Menu
Gildia Pióra na Patronite

prywatne sam na sam

zugimihau

zugimihau

Proszę o wyrozumialość w czytaniu:) Tekst z tych "piekniejszych lat" . Opinie mile widziane, może uda mi sie dokończyć historię:) Pozdrawiam, miłego czytania!

Wielki budynek. Jeszcze więcej ludzi. Setki gestów. Tysiące słów. Miliony myśli. Tak to politechnika.
Większość obcych twarzy choć poznał już kilka osób. Pierwsze dni na uczelni nie są zbyt łatwe zwłaszcza gdy nie zna się nikogo .Nowe środowisko, znajomi. Życie poniekąd na własną rękę. Był pewny że da sobie rade. Wynajął ze znajomymi z liceum mieszkanie, dobrze się znali. Kuba był dziewiętnastoletnim chłopakiem, wypuszczonym spod opieki rodziców. Rozgarnięty jedynak, zaryzykuje stwierdzenie że sam się wychowywał. Mógł robić co chce, wracać pijany do domu, jeździć na eskapady ze znajomymi. Ale to nie było dla niego. Nie mówię że wcale. Szukał jednak czegoś innego, nie lubił schematów, monotonii. Nie urodził się po to by żyć schematycznie: skończyć szkołę, znaleźć dziewczynę, wziąć ślub, wychować dzieci i umrzeć.
Oliwia, jego ukochana z którą był trzy lata to ułożona dziewczyna, kochała go niczym ptak skrzydła. On zresztą ją też. Wiadome, było gorzej i lepiej ale zawsze wyciągali ku sobie dłonie, pomagali wstać. Byli dojrzałymi dziećmi spędzającymi wieczory na huśtawce.
Zadzwonił budzik. Powolnym ruchem dłoni znalazł odpowiedni przycisk. Nastała cisza. Minęły dwa miesiące odkąd zaczął studia. Nawet nieźle mu szło. Poznał znajomych, złapał nowe kontakty. Na roku było ponad 200 osób z czego ku uciesze brzydkiej płci połowa to dziewczyny. Odprawił poranną modlitwę w toalecie, zjadł śniadanie i ruszył na przystanek. Był ciepły dzień, choć to już prawie połowa listopada. Jakaś pani na przystanku męczyła papierosa. Podjechała 20-stka. Wsiadł, skasował bilet i zajął miejsce na końcu. Słońce migotało przez oklejone reklamom szyby autobusu. Uśmiechnął się. Bez powodu, od tak. Bo czy wszystko musi być z jakiegoś powodu?
Wykład z biologii. Nie znał pojęcia nuda, dopóki nie zaczął chodzić na studia. Krzyżówki, oglądanie filmów na laptopie, słuchanie muzyki, lecz o to może w końcu się znudzić. Lubił rysować choć mu to nie wychodziło. Jednak dla jego mamy wszystkie rysunki w dzieciństwie były arcydziełami, wiadome. Nie przeszkadzało mu to, wręcz przeciwnie. Lubił pisać. Tak, pisać. Mało męskie zajęcie dla chłopaka który jeździł motocyklem, lubił stare samochody i chodził na siłownie od 15 roku życia. Ale kogo to obchodzi, lubił to i już. Choć mało osób wiedziało o jego dodatkowej pasji. Rodzicom do tej pory pewnie nie powiedział. Siadał wieczorami przy klawiaturze i sklejał słowa. Nie klejem tylko… sercem ,duszom.
Zabolały go żebra. Nie, nie potrącił go samochód na przejściu ani nie wypadł pijany z okna. Zwykłe szturchnięcie, koledze się nudziło. Piotr uśmiechnął się triumfalnie.
-Młody, może polukamy na dziewczyny, co? Zobacz ile tu tego siedzi. Obczaimy coś fajnego- zaproponował.
-Wiesz że mnie nie trzeba namawiać do takich rzeczy – odpowiedział Kuba.
Zaczęło się. Przynajmniej szybciej im mijał wykład. Ta nie, tamta nie. Za grube nogi, zbyt pusta w środku(choć nawet z nią nie gadali, męska intuicja;]) Słońce przebijało się przez żaluzje. Kuba popatrzył na ludzi wędrujących po chodniku. Wędrowali z określonym celem. Do domów, do pracy, do szkoły. Nie potrafili wyjść i po prostu iść. Przed siebie, nie wiadomo gdzie , nie wiadomo po co. A przecież nie cel wędrówki jest ważny tylko sama droga. Widoki, krajobrazy, poznani ludzie. Nie chodzi mi o to by poznawać ciekawe widoki jadąc od 15 lat tym samym autobusem do pracy. Chociaż jestem pewny że każdego następnego dnia jadąc tym samym cholernym autobusem do tej samej cholernej pracy jesteśmy w stanie zauważyć nowy szczegół. Bynajmniej niektórzy.
