Menu
Gildia Pióra na Patronite

Jako i my odpuszczamy cz. I

Ancyk

Przecieram zmęczone oczy, rozciągam zastałe mięśnie – ogółem staram się nie odpłynąć w świat sennych marzeń jeszcze przez jakiś czas. Od kilku godzin siedzę w Archiwum Spraw Przedawnionych grzebiąc w dokumentach, aby znaleźć choćby strzępek jakichkolwiek informacji o prawdziwym losie Eugeniusza Borowicza, mojego dziadka ze strony matki, podporucznika 6 Brygady Okręgu Wileńskiego Armii Krajowej.

Służył pod rozkazami majora Zygmunta Szendzielarza, aż do czasu łapanki zorganizowanej przez Urząd Bezpieczeństwa 30 czerwca 1948 roku. Wraz z towarzyszami broni został osadzony w więzieniu mokotowskim przy ulicy Rakowieckiej. Przez kilkanaście tygodni czekał na proces. Babcia nie mogła go odwiedzać – jedynym znakiem tego, że jej mąż nadal żyję były listy jakie otrzymywała od niego raz w miesiącu. W 1950 roku do drzwi zapukali funkcjonariusze UB i oznajmili babci, że jej mąż został postrzelony kilkukrotnie podczas próby ucieczki, a w skutek odniesionych ran zmarł i został pochowany na tajnym cmentarzu więziennym. Dopiero pół wieku od zakończenia wojny odnaleziono miejsce pochówku i szczątki mojego dziadka oraz innych żołnierzy majora „Łupaszki”.
Ziewam i po raz ostatni rzucam okiem na dokumenty, które udało mi się odnaleźć. Sprawę opisano. Jest protokół. Jest sekcja. Porównuję akta UB z badaniami współczesnych naukowców, które szczegółowo opisują przyczyny śmierci podporucznika Borowicza. Niby zginął od postrzału bo chciał uciec z więzienia, a tuż przed nieudaną ucieczką przeszedł wiele starannych przygotowań. Złamał sobie palce i rękę, łamał żebra, łamał nogi, wybił zęby, złamał szczękę. Chwilę później zabrał się za drugą rękę. Ostrym narzędziem zadał ciosy niebezpieczne. Niestety – cale jego przygotowania nie zdały się na nic. Został powstrzymany przez kule dziedziców gestapo.
Wstaję od stołu. Zbieram naprędce stworzone przeze mnie kopie dokumentów, a oryginały zanoszę na ich miejsca. Kończę na dziś ale wiem, że czeka mnie jeszcze dużo pracy aby odtworzyć prawdziwy losy dziadka.
Wychodzę z Archiwum na ulice. Zerkam w niebo i wspominam obietnice daną babci. Zaciskam dłonie w pięści. Na twarzy czuję kroplę deszczu mimo, że na niebie nie ma ani jednej chmurki.
***
Najdroższa Basiu,
Wyżywienie mam bardzo kiepskie. Na dzień dostaję dwieście gramów białego chleba, bardzo dobry jest ten chleb. Do tego kubek półlitrowy gorzkiej kawy. Na obiad dostajemy trzy czwarte litra, taką chochlę - może trochę więcej jak pół litra, zupy. Jak liczyłem, to chyba przez czterdzieści siedem dni była kasza. Naturalnie o mięsie czy o czymś mowy nie ma. A na kolację jest zazwyczaj kawa sama, gorzka czarna kawa. Ten chleb ma mi na cały dzień starczyć. Naturalnie każdy z nas ten kawałek chleba zjada momentalnie, bo cóż to jest dwieście gramów, chleb to nam się po nocach śni, głód jest niesamowity, żadnych paczek, żadnych wypisek, tak jak normalnie w więzieniu, nie było.
Schudłem, jestem tak słaby, że jak szedłem wczoraj na śledztwo, to ścian się trzymałem. Z celi nie wyszedłem bez kajdan. Jak przychodzili mnie zabierać na śledztwo, to wchodził ten, co po mnie przyszedł do celi, kazał mi ręce do tyłu i obrócić się i kuł mnie z tyłu i dopiero prowadzili mnie na śledztwo. Mnie na przykład przeważnie na przesłuchania biorą nocą, czyli to taka dodatkowa represja, w dzień nie wolno było spać, a mnie biorą, żebym ja się nie miał kiedy wyspać, chcą mnie zgnębić. No więc normalnie o dziewiątej jest capstrzyk, gaszą światło niby na korytarzu, ale w celi cały czas żarówka się świeci, do której my zasadniczo dojścia nie mamy, bo jest wybita dziura. No i wtenczas, powiedzmy, wszyscyśmy się położyli, a tutaj w jakieś dziesięć, piętnaście minut później otwierają się drzwi. - Wy - pokazał palcem - wy wstawajcie na śledztwo. No i byłem trochę rozebrany, no bo się rozbieraliśmy, żeby jakoś wyglądać, prawda. No i proszę ciebie, jak wziął, no to się tam ubrałem, wsadziłem buty, przedtem jeszcze wrzucił mi te buty do celi, wsadziłem te buty, ręce do tyłu, kuli mnie do tyłu i poszedłem na śledztwo. A wróciłem, powiedzmy, nad ranem z takiego śledztwa. Naturalnie już nie mogłem spać, bo nie wolno nam się kłaść w dzień.
Podczas śledztwa najczęściej pytają mnie o współpracę z Niemcami - gdzie? kiedy? co? jak? - albo o mordowanie komunistów. Pytali też: A gdzieżeś się spotkał z Niemcami? To odpowiadałem: Spotkałem się w walce - i tak dalej. - Sukinsynu mów, gdzieżeś się spotkał na kontaktach z Niemcami, na współpracy? No to mówiłem grzecznie: Nie współpracowałem. Jak powiedziałem nie, to on mi papierosa na twarzy ugasił. Innym razem zerwał mi paznokcie z wszystkich palców prawej dłoni. Kapitanowi, który siedzi w celi obok, wydłubali oko śrubokrętem gdy odmawiał przyznania się do zarzucanych mu czynów podczas przesłuchania.
Mam nadzieję, że u Was wszystko dobrze. Uściskaj ode mnie Hanię, a Janowi powiedz, że ma być twardy i dbać o bliskich. W razie gdybym już nie wrócił do Was naucz ich kochać Boga, w obronie Ojczyzny potu i krwi nie szczędzić a bliźnich kochać i szanować. Wiedz, że…

