Przesiąkam kawą i wiatrem. Mgła już opadła, czuć pod stopami rosę. Jest przyjemnie, rześko. Pamiętam, w nocy padało, zbudził mnie huk uderzajacych kropel o dach. Wsłuchiwałam się chwilę w ich intonację, w zadowolony szept ziemi, doznającej oczyszczenia. Chciałam wyjść na dwór, by wraz z nią chłonąć wilgoć. Poczułam to. Delikatna koszula, z chwilą zachłannie przyjęła deszcz. Skóra zadrzała, niczym pod wpływem dotyku kochanka. Tętno w skroniach zaczęło zagłuszać wszelkie inne odgłosy nocy. Przymknęłam oczy. Szum słabnął. Zobaczyłam go. A on jak zwykle, znowu po rżysku boso.
Chyba nam znowu deszczu potrzeba. Albo burzy, o.. Ja chce burzę, bo jeszcze u mnie nie było. Ten zapach po deszczu, petrichor. Znaliście to określenie? Tu sierpień zapowiada sie gorący, więc jest nadzieja na burze... choć noce chłodne... Dobranoc :)
A wiecie że mój dziadek cale życie chodził boso? Tylko wiadomo, na zimę, onuce i gumowce. A boso to i ja lubię, w stopach jest dużo receptorów także takie chodzenie może działać leczniczo. Nawet małym dzieciom zaleca się chodzenie boso, gdyż to kształtuje u nich determinanty chodu. Także dla przyjemności i po zdrowie🙂