, a ja nie byłam w stanie odmówić. Nawet nie bardzo chciałam, choć prześladowało mnie to drażniące uczucie, że spotkam tego, którego spotkać bym nie chciała. W końcu też był w mieście, mieszkał tutaj i wiedziałam, że nie wyjechał na urlop.
Powinnam czasami słuchać swojego instynktu.
Jakoś tak w życiu bywa, że gdy starasz się uniknąć pewnej osoby, to los zrobi dosłownie wszystko, byś przypadkiem na nią wpadł gdy stracisz czujność.
Dosłownie na niego wpadłam.
Stał przede mną, nieco zaskoczony, z rozwichrzoną brązową czupryną i ciemnymi tęczówkami. Urósł od czasów szkoły, przez co musiałam zadzierać głowę, by móc spojrzeć mu w oczy. Gdybym była bardziej przytomna, z całą pewnością zapadłabym się pod ziemię. Ale górę brało zmęczenie, odbijające się na mojej twarzy. Pachniałam domestosem, dłonie miałam zdarte do krwi, a włosy związane w jakiś brzydki kucyk. Nie miałam nawet jak się wykąpać, więc wcześniej tylko wskoczyłam pod zepsuty prysznic i opłukałam się zimną wodą. Dalej musiałam więc śmierdzieć potem, papierosami i cytrusowym odświeżaczem powietrza.
Uśmiechnął się pobłażliwie, tak jak to robią osoby, które zauważyły, że ktoś się na nie patrzy nieobecnym wzrokiem, nie mogąc wydusić z siebie słowa. "Nic się nie stało". To powiedział, a ja czułam, że szklą mi się oczy i pokiwałam energicznie głową, rumieniąc się ze wstydu. Nie poznał mnie. Nie zobaczył we mnie tej dziewczyny, którą kiedyś był zauroczony, dla której robił wszystko, by wywołać jej uśmiech. A potem wbił jej nóż w plecy w chwili, gdy najbardziej go potrzebowała. Z radością, niesfornym uśmiechem. Z satysfakcją z zemsty, za ból, który mu sprawiłam. To wszystko i tak było moją winą.
Dobrze, że Dawid chwycił mnie za rękę i pociągnął za sobą, przepraszając go za znajomą. Za mnie. A mi głowę zaprzątały myśli. Czy uśmiechnąłbyś się, gdybyś mnie rozpoznał? Czy byłbyś w stanie powiedzieć to, co powiedziałeś, czy zabiłbyś mnie wzrokiem? Czy jeszcze obwiniasz mnie o to, że nie byłam w stanie wykrzesać z siebie uczucia na tyle silnego jak to, którym obdarowałeś mnie ty? Wydaję mi się...wierzę, że jeszcze zachowałeś w sobie odrobinę żalu. Byłeś pamiętliwy, kiedy cię znałam. Może gdyby nie pewne okoliczności cieszyłoby mnie, że o mnie zapomniałeś. Co do tego, że zapomniałeś nie mam żadnych wątpliwości. Nie wydaje mi się, bym zmieniła się tak bardzo od tamtych lat. Chociaż...
Nie cieszy mnie to. Wolałabym teraz czuć, że mnie pamiętasz, że wiesz kim jestem. Tak wiele osób w tamtym mieście wyparło mnie z pamięci. Dlaczego byłeś jednym z nich?
Nie powinnam tak myśleć. Skończyliśmy ze sobą, obydwoje wykonaliśmy ostatni ruch i zamknęliśmy tą sprawę między nami na dobre. Zniszczyliśmy się nawzajem. Choć zawsze byliśmy razem, w pewnym momencie ta znajomość zaczęła być toksyczna. Wyparła cię z cierpliwości do mojego charakteru i moich obaw. Bo wiedziałeś, że boję się związków, zwłaszcza gdy mam świadomość, że i tak się wyprowadzam. Daleko. Na tyle daleko, że odwiedzanie się wzajemnie nie byłoby możliwe. Nie utrzymuję kontaktów z osobami, które są tak daleko.
I mimo tej wiedzy wyznałeś mi wszystko i zdaje mi się, że oczekiwałeś odpowiedzi twierdzącej. Byłeś przekonany, że czuję to samo, że jesteś dla mnie tak ważny, jak ja byłam dla ciebie.