***

W pomieszczeniu przeznaczonym do wykonywania wyroków siedzi tylko jeden człowiek. Jest on sędzią, który wydał już wyrok śmierci na wielu ludzi, ale jeszcze nigdy nie był świadkiem czyjegoś zgonu. Jest pierwszym cywilem, który będzie świadkiem wykonania egzeku… sprawiedliwego wyroku niezawisłego sądu. Przegląda akta sprawy wilgotnymi rękoma. Mimo panującego w pomieszczeniu chłodu pot spływa po jego skroni, a gdy drzwi otwierają się z hukiem, mężczyzna podskakuję na krześle i trąca stojący na biurku kubek. Czarna – jak dno dołu przygotowanego dla dzisiejszego nieszczęśnika – kawa plami dokumenty. Nerwowym ruchem ściera płyn z papierów rękawem koszuli. Nie chce wyjść na niechluja.
Do środka wchodzi grupka osób. Prowadzi ją Oficer, a tuż za nim podąża dwóch Szeregowych wlokących między sobą zmaltretowanego skazańca - byłego żołnierza AK. Ten przerażający pochód zamyka czterech żołnierzy z karabinami – pluton egzekucyjny. Drzwi zostają zamknięte. Skazaniec zostaje ustawiony pod ścianą naprzeciwko biurka, przy którym siedzi ten który stworzył mu taki koniec. Uzbrojeni w karabiny żołnierze stają naprzeciwko żywego trupa, celują w niego.
AK-owiec podnosi wzrok i napotyka pełne lęku oczy sędziego, szepcze coś. Skupia spojrzenie na swoich katach. Uśmiecha się.
- Do zdrajcy narodu, ognia! – krzyczy Oficer.
Padają strzały. Więzień osuwa się bezładnie na ziemię.
Ciepłe jeszcze ciało zostaje wywleczone za ręce z pomieszczenia. Ostatnią drogę skazańca znaczą dwa krwawe ślady. Oficer jako ostatni wychodzi z sali śmierci zabierając ze sobą akta, na których widnieje napis „ŚCIŚLE TAJNE”.
W głowie Sędziego nadal brzmią słowa rozstrzelanego:”… jako i my odpuszczamy naszym winowajcom…”

723 wyświetlenia
24 teksty
0 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!