- Wow, Micha, gratulacje, normalnie pobiłaś rekord Krzycha! - zaczepiła mnie Moniczka na przerwie.
Uśmiechnęłam się do niej.
- Naprawdę? Wiesz, że nie zdawałam sobie z tego sprawy. - No to widzisz, jaką masz wspaniałą koleżankę - dodała Kinga - Ona powie Ci całą prawdę o Tobie - po tym zdaniu roześmiały się wszystkie: Monika, Kinga i Klaudia. - Ha, ha, ha. Naprawdę to było przezabawne, boki zrywać ze śmiechu - odezwiała się Pati.- Dawno się tak nie śmiałam dziewczyny. - Nikt cię nie pytał o zdanie ofiaro losu - powiedziała zjadliwym tonem Monika, po czym odwróciła się i poszła w drugą stronę, mówiąc - Wieje tu nudą. Chodzcie! - Tak, a co do ciebie Kowalikowa, to szacun! 8 pał na jednej lekcji. Niesamowite! - rzekła Klaudia - To narazie! - i poleciała za Moniką.
Pati odwróciła się do mnie.
- Jak ty z nimi wytrzymujesz? Jesteś taka spokojna. One są S T R A S Z N E. - I mnie to mówisz? I pomyśleć, że Klaudia kiedyś nie była taka wredna. - Taa... I pomyśleć, że kiedyś trzymała z nami.
Tak, nie mogłam nie zgodzić się z Patrycją. Klaudia była kiedyś rzeczywiście spoko. Była dobrą przyjaciółką. Właśnie, była. Ciekawe dlaczego się zmieniła.
- Nie ma co, Moniczka ma na nią zły wpływ - powiedziała Pati, jakby czytając mi w myślach.
Ona ma na każdego zły wpływ pomyślałam, ale tego nie powiedziałam na głos. A wspomniany przez Monikę Krzychu nie dawał mi w tej chwili spokoju. Tak, on był niezły. Uchodził za najlepszego nieuka w szkole. Na jednej lekcji matmy dostał 5 jedynek: pierwszą za brak zadania domowego, drugą za braki w zeszycie, trzecią za odpowiedz, a czwartą i piątą za przeszkadzanie na lekcji. Cieszył się niezwykłą złą sławą wśród nauczycieli i o dziwo - uczniów, gdyż nawet oni uważali, że trochę wtedy przesadził. I oczywiście siedział. Wszyscy podawali go jako "zły przykład". Aż do dzisiaj. Bo dzisiaj właśnie Michalinka Kowalik zabłysnęła szaloną inteligencją na lekcji, a właściwie przed lekcją chemii. Jak ona mogła to zrobić swoim biednym rodzicom?
- Michasia, nie przejmuj się tym tak bardzo - Pati spuściła głowę. Widziałam, jak stara się ukryć w głosie złość i zazdrość, ale jej to nie wyszło - Twoi rodzice jak zwykle wywabią cię z tych jedynek.
Nie zamierzałam się na nią wściekać, ale dziś nie potrafiłam sobie z niczym poradzić. Wybuchnęłam:
- To nie moja wina, że moja mama jest w radzie szkolnej! Sama się tam wepchała, nie prosiłam jej o to! I to nie moja wina, że mój wujek ma firmę i finansuje różne rzeczy w szkole. I wreszcie to nie moja wina, że moja ciotka była tu kiedyś wicedyrektorką! Myślisz, że mi się to podoba? Te spojrzenia. którymi mnie wszyscy mierzą - nauczyciele i uczniowie? Wyobraz więc sobie, że bardzo mnie to boli i wkurza, więc proszę cię bardzo zejdz ze mnie!
Oczywiście, wypowiedziałam to zdanie zbyt głośno i kilka osób na korytarzu spojrzało na mnie. Na moje szczęście zadzwonił dzwonek na lekcję w chwili, gdy kończyłam zdanie podniesionym głosem. Pati chyba się na mnie obraziła, bo odeszła w stronę klasy, a ja zostałam sama przy oknie.
***
Obudziłem się. Znowu te białe ściany. Spojrzałem na zegar. Dochodziła ósma rano. Obróciłem się na bok z jękiem i zamknąłem oczy. Ale nie było mi dane spać długo. Po chwili usłyszałem głosy z korytarza. Do sali wszedł doktor Olszewski i ekipa pielęgniarek. Doktor uśmiechnął się do mnie.
- No i jak się dziś czujemy?
Nie wiem czemu, ale nie miałem ochoty mu odpowiadać. Miałem ochotę go powkurzać i zetrzeć ten uśmieszek z gęby. Wzruszyłem więc tylko ramionami i nie powiedziałem nic.
- Co, nie chcemy rozmawiać?
Znów wzruszyłem ramionami. Podziałało. Uśmiech zniknął, ale wcale nie odczułem z tego satysfakcji. Wręcz przeciwnie, jeszcze bardziej się wkurzyłem.
