Menu
Gildia Pióra na Patronite

Księciunio

skubson

Późne majowe popołudnie ,słońce zza błękitnych chmur spogląda na mieszkańców Grodu Kraka. Kolejny dzień ma się ku końcowi. Ci którzy rozpoczęli pracę razem z wschodzącym słońcem udają się teraz na zasłużony odpoczynek. Squash , basen, siłownia to jedne z rozwiązań, które wybiera całkiem spora liczba młodych i energicznych ludzi. To tzw aktywni. Ostatnio stało się bardzo modne dbanie o własną sylwetkę. Kult pięknych i wyrzeźbionych ciał wśród męskiej części populacji naszego pięknego kraju rozwija się bardzo szybko, niczym populistyczny program wyborczy szybkiego zysku finansowego przy małym nakładzie pracy. A przecież „takie rzeczy to tylko w Erze”,niestety nie naszej erze. Kobiety nie ustępują zbytnio mężczyzną pod tym względem. Dwa razy w tygodniu fitness , wizyta u kosmetyczki, od czasu do czasu czyli średnio co sobotę siłowania. Najlepiej w miejscu pracy, albo w jego pobliżu, niech widzą te męskie szowinistyczne świnie , że coś robimy . Nie tylko w kuchni przy garach. Kiedy wypowiecie magiczne- „Kochanie nie zrobiła byś mi czegoś do jedzenia ,bo jestem strasznie zmęczony po pracy. Proszę” . Jakież łatwe i banalne było by „ a zrób se sam jełopie , nawet kanapek już Ci się zrobić nie chce.. ‘’ Bo mężczyźni mają to do siebie ,że chcą, ale na tych chęciach – niestety dla kobiet - szybko się kończy.

Marta jest jedną z nich, ma 30 lat pochodzi z Gdańska, ale od 10 lat mieszka w Krakowie. Pracuje w branży informatycznej, to jej pasja i sposób na co miesięczne zaspokajanie potrzeb m.in zakupów. Ma taka zasadę, dzień po wypłacie idzie do największej krakowskiej galerii handlowej podchodzi do punktu informacyjnego i wybiera przypadkowy numer, który oznacza konkretny sklep. I kupuje za nie więcej niż 300 zł. Dzisiaj po 10 latach numer każdego sklepu zna na pamięć - trochę oszukuje, ale przecież należy się jej coś od życia. W trakcie ostatniego shoppingu wybrała sklep z biżuterią . Kupiła kolczyki z białego złota, pasowały idealnie do nabytego w poprzednim miesiącu żakietu. Była z siebie dumna. Marta- krakus z importu - wraca do domu po pracy zawsze tą samą trasą i zawsze przypadkiem, tym kobiecym przypadkiem wstępuje do kwiaciarni, w której kupuje bukiet świeżych kwiatów.

Kiedy była małą dziewczynką jeździła do swoich dziadków do Holandii i tam rozkoszowała się widokiem pól pełnych tulipanów . Od tego czasu uwielbiała tulipany, zwłaszcza czerwono krwiste . Kiedy w trakcie studiów , w przerwie między wykładami podszedł do niej Marek i powiedział , że dla niego jest niczym kwiat tulipanu w blasku wschodzącego słońca . Jednocześnie wręczając jej tulipana. Poczuła, że wpadła jak śliwka w kompot. Marek był blondynem- jej wymarzonym blondynem z metrem osiemdziesiąt dwa wzrostu, ślicznymi niebieskimi oczami, a do tego pachniał tak bardzo kusząco. Był to jego naturalny zapach, który działał na nią jak feromon, przyciągał niczym plus przyciąga minus w biegunach magnetycznych. Kupował jej kwiaty, przy każdej możliwej okazji, czasami nawet i bez mówiąc „że okazją jest sam fakt tego, że jest jego Martusią” On także należał do aktywnych. Rano basen, 50 długości dla kondycji oczywiście. Po nim śniadanie podawane do łóżka, jej łóżka. A wieczorami po pracy squash z kolegami. Tam to dopiero mógł wyładować całe emocje. Żyła jak w bajce. Cudowny poranek, później praca w dziale informatycznym największego dystrybutora tulipanów z Holandii w Polsce. No i wieczorna kolacja z swoim księciem z bajki. Wiedziała , że jest szczęściarom. Coś takiego spotyka kobiety raz na sto przypadków i tym setnym była właśnie ona! Po trzech latach bycia razem, zorganizował kolacje na dachu jednej z kamienic w samym centrum Krakowa. Przy akompaniamencie saksofonu poprosił ją o rękę. Nie zastanawiała się nawet sekundy. Mówiąc szybkie i stanowcze TAK. A on jak to zwykle- drocząc się z nią- zapytał jeszcze raz udając , że się przesłyszał. Wtedy krzyknęła głośno i wyraźnie TAAAK !