Byłeś dla mnie bardzo ważny. Ale odrzuciłam twoje uczucia, uderzyłam w ciebie słowami "Zostańmy lepiej przyjaciółmi" i choć sama w to teraz nie wierzę, byłam przekonana, że się z tym pogodzisz. Wiedziałam, że robię dobrze. Rozstanie byłoby jeszcze straszniejsze. Nie dotarło to do ciebie. Oczywiście że nie, ale i tak byłam zaskoczona, gdy zacząłeś starać się podwójnie
Zdałam sobie właśnie sprawę, że piszę to tak, jakbyś miał to przeczytać. Ponoszą mnie emocje, muszę się uspokoić...
W każdym razie, zrobiłam tobie...nie, jemu. Zrobiłam mu największą krzywdę, jaką mogłam komukolwiek wyrządzić. Trafiłam prosto w czułe miejsce. Zaczęłam spotykać się z jego przyjacielem. Wybrałam go z pewnych powodów, to żadna tajemnica. Wyprowadzał się za granicę pod koniec wakacji, w dodatku obaj byli w słabych stosunkach w tamtym czasie. Tamte dwa miesiące wspominam miło. Nie było Jego, ale był substytut, z którym dobrze się bawiłam. Już wtedy byłam widocznie okropną osobą, którą nie obchodzą cudze uczucia. Wstyd mi za siebie.
Nie zamierzał mi tego darować. Zgotował mi piekło, na które zasłużyłam. Więc pozwoliłam mu na to wszystko, na trochę wyszydzania i próby ulżenia sobie. Bo to właśnie robił. Usiłował zapomnieć o mnie, oddalić mnie od siebie, zerwać nić, jaką oplecione były nasze serca. Bezskutecznie, czasami zdarzało się jeszcze, że podnosił moją torbę, którą chuligani grali w piłkę. Nie potrafił chwilami powstrzymać się przed nawykiem niesienia mi pomocy...
Znał wszystkie moje słabości i choć ja nie przebierałam wcześniej w środkach, to on był inny. Lepszy ode mnie. Nie zdradził żadnej mojej tajemnicy, nie kpił sobie z mojej braku samoakceptacji. Po prostu otwarcie ukazywał swój żal, nie przekraczając żadnej granicy. Uśmiechał się ironicznie, wyginał usta w grymasie, za którym nie przepadałam. Ale nie rujnował jeszcze bardziej mojej nędznej reputacji, nie napuszczał na mnie swoich zagorzałych fanek i nie dręczył wraz z innymi. Jego zemsta może nie była, w jego mniemaniu, kompletna, ale wystarczyła, bym mocno odczuła sobie jego brak. Jak na swój wiek i towarzystwo, w jakim się potem obracał, zachował się nieźle. Nie doskonale. Był zbyt rozgoryczony by do końca mi wybaczyć i wciąż mnie wspierać. A bez jego wsparcia byłam nikim.
Tamten rok, ostatni w tym mieście, sprawił, że nie mogę myśleć o tym miejscu dobrze. Choć przecież nie zawsze było mi tu źle, nie zawsze byłam odtrącana.
Czasami jednak ciąg złych zdarzeń potrafi skutecznie przyćmić wszystkie szczęśliwe chwile.
Od tamtych zdarzeń minęły całe lata. Zbudowałam wszystko od nowa, poznałam nowych przyjaciół, w stosunku do których byłam z początku nieufna. Mam dom, pracę, bliskich i jestem szczęśliwa.
A mimo to kiedy Dawid mnie ciągnął, odwróciłam głowę, by móc na niego spojrzeć. A on, rozmawiając z jakimś innym facetem, zerknął w moją stronę i po chwili znów odwrócił wzrok, wracając do przerwanej konwersacji.
Choć mam wszystko, często myślę co by było gdyby...gdyby nasze drogi się nie rozeszły. Gdyby skrzyżowały się, splotły ze sobą i podążały na przód razem, obok siebie.
Przestanę o nim myśleć. I rzucę papierosy.

Nie zrobiła ani tego, ani tego.
A on, tego samego wieczora, kiedy zetknęły się ich ciała wskutek wpadnięcia na siebie, stał oparty o framugę drzwi balkonowych i wpatrywał się w morze. Kiedy westchnął, z głębi mieszkania dobiegł do niego głos przyjaciela, który sączył przed telewizorem piwo.
- Stary, co jest? Kompletnie mnie nie słuchasz od czasu, jak wyszliśmy z baru!
- Bo wiesz...dziś zobaczyłem ostatnią osobę, której bym się spodziewał.
- Kogo?
- Julię. - odparł, a widząc niezrozumienie na twarzy kolegi, dodał pośpiesznie - Moją pierwszą miłość.
- Aa. No i co?
- W zasadzie nic. To niczego już nie zmienia. Kto wygrywa...?
I nigdy już o niej nie wspomniał.

750 wyświetleń
20 tekstów
4 obserwujących