Coś nagle go oślepiło. Krótkotrwale ale nie było przyjemne. Ktoś się bawił lusterkiem czy co? Po chwili znowu i znowu. Zegarek. Damski zegarek na skórzanym pasku. Doszedł do takiego wniosku bo tkwił na nadgarstku dziewczyny . Obserwował dalej. Koronkowa koszula, włosy spięte w niezrozumiały dla niego sposób. Rozróżniał tylko dwie wersje: rozpuszczone albo..spięte frotką. Zresztą był facetem. Dla niego włosy są albo ładne albo brzydkie. Tak samo z kolorami: ładny brzydki albo gejowski. Co innego kobiety, brązowy mahoń, złoty kłos słońca.
Dziewczyna zawzięcie coś pisała w zeszycie. Ciekawe co, pomyślał. Pominął fakt że był na wykładzie i większość robi notatki. Poczuł się jak w transie, choć nigdy go nikt nie zahipnotyzował. Jej oczy błyszczały szklistą zielenią. Nie była umalowana ale olśniewała urodą. Z ust mógłby spijać gorycz co wieczór, byle ich dotknąć.
Nagle zrobił się szum, ktoś coś zrzucił, inni już byli na korytarzu. Koniec wykładu. Ale jak to koniec? Przecież dopiero co się zaczął. Otumaniony wstał wodząc wzrokiem za dziewczyną. Zniknęła.
Po pożegnaniu z kolegami wracał do domu chłodnym popołudniem. Dziwnie się czuł. Jakby ktoś… Właściwie sam nie wiedział jak. Kopiąc po drodze kamyk ciągle myślał o niej. Nawet nie wiedział jak ma na imię. Zresztą czy to ważne? Przecież miał dziewczynę, którą kochał. Więc czemu nieznajoma tak silnie na niego wpłynęła?
Wieczorem popijając stygnąca herbatę leżał w łóżku. Pisał. Pisał o…niej. Dopóki sen nie znużył jego powiek.
Zasnął z kartką w dłoni.
Cholera! Obudził się z rozlanym długopisem w pościeli. Nie pierwszy i nie ostatni raz. Minął już pewien czas odkąd poznał Annę. Poznał? Chyba za duże słowo skoro nie miał odwagi rzucić prostego „cześć” na uczelni.
Zbliżały się Święta Bożego Narodzenia. Spadł pierwszy śnieg. Ludzie powyciągali z szaf ciepłe szaliki i czapki. Na chodniku można było raz na jakiś czas spotkać samotną rękawiczkę która gdzieś w pośpiechu wypadła z kieszeni. W ostatni dzień zajęć wszyscy składali sobie życzenia, zresztą nie będę tłumaczył. Kuba chciał podejść do Anny. Szkoda tylko że nogi odmówiły posłuszeństwa. Nie był sparaliżowany, nie miał dolnych kończyn w gipsie. Chociaż w jej obecności tak się czuł.
Niedługo potem był już w rodzinnym domu. Ogień z kominka, jodła w dużym pokoju. Lubił święta. Nawet jeśli kazali mu jeść na siłę karpia. Usiadł na łóżku bawiąc się kluczami. Przecież tak nie może być, pomyślał. Chociaż głupi sms z życzeniami mógł by jej wysłać choć nie miał numeru. Numer! Przecież to żaden problem. Znalazł w kontaktach kolegę od niej z grupy. Pierwszy sygnał. Drugi. Trzeci. Halo? Znajomy głos rozległ się w słuchawce. Niestety ów głos powiedział że może zdobyć jej namiary dopiero po Nowym Roku. Cholera… całe życie pod górkę. Zmęczony dniem zaczął przysypiać w fotelu. Nagle dźwięk smsa przerwał jego utopię. W treści widniało tylko dziewięć cyfr. Zamroczony nie wiedział o co chodzi. Zaraz… Sprawdził nadawcę. Uśmiechnął się. Dzięki stary! Gdyby mógł pewnie objął by młodego..
Szukał życzeń. Te nie, tamte nie. Gorzej niż baba w ciąży. A może by tak osobiście? Tylko jak? Przecież nie wiedział nawet gdzie mieszka. W domu rozchodził się zapach konwalii. Konwalii? Jak to przecież był koniec grudnia. Mama zapaliła świeczkę zapachową. Kuba spojrzał na płomień. Oświeciło go!