- Chłopcze, jeśli chcesz kiedykolwiek wyjść z tego szpitala, musisz zacząć ze mną współpracować. Skąd mam wiedzieć czy coś cię boli, skoro niczego mi nie mówisz.
Odezwałem się, nie kryjąc złości.
- Lepiej. - Co to znaczy lepiej? - westchnął ze zniecierpliwieniem lekarz. - Po prostu lepiej. - To znaczy nie boli cię już nic? - widziałem, jak starał się zachować spokój. - Powiedzmy.
Lekarz machnął ręką i wyrwał swojemu asystentowi z ręki kartę pacjenta. Spojrzał na nią i westchnął.
- Myślę, że mogę zaryzykować. Wypiszę cię już dzisiaj. A właściwie, to już jesteś wolny - to mówiąc złożył podpis na trzymanym dokumencie - Poczekaj tu, zadzwonię do twojej mamy żeby mogła cię stąd odebrać.
Nie wierzyłem własnym uszom. Już wychodzę? To trochę poprawiło mi humor. Ale niewystarczająco.
- Nie musi pan nigdzie dzwonić. Potrafię sam trafić do domu. Nie jestem już dzieckiem. - Niewątpliwie - uśmiechnął się Olszewski - Aczkolwiek jesteś niepełnoletni i opiekę nad tobą w szpitalu sprawuje lekarz, a w domu rodzice. Chyba nie muszę ci tego tłumaczyć.
Nie, oczywiście, że nie. Zwłaszcza, że do 18-stki brakowało mi ok. pół roku. Co za pech.
- Posiedzisz tu grzecznie, mam nadzieję. I mam nadzieję, że więcej się nie spotkamy w takich okolicznościach. - Tak jest! - zdołałem wyrzucić z siebie chociaż odrobinę entuzjazmu, gdyż chciałem, żeby wreszcie sobie poszli. Moja prośba została wysłuchana. Lekarz przyglądał się mi przez chwilę, po czym obrócił się na pięcie, a za nim ruszyli praktykanci i pielęgniarze. Doprawdy, stanowiłem tak interesujący przypadek z punktu widzenia psychologicznego i leczeniowego, że musiałem znieść towarzystwo 8 osób: psychologa, Olszewskiego, jednego asystenta, dwóch pielęgniarek i trzech praktykantów. Na szczęście koniec z tym. Dziś wychodzę.
W chwili, gdy wychodzili chwyciłem za komórkę.
***
- Co się dzieje?
Tak, to Pati jęczała mi nad uchem. Chyba już jej przeszła poranna złość na mnie. Pewnie dlatego, że była matma, a Patrysia matma zazwyczaj = ... Eh, może lepiej nie mówić co.
- Z kim tak piszesz? Kto jest na tyle interesujący, że nie uważasz na matematyce? - Nikt. - odpowiedziałam. - Już ci wierzę, rumienisz się! - Nieprawda! - Prawda, prawda. Od kogo te smsy? - Od Konrada. - Tego samobójcy? Co pisze? - Nie mów tak o nim. Napisał, że dzisiaj wypisali go ze szpitala. Napisał też, że chce się ze mną spotkać i podziękować za uratowanie życia. - Rany, i co teraz? Pójdziesz? - Chyba tak. W końcu poprosił mnie tylko o spotkanie. Napisał, że potrzebuje jakiegoś rówieśnika i ma dość rozmawiania z dorosłymi.
Ja go nawet rozumiałam. W sumie też miałam dość dzisiejszego dnia. Potrzebowałam jakiegoś odrywu od rzeczywistości, a rozmowa z Konradem raczej mi nie zaszkodzi, no nie? W każdym razie, umówiłam się z nim na Manhattanie, więc zahaczę przy okazji o mój ulubiony sklep - Empik. Nie widziałam w tym absolutnie nic złego, więc napisałam mu ostatecznie, że przyjdę.
~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~ Przepraszam najmocniej tych, którzy czekali na kolejny rozdział, ale miałam teraz nawał sprawdzianów i kartkówek. Mam nadzieję, że teraz uda mi się pisać trochę częściej. Miłej lektury! ;-)
Ok, dziękuję bardzo za wskazówki i opinię :P Z tego co przeczytałam wnioskuję, że jesteś maturzystą, więc tak przy okazji życzę powodzenia na maturze! :)
Nie miałem co prawda okazji czytać wcześniejszych części, ale wypowiem się na temat tej. Początkowo ciężko było mi przez to przebrnąć. Może dlatego, że zbyt dużo było o szkole, a tegoroczni maturzyści zwykle mają jej o tej porze serdecznie dosyć... :) Ale później... później było już dobrze. Postać Konrada wydaje mi się dosyć intrygująca.
I w oczy rzucił mi się tylko jeden błąd :
Ona ci całą prawdę o tobie powie
- Niepotrzebnie zastosowałaś inwersję. Ona powie ci całą prawdę o Tobie. - tak byłoby lepiej. :)