Powietrze staje się lżejsze. Przedziera się przez nie, pierwszy krzyk rozbudzonej ziemi. Wszystko wokół zmienia stan skupienia, pozwala przenikać do głębszych warstw. Najdelikatniejszych tkanek. Jej puls jak krew w skroni, przeradza się w tętent.
Cieplejszy wiatr oplata korony drzew, jak pajęczyna. My splatamy spojrzenia. Słońce topi na rzęsach ostatnie płatki śniegu. Radosne fotony wibrują na skórze, mieszają się kolorami.
Czekam na pierwsza burzę, na deszcz. Aż woda zmyje zapach i ślady zbutwiałych liści, smutny zimowy obraz. Rzucone z wiatrem ziarno nasiąknie wodą, wyda plon. Znów zagramy w zielone.
Sylwia Pryga