- Matko, przecież mamy XXI wiek!
Internet podał dłoń kolejny raz. Na portalu społecznościowym pojawiła się znajoma twarz i miejscowość. Bingo! Uścisnął lewą dłonią swoja prawicę. Do dzieła.
Nazajutrz namówił kolegę, wsiedli w samochód. Wytłumaczył mu wszystko po drodze. Kiedy dotarli na miejsce zaczęli poszukiwania. Pytali na poczcie, w kwiaciarni. Kuby mama pracowała w aptece i zawsze wszystko wiedziała. Zaczął szukać wzrokiem znajomego szyldu. Wszedł do środka i grzecznie stanął w kolejce. Kiedy pani z okienka zapytała co podać on zapytał o adres. Niestety aptekarki nie spełniły oczekiwanej roli.
-O Anie ci chodzi?- rozległ się starszy glos za jego plecami.
-tak- odpowiedział zwracając swoje ciało w stronę owej wybawicielki.
-wiem gdzie ona mieszka kawalerze. Ten żółty dom zaraz przy sklepie
Słowa staruszki zakodowane zostały w półkuli odpowiedzialnej za pamięć. Prawej, lewej? Dawno temu miał lekcje biologii w liceum. Kuba wyleciał z apteki nawet nie dziękując staruszce. Cholera wie gdzie mieszka, co teraz. Iść, nie iść. Serce zaczęło szybciej bić a przecież nie był zmęczony. Nie biegł, nie podnosił na siłowni żelastwa.
-Przecież ona mnie wcale nie zna, pomyślał. Zresztą..
Kupił róże. No i lizaka obowiązkowo. Do tej pory nie wie po co. Przecież to nie urodziny czy imieniny tylko święta. Powinien napisać kartkę albo smsa i wysłać. Zawsze najpierw robił potem myślał. Człowiek robi różne rzeczy w niektórych sytuacjach. Gdyby palił wypalił by pewnie teraz paczkę fajek. Ale jak mus to mus. Mus? Jaki mus do cholery?! Znalazł dom dziewczyny o której nic praktycznie nie wiedział. Powinien zostać detektywem.
Niepewnym ruchem otworzył drzwi furtki. Nawet nie przypuszczał że może być na podwórku jakiś pies.
Był tylko on i drzwi. Drzwi i on. Niepewnym ruchem zapukał. Myślał że zaraz wyskoczy jakiś wilk i połknie go w całości. Jak czerwonego kapturka, ot co! Jego skroń zaczęła pulsować. Jaskinia potwora otworzyła się. K
-Hej, słucham?- rzekł uśmiechnięty kilkuletni chłopak. Był ubrany w jasne jeansy i czarny ciepły sweter uszyty pewnie przez babcine ręce.
-Cześć, jest może Ania?- zapytał nieśmiało.
-Ania? Jaka Ania?
-Ania Holsten.
-Nie, nikt tu taki nie mieszka. Jest tylko moja siostra, Monika Holsten. Zaraz ją zawołam.
Nie zdążył nawet powiedzieć że nie trzeba ale pomyślał że Monika też może być. Nagle jego oczom ukazał się dość codzienny ale nieprzewidywany tamtego dnia widok. Wyszła do mnie jakaś pani koło trzydziestki z dzieckiem na ręku.
-Słucham?-zapytała.
-Przepraszam, pomyliłem mieszkania
Odwrócił się na pięcie i zaczął zmierzać w kierunku forda. Po prostu super. Był zły. Tylko nie wiedział na kogo. Przecież próbował.
-Masz, dasz Natalii- rzucił róże koledze na kolana.
-Ale jak to nie było jej czy co? Mów- dopytywał tajny wspólnik.
-Nie wiem, jakaś kompletna klapa z tymi poszukiwaniami. Wracajmy do domu.
Przekręcił kluczyk w stacyjce i zerknął we wsteczne lusterko. Pani na parkingu pakowała zakupy do bordowej asrty. Bordowy to kolor nadziei. Czy tam niebieski… A co mi tam, pomyślał. Wysiadł z auta i poszedł w kierunku kobiety.
-Przepraszam. Mam takie pytanie. Kojarzy może pani Annę Holsten? Taka blondynka z kręconymi włosami. Podobno mieszka gdzieś w tym miasteczku.
Przerwała pakowanie. Popatrzyła na niego pobłażliwym wzrokiem. Miał wrażenie że go inwigiluje. Cokolwiek to słowo znaczy, pasowało do tej sytuacji. Właśnie tak się czuł.