Od momentu oświadczyn do ślubu minął rok - czas sielanki - ich wspólnej sielanki. Na ślubnym kobiercu wyglądała zjawiskowo. Miała na sobie ujmująco prostą klasyczną suknię. Ale było w niej coś magicznego, jak to sami później stwierdzili oglądając weselne zdjęcia. Wyglądała jak najpiękniejsza modelka z mediolańskich wybiegów z modą ślubną. On ubrany we frak „ podjechał” do kościoła na białym koniu. To miała być jego niespodzianka. Udało się. Nie wierzyła własnym oczom. Marek, jej Marek, wyglądał jak książę z bajki, w której to ona była jego królewną. Po nocy poślubnej przygotował jej królewskie śniadanie, zaaranżował wszystko, nawet zadedykował jej piosenkę w radio Anny Marii Jopek „ Pierwszy dzień reszty naszego życia” :
„Spójrz, nowy dzień Twego życia się zaczyna.
Wstań, by zanurzyć się w nim.
Już czujesz tę mocną radość bez przyczyny i świat nagle jest jakim chcesz, aby był.
Tak mi dobrze jest tulić przed snem Twoją twarz a o świcie być blisko niej znów.
To pierwszy dzień z reszty dni naszego życia - byś mógł mówić „kocham” każdym z Twoich słów.”
Płakała... ze szczęścia. Pół roku po ślubie kupili wspólne mieszkanie. Marek jako budowlaniec, złota rączka zrobił w nim wszystko o co tylko poprosiła. Żyła jak w pałacu, z księciuniem u boku.

W Polsce nastąpił kryzys, ludzie nie mieli pieniędzy,o pracę było bardzo ciężko. Księciunio postanowił wziąć sprawy w swoje ręce” przecież na mieszkanie muszą zarabiać obydwoje” , a nie tylko Ona. Uzgodnili wspólnie , że wyjedzie do Anglii. Na 6 miesięcy i ani dnia dłużej. Dzwonili, pisali do siebie codziennie. W nocy o północy także. Telefon stał się dla niej niczym butla z tlenem dla płetwonurka – nie mogła bez niego funkcjonować. Dni jakoś tak strasznie wolno mijały, a ona nie wiedziała co ze sobą zrobić. Od 24 kwietnia dnia w którym wyjechał minęły dwa tygodnie. Dla niej to były jak dwa lata spędzony na bezludnej wyspie pośrodku oceanu ludzkich istnień. Po miesiącu nie wytrzymała wykupiła pierwszy lepszy bilet do Manchesteru i poleciała do niego. Nie mogła znieść już dłużej, że nie widzi jego odbicia w lustrze w trakcie porannego mycia zębów. Fakt , że nie może się do niego przytulić był jak wstrzymanie powietrza, na długo, zdecydowanie za długo.
Informował ją gdzie pracuje i co robi, wiec dotarła do niego bez problemu . Stanął wryty gdy ją zobaczył. Oznajmiła, że bez niego nie wraca, a wrócić musi. W końcu uległ jej namową. W tydzień uporali się z całymi formalnościami i wrócili do domu. Po powrocie to już nie był ten sam Marek, coś w nim pękło. Nie było już cudownych poranków, pocałunków na dzień dobry czy do widzenia. Kwiatów też już nie było, no chyba że kupiła je sama wracając z pracy. O wspólnych romantycznych kolacjach mogła jedynie pomarzyć. Jej księciunio stracił ten blask w oczach. Pewnego wieczoru wrócił do domu kompletnie pijany i zaczął ją bić , już nie było squasha na którym się wyładowywał. Była Ona. Na początku miała wykręcone nadgarstki czy podbite oczy. Bagatelizowała jego zachowanie. Powtarzając sobie , że to szybko minie Zaczęła dostrzegać problem, kiedy musiała wsiąść urlop w pracy , bo złamał jej rękę.
Już wiedziała jaki będzie jej następny zakup w trakcie co miesięcznego rytuału – duże czarne okulary i dobrze maskujące kosmetyki do twarzy. W majowe dni wszyscy chodzą w dużych czarnych okularach i tak nikt nie zauważy. No i na pewno będą pasowały do żakietu i kolczyków. Trwała przy nim, bo przecież nie mogła go zostawić, w momencie kiedy tak naprawdę to on potrzebował pomocy, a nie ona . To dalej - Marek jej mąż. Z czasem na pewno wróci ten dawny księciunio. Z czasem znowu zacznie się starać jak kiedyś. Oby nie o jeden dzień za późno i oby nie o jedno uderzenie w twarz za mocno.

4460 wyświetleń
36 tekstów
1 obserwujący
  • Say

    27 February 2010, 13:08

    Powiem jedno WoW... czytałam to jednym tchem. Zaskoczona byłam, gdyż Marta to też moje imię, jak ona kocham tulipany, jednak brak mi Księcia ;). Brutalne jest życie, jak może się zmienić...

  • 27 February 2010, 13:06

    to fikcja literacka.. ale dzięki za opinie ;)

  • Irracja

    27 February 2010, 12:23

    ... coś mi się wydaje że zbyt mocno go oplotła sobą... a gdy nie pozwoliła mu być sobą i zarabiać... gdy nie pozwoliła mu spełnić się jako mężczyzna to załamał się... i najgorsze że obwinił ją... ta miłość już nie wróci... nie w tej formie i nie na tej zasadzie... a szkoda... być może...