-Ania?Hmm..Znam. Może nie tyle znam co kojarzę. Nie mieszka tutaj.
Ręce zacisnęły mu się w pięść. Nie lubił tego uczucia. Robił to gdy płakał. Ale czemu płacz? Przecież nic złego się nie stało. Po prostu ona tam nie mieszkała. Bywa.

- Ale mieszka , zdaję mi się parę kilometrów stąd . Jedźcie w stronę głównej drogi do miejscowości Brau.
Poczuł że ktoś rozciąga mu twarz a z jego ust tworzy się szczery uśmiech. Rozluźnił palce. Czuł się jakby zajadał truskawki z cukrem po męczącym dniu pracy. Truskawki z cukrem w środku zimy? …
Gdyby miał pewność że mąż tej pani nie czyhał nigdzie w sklepie wycałował by wybawicielkę. Bez ryzyka, miał jeszcze misję do wykonania. Podziękował grzecznie, skłonił się w pas. No może bez skłonu. Odwrócił się i podszedł do samochodu. Silnik forda zachrząkał od mrozu ale w końcu odpalił. Ostatnie wdzięczne spojrzenie w stronę zaparkowanej astry. Tylko czemu wysiadł? Co mu kazało zapytać się tej pani o Annę?
Zbieg okoliczności? Przypadek? Czy może przeznaczenie..? W końcu bez owej pani nie było by całej tej historii.
Gnali z prędkością odbiegająca na pewno od prędkości światła. W końcu samochód był już pełnoletni. Mógł według zasad panujących w naszym kraju pić, palić i oglądać filmy dla dorosłych. Co do palenia to palił. I to czasem dość sporo. Męczył czasem kieszeń Kuby, ale jakie to miało znaczenie. Pieniądze to pieniądze. Są albo nie są. Proste. Co do filmów dla dorosłych obecny właściciel nie miał pojęcia. Albo nie chciał mieć.
Tabliczka przy drodze poinformowała ich że są we właściwym miejscu o właściwym czasie. Co do czasu i miejsca miał bym wątpliwości ale.. Zapytali dziewczynę stojącą pod latarnią o Annę. Nie, nie była prostytutką. Stała pod latarnią bo.. stała i już. Najważniejsze że znała cel podróży. Podziękowali za informację. Odstawili samochód na pobocze.
- No to dawaj Romeo, na co czekasz? Wysiadaj ze swojego czarnego rumaka i leć do Julii.
Racja ford był czarny. Latem dawało się to we znaki. Darmowa sauna. Kuba miał przeczucie że było to ostatnie lato forda w jego żywocie. Może kiedyś z nim będzie miał do czynienia np. podczas porannego golenia. Gdzieniegdzie auto zdobiła pomarańcz ale to nie ze względów estetycznych właściciela. Najzwyklej w świecie rdzewiał.
-Dobra, już, oddaj mi tylko tą zieloną gałązkę z czerwoną końcówką- zażartował Kuba.
Szedł, szedł i szedł. Całe dwadzieścia metrów. Bał się. Zawsze miał inne pomysły. Niekonwencjonalne.
W dzieciństwie kiedy bawił się w chowanego u sąsiadów w chowanego ,wszedł za szafę.( Nie był chowany w szafie tylko tam wszedł, taka kryjówka). Nie wiedział tylko że było tam niezabezpieczone gniazdko od prądu. Chcąc nie chcąc wsadził przypadkiem palce no i.. Może dlatego teraz taki jest. Trochę inny. Ale chyba nie gorszy.
Jeden schodek, drugi. Wzrok skierował na drewniane drzwi. Nie były jakieś szczególnie interesujące, nie były rzeźbione, pokryte freskami czy innymi rzeczami. Zwykłe drewniane drzwi. Jak dla kogo. Dla niego były czymś w rodzaju przejścia w inny świat. W końcu za nimi miała kryć się pani Holsten. Zapukał zmarzniętą dłonią.
- Słucham?
Magiczne drzwi otworzyła kobieta. Nie wyglądała magicznie. Nie miała rogów, ogona czy czegoś tam . Wyglądała dość zwykle. Zwykła mama. Wiedział po kim Anna miała oczy.
-Dzień dobry. Właściwie dobry wieczór. Zastałem może Anię?
Brawo. Na samym początku zrobił z siebie idiotę. Jak można w szarówkę przywitać się zwrotem nieodpowiadającym danej porze dnia.
-Nie nie ma córki.
Cholera. Takiej sytuacji nie przewidział. Powinien teraz wyciągnąć takie dziwne urządzenie które przypominało długopis i pstryknąć. Wymazywało pamięć. Bynajmniej tak było w filmie Man In Black. Niestety nie miał okularów a oni mieli. To był główny problem. Przecież w kieszeni miał taki magiczny długopis. Dość niezgrabnym ruchem wyciągnął róże spod kurtki. Kobieta dziwnie na niego patrzyła. Może myślała że będzie się przy niej rozbierał?
-Może to pani jej przekazać? Z najlepszymi życzeniami świątecznymi.
Wręczył gospodyni domu kwiat. Popatrzyła na niego dziwnie. Pomyślała pewnie że jest idiotą. Ale co tam, przecież życie ma się jedno. Lepiej coś zrobić i żałować niż żałować ze się tego nie zrobiło.
-A i jeszcze to.
Lizak? Po jaka cholerę lizak? Sam nie wiedział czemu go wyciągnął. Róża lizak i życzenia świąteczne. Może nie wsadził dłoni do kontaktu w dzieciństwie tylko udawał tarzana na drutach wysokiego napięcia?
Pożegnał się z mamą Anny. Dobrze że go nie wyklęła. Wrócił do samochodu i przekręcił stacyjkę.

Po co u mnie byłeś? Ekran telefonu beznamiętnie wyświetlał wiadomość. Widocznie magiczna mama dosyć szybko poinformowała swoją magiczną córkę o pewnym dziwnym młodzieńcu który zawitał do ich domu. Nie chciał nawet myśleć co Anna o nim myślała. Zresztą niewiele go to obchodziło. Cieszył się. Dopiął celu. Nie zrezygnował, nie przestraszył się. Przecież ile odwagi trzeba mieć by szukać Bóg wie kogo, Bóg wie gdzie, znaleźć a potem jeszcze stanąć przed nią(albo przed jej matką) i wręczyć kwiatka. Jego współtowarzysz podróży mówił mu że sam by tego nie zrobił, bynajmniej na trzeźwo. Kuba taki był i już. Nie przeszkadzało mu to.
-no odpisz jej coś matole!
Wskazówki Piotra były bezcenne. Wystukał parę słów na klawiaturze. Ze chciał złożyć życzenia świątecznie w szkole ale nie zdążył czy coś. I w takim razie musiał jechać do niej osobiście bo jak to tak. Przecież każdej dziewczynie z roku tak zrobił, pewnie. Uśmiechał się sam do siebie. Nie wiedział czy z radości czy z własnej głupoty. Odwiózł kolegę i sam wrócił do domu. Otrzepał buty ze śniegu i wszedł do kuchni. Drzewa pokryte były już miękkim puchem. Bajecznie to wyglądało. Tu i tam biała pościel zdobiły ostatnie promienie przeciągającego się za drzewami słońca. Mróz zaczął szczypać w policzki.
-Gdzie byłeś? Obiad już dawno wystygł- zapytała Marta.
Marta. Kolejna dziewczyna w życiu Kuby. Szczupła, ciemnowłosa kobieta która pysznie gotowała i która kochała Kubę jak własnego syna. Właściwie dla uściślenia napisze że była jego mama. Rzadko tak ją nazywał. Marta to Marta i już. Mieli ze sobą dobry kontakt. W końcu znali się już kilkanaście lat.
- No byłem..w..bibliotece.
Wyciągnął z kieszeni jakąś książkę. Leżała w samochodzie bezużytecznie to w końcu do czegoś się przydała. Przecież nie powiedział by że był w Brau szukać nieznajomej koleżanki. Więc byli już na stopniu koleżeństwa ? Szybko. Odgrzał obiad, wypił szklankę soku. Drzewo w kominku już dogasało. Iskry ganiały się między sobą wyskakując od czasu do czasu poza obszar swoich zabaw. Były małymi punkcikami które umierały podczas palenia. Ale nie umierały niezapomniane. Dawały ciepło. Nie takie na godzinę czy dzień. Tylko na lata. Wkradały się do głowy jako wspomnienia ciepłych wieczorów przy domowym kominku w chłodne zimowe wieczory. Myślę że Kuba też chciał być taką iskrą. Przecież się urodził. A to już ma jakiś cel. Skoro wyszedł na świat z brzucha Marty to po coś. Na pewno chciał być szczęśliwy i zostawić jakiś ślad po sobie. Choćby wydrapane imię jego lubej na ławce w parku .
Usiadł przy biurku. Telefon milczał.
-Może bym napisał do niej?
Zaryzykował. Godzina, dwie, trzy..cisza. Ciszą która bolała.

II
Przebudził się. Kołdra leżała na podłodze, standard. Ciekawe czy jak będzie spał ze swoją żoną to czeka ją ten sam los? Poczuł zapach świeżo parzonej herbaty. Nuta cytryny z czarną herbatą. Bez cukru bo po co psuć smak używkami? Śnieg pruszył za oknem. Przez firanki przebijały się chłodne promienie słońca. Malowały na ścianie przeróżne wzory niczym współczesny malarz na kawałku płótna. Artyzm. Czy jak to tam diabli nazwali. Kończyła się przerwa międzysemestralna na uczelni. Pierwszy semestr na czysto, no, no. Kto by pomyślał że stać go na taki wyczyn. Miał kilka powodów by tkwić uparcie na tej uczelni. Jednym z nich było to że nie chciał marnować pieniędzy rodziców na kolejny ewentualny rok a drugi…ona. Brawo dla tych którzy wiedzą o kogo chodzi. Mogliście odrzucić ten bestseller patrząc na tytuł.
Młody zakochany chłopak. W za dużej koszuli, z podartymi spodniami i żołnierzykami w dłoni. Pewnie gdyby to było starcie wojenne miałby jakieś szanse z przeciwnikiem. W końcu te żołnierzyki… Ale niestety. Tutaj rozkazy wydawało serce. I chcąc nie chcąc nie miał szans wygrać tej bitwy. Serce Anny było pilnie strzeżoną twierdzą przez siły dla niego nie do pokonania. Czuł się jakby ktoś mu wyciął w nocy serce, wypełnił je jej zdjęciami, słowami, gestami i kazał dalej żyć. Nierealne? Dla chłopaka który wsadził palce do kontaktu nic nie jest nierealne!
Zadzwonił telefon. Kuba podbiegł do niego z prędkością światła. Minął po drodze mamę krzątającą się po kuchni, która zajęta była gotowaniem niedzielnego obiadu.

16 289 wyświetleń
237 tekstów
71 obserwujących
  • 4 June 2013, 23:32

    musi być kolejna część :)

  • Papużka

    10 February 2013, 14:26

    spokojnie im więcej tym lepiej :D

  • zugimihau

    10 February 2013, 10:14

    Dzięki!:) jak to sie mówi "skoro miało się odwagę zacząć to trzeba mieć odwagę żeby skończyć"..:) tylko kto to przeczyta, zajmie to pewnie kilkadziesiąt stron...

  • 9 February 2013, 23:30

    Świetne!

    Ja poproszę o dalszą część:D

    Super, Kuba zaciekawił mnie.
    A Anna ma coś, co...a nie ważne...

    Pozdrawiam miluśko...

  • zugimihau

    9 February 2013, 23:07

    teraz to jestem mokrą plamą na podłodze po Twoim komentarzu;)

  • Papużka

    9 February 2013, 16:13

    Zostawiłam sobie to opowiadanie na chwilę spokoju i ciszy.. intuicja mi podpowiadała, że będzie ono ciekawe i wciągnie mnie bez umiaru. Intuicja jak zwykle nie zawiodła..
    Całe opowiadanie treściowo napisane lekką ręką i swobodą myślową.. chciałabym tak umieć.. no ale niestety nie każdy tak potrafi. Ogółem bardzo mi się podoba również z miłą chęcią przeczytam dalszy ciąg owej opowieści.. bohater hym wyczuwam z nim wiele cech autora.. a może to właśnie opowieść napisana z autopsji?
    Najbardziej osobiście ujęły mnie takie drobiazgi jak: modlitwa w toalecie, kleks na pościeli czy opis róży... i wiele wiele innych :))) ... coś urzekającego...
    Bez cukru pudru, lizania... i wazeliny... Pisz, bo czuję, że jesteś do tego stworzony...

  • zugimihau

    9 February 2013, 10:13

    dzięki, za miłe słowa i za wytrwałość;] może uda się dokończyć..;]

  • misiek45

    8 February 2013, 23:42

    Mimo zmęczenia po pracy z przyjemnością przeczytałam Twoje opowiadanie gdyż jest napisane lekką ręką bez nudnych opisów i z pewnością przeczytam dalszą częśc jeśli takowa będzie-pozdrawiam na dobranoc:))

  • UniiQuue

    8 February 2013, 18:47

    Ogólnie mi się spodobało, pewnie dlatego, że Kuba jest spontaniczny i działa pod wpływem impulsu, emocji, no jest i szalony. Trochę rozgarnięty ale...Mało kto pojechał by w nieznane, nie wiedząc prawie nic o dziewczynie.
    Dokończ, dokończ ;) bo nie wiem czy zadzwoni Anna.